[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Służąca i dwaj oficerowie podbiegli, żeby pomóc się jej podnieść.Gdy tylko wstała, wyrwała się im i ruszyła do zejściówki prowadzącej do głównej kajuty.Fałdy tłuszczu przelewały się przy każdym kroku pod jej obszywaną koronką i perłami suknią.Sir Guy usłyszał jej wrzaski i pojawił się w drzwiach w samej koszuli.Chwycił małżonkę za ramię i wprowadził do środka.Verity stała samotnie przy relingu, oczekując na awanturę, która niechybnie musiała nastąpić.Patrzyła ponad blokadą wojennych dhow w stronę wejścia do Zatoki Omańskiej i odległych minaretów miasta.Przypomniała sobie raz jeszcze straszliwe wieści przyniesione przez Kadema ibn Abubakera, które musiała przetłumaczyć ojcu.Przed końcem miesiąca Maskat miał się znaleźć w rękach sił Zajna al-Dina.Mansur był w wielkim niebezpieczeństwie, a ona nie mogła mu pomóc.Frustracja z powodu tej bezradności i lęk o niego doprowadziły ją do wybuchu i wygarnięcia wszystkiego matce.- Błagam cię, Boże - szepnęła.- Nie pozwól, żeby mu się stało coś złego.Po godzinie zjawił się steward i wezwał ją do kajuty ojca.Matka siedziała na kanapce pod iluminatorem.Przyciskała do twarzy mokrą, pomiętą chusteczkę, ocierając nią zaczerwienione oczy i wydmuchując głośno nos.Ojciec stał na środku kabiny, w dalszym ciągu tylko w koszuli.Twarz miał ściągniętą, spojrzenie twarde i zimne.- Cóż to za jadowite kłamstwa opowiadasz swojej matce? - zapytał szorstko.- To nie są kłamstwa, ojcze - odparła hardo.Wiedziała, jakie mogą ją czekać konsekwencje za taki bunt, lecz była gotowa brnąć do końca.- Powtórz to teraz mnie - zażądał sir Guy.Verity opowiedziała mu cichym, monotonnym głosem wszystko, co usłyszała od Mansura.Kiedy skończyła, zapadła cisza.Konsul podszedł do okna i stał tam, wpatrując się w niskie fale, marszczące lazur morza.Na żonę nawet nie spojrzał.Milczenie się przeciągało.Verity wiedziała dobrze, że ojciec celowo usiłuje w ten sposób wzbudzić w niej poczucie niepewności, by ją zastraszyć i skruszyć jej opór wobec niego.- Ukryłaś to przede mną-odezwał się w końcu.- Dlaczego nie wyjawiłaś mi od razu, czego się dowiedziałaś? To było twoim obowiązkiem, córko.- Nie zaprzeczasz niczemu, ojcze? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.- Nie muszę przed tobą zaprzeczać ani potwierdzać niczego.To nie ja jestem tu sądzony, lecz ty.Znów zapadło milczenie.W kajucie było gorąco i duszno, a statek kołysał się lekko na niewysokich, rozlanych falach, przy-515prawiając o mdłości.Verity brakowało tchu i było jej niedobrze, lecz starałj się tego nie okazać.- Te szalone historie wpędziły twoją matkę w stan poważnego szoku - przemówił znów sir Guy.Caroline zaszlochała dramatycznie i wysjnarkała nos w mokrą chustkę.- Dziś rano przybył z Bombaju szybki statek pocztowy.Odsyłam ją z powrotem do konsulatu.- Ja z nią nie pojadę - oznajmiła beznamiętnie Verity.- Nie - zgodził się sir Guy.- Zatrzymam cię tutaj.To będzie doskonała nauczka dla ciebie, żebyś stała się świadkiem egzekucji tych buntowników, których obdarzyłaś tak niezdrowym zainteresowaniem.-- Przerwał na chwilę, zastanawiając się, jak wiele Verity może wiedzieć o jego sprawkach.Uznał, że jej wiedza jest na tyle obszerna, jż może stanowić dlań zagrożenie, gdyby chciała to wykorzystać przeciwko niemu.Wolał więc mieć ją na oku.- Ojcz;e - przerwała ciszę dziewczyna - ci buntownicy, jak ich nazywasz, to twój własny brat i jego syn.Sir Guy nie zareagował na te słowa.- Ze słów twojej matki wynika - ciągnął cichym, złowieszczym głosem - że wyprawiałaś wszeteczeństwa z młodszym z tych Arabów.Czy zapomniałaś już, że jesteś Angielką?- Poniżasz się tym oskarżeniem, ojcze.- To ty poniżyłaś mnie i naszą rodzinę swoim niegodziwym zachowaniem.Już tylko za to należy ci się kara.- Konsul podszedł do biurka i wziął leżącą tam szpicrutę z kości wieloryba, po czym odwrócił si^ do córki.- Zdejmij ubranie - rozkazał.Verity stała nieruchomo z kamiennym wyrazem twarzy.- Rób, co ci ojciec każe - odezwała się Caroline.- Ty nierządne ladaco.- Nie płakała już i słychać było w jej głosie, że napawa się zemstą.- Rozbieraj się natychmiast - powiedział sir Guy - albo zawołam mirynarzy, żeby ci pomogli.Verity uniosła ręce do szyi i rozwiązała wstążkę bluzki.Kiedy stanęła w końcu przed nimi naga, podniosła buńczucznie brodę i potrząsnęła głową, aż jej włosy opadły, zasłaniając dumne, młode piersi i zakrywając łono.- Kładź się na kanapie! - rozkazał jej ojciec.Podeszła do zielonej, skórzanej kanapy pewnym krokiem i położyła się aa brzuchu.Linie jej ciała miały słodycz i gładkość marmurowych rzeźb Michała Anioła.Nie będę płakać, postanowiła w myśli, lecz jej mięśnie skurczyły się konwulsyjnie, kiedy pejcz świsnął i opadł na obnażone pośladki.Nie dostarczę mu tej satysfakcji, obiecała sobie i zacisnęła mocno powieki, gdy szpicruta siekła ją przez tył ud.Bolało jak po ugryzieniu skorpiona.Verity zagryzła usta tak mocno, że aż poczuła w ustach metaliczny, słony smak krwi.W końcu sir Guy wyprostował się, zdyszany od wysiłku.- Możesz się ubrać, ty bezwstydna wywłoko - wychrypiał.Verity podniosła się powoli, usiłując ignorować ból, który palił ogniem jej plecy i uda.Przód bryczesów ojca znalazł się na wysokości jej oczu i uśmiechnęła się z zimną pogardą, widząc wypukłość, świadczącą o jego podnieceniu.Konsul odwrócił się szybko i rzucił szpicrutę na biurko.- Okazałaś się nielojalna i nieuczciwa wobec mnie - powiedział.- Nie mogę ci już ufać.Zostaniesz zamknięta w kajucie aż do czasu, gdy zdecyduję o dodatkowych karach za twoją niegodziwość.Dorian i Mansur stali wraz z szejkami na balkonie minaretu.Patrzyli na pióropusze i brązowe tureckie hełmy o kształcie misek, gdy oblężnicze oddziały wydostawały się jeden za drugim z okopów i ruszały do ataku na fortecę.Masy wojska zgromadziły się pod murami, a ciężkie baterie Zajna al-Dina zdwoiły tempo ostrzału.Zmieniła się też amunicja.Zamiast kamiennych kuł Turcy zasypywali teraz blanki i wyłomy w murze ładunkami kamieni wielkości pięści i pociskami z lanego metalu.W końcu działa umilkły i rozległ się naglący łomot werbli.Masa nieprzyjacielskiego wojska popędziła z dzikim wrzaskiem przed siebie, pokonując ostatnie jardy, dzielące ją od wyłomów.Obrońcy na murach blankowych usiłowali ich powstrzymać ogniem z dział, a łucznicy wypuszczali całe roje strzał.Pierwsze szeregi napastników pokonały otwartą przestrzeń, zanim kanonierzy zdążyli załadować ponownie.Pozostawiali na zrytej pociskami ziemi swych zabitych i rannych, lecz ich miejsce zajmowały natychmiast kolejne fale żołnierzy.Przedostawali się przez rumowisko strzaskanych bloków kamiennych i wpadali hurmą do wnętrza fortecy przez wyłomy w murach.Dopiero będąc w środku, odkrywali, że znajdują się w labiryncie wąskich uliczek i ślepych przesmyków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]