[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet gdyby ca³y lud tego¿¹da³, w¹tpiê, by ksi¹¿ê Rycerski otrz¹sn¹³ siê z wiêzów, które sam na siebiena³o¿y³, lub sprzeciwi³ siê woli króla.Ale coraz czêœciej s³ychaæ narzekania iutyskiwania, a to zazwyczaj prowadzi do zamieszek i ogólnie rzecz bior¹ctworzy klimat fatalny dla bêkarta, który by sobie do woli wêdrowa³ dok¹d oczyponios¹.Zosta³a ci wyznaczona rola i musisz j¹ odegraæ.Albo bêdziesznarzêdziem króla, albo trupem.- Narzêdzie króla, rozumiem.- Ogarnê³o mnie przygnêbienie.Moje marzenia ob³êkitnych niebiosach wznosz¹cych siê nad ¿Ã³³tymi drogami, gdzie podró¿owa³bymna Sadzy, nigdy siê nie ziszcz¹.Zamiast tego ujrza³em pod powiekami ogaryskupione w psiarni i zakapturzone soko³y, podró¿uj¹ce na królewskim nadgarstkui puszczane wolno tylko na rozkaz króla.- Nie musi byæ a¿ tak Ÿle - rzek³ Cierñ cicho.- Wiêkszoœæ ograniczeñ tworzymysobie sami.Cz³owiek buduje tak¿e w³asn¹ wolnoœæ.- Nigdy nigdzie nie wyjadê, prawda? - Choæ idea podró¿y jeszcze wczoraj niepowsta³aby mi w g³owie, nagle nabra³a ogromnego znaczenia.- Tego bym nie powiedzia³.- Cierñ robi³ du¿o zamieszania szukaj¹c, czegomóg³by u¿yæ jako obci¹¿enia pokrywy na talerzu pe³nym nasion.W koñcuzdecydowa³ siê na spodeczek.- Odwiedzisz wiele miejsc.Dyskretnie i wówczas,gdy bêdzie tego wymaga³o dobro rodu.Bardzo podobnie ¿yje ka¿dy ksi¹¿ê krwi.Czy myœlisz, ¿e ksi¹¿ê Rycerski móg³ wybieraæ, dok¹d siê udawa³ z misj¹dyplomatyczn¹? Czy twoim zdaniem ksi¹¿ê Szczery lubi byæ wysy³any do miastnapadniêtych przez Zawyspiarzy, by wys³uchiwaæ tam skarg mieszkañców,utyskuj¹cych, ¿e gdyby tylko mieli lepsze albo lepiej obsadzone fortyfikacje,nic z³ego by im siê nie wydarzy³o? Prawdziwy ksi¹¿ê ma bardzo niewielki wybór,dok¹d pojedzie albo jak bêdzie spêdza³ czas.Twój ojciec prawdopodobnie mo¿eteraz podejmowaæ podobne decyzje swobodniej ni¿ kiedykolwiek wczeœniej.- Nie mo¿e tylko przyjechaæ do Koziej Twierdzy? - Przeb³ysk zrozumieniaunieruchomi³ mnie z rêkoma pe³nymi skorup.- Nie mo¿e tylko przyjechaæ do Koziej Twierdzy.Nie ma potrzeby mieszaæludziom w g³owach wizytami by³ego nastêpcy tronu.Rzuci³em skorupy w ogieñ.- Przynajmniej gdzieœ mo¿e jechaæ - mrukn¹³em.- Ja nie mogê nawet iœæ domiasta.- Takie to dla ciebie wa¿ne? Chcia³byœ chodziæ po brudnym porcie?- Tam s¹ inni.- zaci¹³em siê.Nawet Cierñ nie wiedzia³ o moichprzyjacio³ach.Postawi³em wszystko na jedn¹ kartê.- Nazywaj¹ mnie Nowy.I niewidz¹ we mnie bêkarta za ka¿dym razem, kiedy na mnie patrz¹.- Nigdy wczeœniejnie uj¹³em tego w s³owa, ale nagle nieodparty powab miasta sta³ siê dla mniezupe³nie jasny.- Aha - mrukn¹³ Cierñ i jego ramiona poruszy³y siê, zupe³nie jakby westchn¹³,choæ do mnie nie dotar³ ¿aden dŸwiêk.I ju¿ w nastêpnej chwili opowiada³ mi,jak mo¿na wpêdziæ cz³owieka w chorobê, podaj¹c mu do jedzenia rabarbar zeszpinakiem; przy odpowiednio du¿ej porcji mo¿e to byæ nawet chorobaœmiertelna, a przecie¿ na stole nie znajdziesz ani szczypty trucizny.Zapyta³emgo, jak innych biesiadników uchroniæ przed dolegliwoœciami, i nasza dyskusjaodbieg³a od poprzedniego tematu.Po jakimœ czasie przekona³em siê, ¿e jego s³owa dotycz¹ce ksiêcia Rycerskiegoby³y niemal prorocze.Dwa dni póŸniej zaskoczono mnie informacj¹, ¿e na ca³y dzieñ jestem potrzebnyKrzewicielowi.By³em jeszcze bardziej zdziwiony, gdy skryba wrêczy³ mi listêsprawunków do zrobienia w mieœcie i nie tylko srebro na zap³atê, ale nadodatek dwa miedziaki dla mnie.Wstrzyma³em oddech, pewien, ¿e Brus lub innyspoœród moich mistrzów zabroni mi tego wyjœcia, ale zamiast tego powiedzianomi tylko, bym szybciej rusza³ w drogê.Wyszed³em za mury, dzier¿¹c koszyk naramieniu, a w g³owie krêci³o mi siê od niespodziewanej wolnoœci.Przeliczy³emmiesi¹ce od ostatniego razu, gdy zdo³a³em siê wymkn¹æ z zamku, i dozna³emniema³ego wstrz¹su, stwierdziwszy, ¿e min¹³ ju¿ rok lub nawet wiêcej.Natychmiast postanowi³em odnowiæ znajomoœæ z miastem.Nikt mi nie powiedzia³,kiedy mam wróciæ, wiêc by³em przekonany, ¿e jeœli uszczknê dla siebie godzinkêlub dwie, nikt siê o tym nie dowie.Lista zakupów by³a d³uga i ¿eby spe³niæ wszystkie ¿yczenia Krzewiciela,musia³em przejœæ ca³e miasto.Nie mia³em pojêcia, jaki po¿ytek mog³y mieæ dlaskryby suszone w³osy morskiej nimfy albo du¿a miara leœnych orzechów.Mo¿eu¿ywa³ ich do barwienia atramentów.Poniewa¿ ani jednego, ani drugiego niemog³em znaleŸæ w zwyk³ych sklepach, zaszed³em na bazar ko³o przystani, gdzieka¿dy, kto mia³ derkê i coœ do sprzedania, móg³ siê uwa¿aæ za kupca.Dosyæszybko dosta³em glony morskie i dowiedzia³em siê, ¿e by³y powszechnymsk³adnikiem zupy rybnej.Znalezienie orzechów zajê³o mi wiêcej czasu, gdy¿ by³ato rzecz pochodz¹ca z krain œródl¹dowych, a nie nadbrze¿nych, i niewielukupców oferowa³o podobne towary.Znalaz³em je jednak, obok koszyków z kolcami je¿atki i rzeŸbionymi drewnianymipaciorkami, przy orzechowej m¹czce i arkuszach g³adzonej kory.Kobietasiedz¹ca ko³o tego pledu by³a stara, a czas pokry³ jej w³osy srebrem raczejni¿ biel¹ lub szaroœci¹.Mia³a wydatny prosty nos i wystaj¹ce koœci policzkowe.By³y to cechy rasy bardzo mi obce, lecz jednoczeœnie dziwnie znajome.Nagledreszcz przeszed³ mi po plecach; zrozumia³em, ¿e pochodzi³a z gór.- Keppet - odezwa³a siê kobieta siedz¹ca przy s¹siednim pledzie.S¹dzi³em, ¿e mówi do tej, której w³aœnie p³aci³em.Ale ona patrzy³a na mnie.- Keppet - powtórzy³a z naciskiem, a ja siê zastanowi³em, co mog³o to s³owooznaczaæ w jej jêzyku.Brzmia³o jak proœba, lecz staruszka nie reagowa³a, wzrokutkwi³a gdzieœ w dali, wiêc wzruszy³em lekko ramionami, uœmiechn¹³em siêprzepraszaj¹co i z orzechami w koszyku zacz¹³em siê oddalaæ.Nie uszed³em dziesiêciu kroków, gdy us³ysza³em j¹ znowu.- Keppet! - krzyknê³a przenikliwie.Obejrza³em siê i zobaczy³em, ¿e owe dwie kobiety szamocz¹ siê niezgrabnie.Starsza trzyma³a za nadgarstki m³odsz¹, która próbowa³a siê wyrwaæ, szarpa³asiê i kopa³a.Handlarze dooko³a zrywali siê na równe nogi i poœpiesznieratowali swoje towary przed zniszczeniem.Mo¿e bym i zawróci³, ¿eby siêprzyjrzeæ tej niecodziennej scenie, gdybym nie dostrzeg³ znajomej twarzy.- Krew z Nosa! - zawo³a³em.Odwróci³a siê do mnie i przez chwilê s¹dzi³em, ¿e siê omyli³em.Od naszegoostatniego spotkania min¹³ rok.Jak mo¿na przez rok zmieniæ siê tak bardzo?Ciemne w³osy, zazwyczaj splecione w grzeczne warkoczyki za uszami, terazswobodnie sp³ywa³y na ramiona.I ubrana by³a nie w kaftan i luŸne spodnie, alejak doros³a kobieta, w bluzkê i spódnicê.Na ten widok odebra³o mi mowê.Odwróci³bym siê i udawa³, ¿e wo³a³em do kogoœ innego, gdyby nie to, i¿dziewczyna obrzuci³a mnie wyzywaj¹cym spojrzeniem.- Krew z Nosa? - us³ysza³em ch³odne pytanie.Upar³em siê przy swoim.- Ty nie jesteœ Sikorka Krew z Nosa? Unios³a d³oñ i odsunê³a w³osy z policzka.- Nazywam siê Sikorka.Handlarka wosku.- Ujrza³em w jej oczach b³yskrozpoznania, ale spyta³a z rezerw¹: - Nie jestem pewna, czy siê znamy.Jakmasz na imiê, panie?Zmieszany, zadzia³a³em odruchowo - siêgn¹³em do jej umys³u.Znalaz³em tamogromne zdenerwowanie oraz zdumiewaj¹cy lêk.Zapragn¹³em j¹ uspokoiæ myœl¹ ig³osem.- Jestem Nowy - rzek³em bez wahania.Oczy jej siê zaokr¹gli³y ze zdumienia, a potem wybuchnê³a œmiechem, bior¹c mojes³owa za ¿art.Œciana, która wyros³a miêdzy nami, pêk³a niczym bañka mydlana inagle wróci³o ciep³e poczucie wspólnoty, podobne do wiêzi ³¹cz¹cej mnie zGagatkiem.Wszelka sztucznoœæ gdzieœ zaginê³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]