[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gramolili się niezgrabnie i niemalże stratowali nawzajem, kiedy uciekali w kierunku schodów.Fafhrd ponownie się roześmiał i rzucił stołem za nimi.Krzyknął do Kocura, który stał w odległym krańcu pokoju:– No i czemu marnujesz czas?– Jeszcze chwilkę sobie poćwiczę – odpowiedział Kocur.Sapał, trzymając na dystans dwóch pozostałych napastników.– Szermierka ma zbawienny wpływ na mój nastrój.W tym momencie towarzysz Blizny przysunął się za blisko niewysokiego mężczyzny.Kocur uniósł stopę i kopnął.Żołnierz chwycił się za krocze, upuścił miecz i upadł na kolana.– O tak – stwierdził Kocur – teraz czuję się lepiej.Zaskoczony Blizna niemądrze zerknął na jęczącego towarzysza na podłodze.Potężny cios Kocura, nad którym ledwo panował, ze świstem sięgnął głowy kaprala.Wielki czubek miecza przeciął skórzany pasek hełmu Blizny i wyciął głęboką ranę w nieosłoniętym policzku.Trysnęła krew.Blizna krzyknął z bólu, przyciskając rękę do twarzy, i odskoczył do tyłu.– Będziesz miał teraz dopasowany komplecik – powiedział szyderczo Kocur.W gardle Blizny zagulgotał ochrypły krzyk.Żołnierz chwycił oburącz miecz i chciał natrzeć po raz ostatni.Ale zanim zdążył się ruszyć, pojawił się przed nim Fafhrd, uniósł jego hełm i trzasnął głownią miecza w nieosłoniętą czaszkę.– Ależ z ciebie niecierpliwy prostak – wydął usta Kocur.– Tak jak twój imiennik – zbeształ go Fafhrd – za bardzo lubisz bawić się jedzeniem.Kocur porwał z powrotem swój rapier i podał Fafhrdowi jego wielki miecz.– Nie zamierzałem go zjadać – powiedział obronnym tonem i wyciągnął z ruin sprzętów pas z Kocim Pazurem.Ich uwagę przyciągnął cichy jęk żołnierza, który leżał na podłodze, wciąż z dłońmi między udami.Kocur mruknął, gdy się nad nim pochylał:– Czuję się w obowiązku przeprosić za to.Większość mężczyzn wolałaby, żeby ich przebić mieczem.Biedny człowiek zagryzł usta, zamknął oczy i potakująco kiwnął głową.Fafhrd oparł się o futrynę, zerkając na korytarz.– But jest potężniejszy od miecza – szepnął Kocur, gdy do niego dołączył.– Z pewnością będzie śpiewał pieśni miłosne w innej oktawie – stwierdził Fafhrd.Skradali się korytarzem w kierunku schodów.Fafhrd prowadził.Zatrzymali się na najwyższym stopniu.U stóp schodów czekało na nich pół tuzina gotowych do walki żołnierzy z obnażonymi mieczami i napięciem w oczach.Na ich twarzach błyszczał pot i malował się strach.Spoglądali nerwowo w górę.Kocur i Fafhrd wymienili spojrzenia.Kocur ścisnął poręcz i wydał bojowy okrzyk.Przeskoczył ją, a szary płaszcz rozpostarł się za nim jak skrzydła.Fafhrd ryknął.Przecinając mieczem powietrze, pomknął w dół niczym rudy szaleniec.Żołnierze wrzasnęli i rzucili z brzękiem broń na ziemię.Obute stopy zagrzmiały, gdy sześciu mężczyzn uciekało na łeb, na szyję przed fruwającym skrzatem i nacierającym gigantem.Fafhrd ścigał ich aż do progu.Ale jego drwiący śmiech ścigał ich jeszcze na ulicy.Kocur schował rapier, a Fafhrd obrócił się do niego plecami.– Ty ogrze – powiedział mniejszy mężczyzna, i kpiąco zmarszczył brwi.– Chyba się zlali w spodnie.– Podniósł z podłogi przewróconą butelkę po winie i potrząsnął nią.Odkrył, że pozostał w niej jeszcze łyk, więc przyłożył ją do ust, osuszył i wytarł usta.– Wysuszyło cię straszenie bezbronnych żołnierzy? – spytał Fafhrd, chowając do pochwy swój miecz.Kąciki ust Kocura uniosły się w uśmiechu.– Zauważyłem, z jakiej jest winnicy – powiedział i upuścił puste naczynie, które roztrzaskało się u jego stóp.– Tovilyis.Popełniłbym zbrodnię, gdybym jej nie opróżnił.Z baru dobiegł jęk.Ściągnął ich uwagę.Wciąż pijany Jednoręki Cherig próbował usiąść.Jego ramiona młóciły powietrze, a noga majtała się rozpaczliwie.Wtem gospodarz wydał z siebie dziwny i zdumiony okrzyk i spadł z wąskiego kontuaru.Kocur i Fafhrd pospieszyli na pomoc tłustemu właścicielowi.Podnieśli go, podprowadzili do zydla i oparli o ścianę.Cherig wpatrywał się w ich twarze zamglonymi i przekrwionymi oczami.Najwyraźniej ich nie rozpoznawał.Wtem klepnął Fafhrda po ramieniu.– Ach, to ty, Fafhrdzie – wymamrotał niewyraźnie.Pomachał palcem przed nosem olbrzyma.– Lepiej uważaj.Ludzie suzerena pytali o twojego szarego towarzysza.Jeśli chcesz znać moje zdanie, to na pewno obserwują mój lokal.– Ostrzegę go – odparł Fafhrd.Machnął ręką przed nosem, by rozwiać nieprzyjemny zapach dobywający się z ust Cheriga.– Lepiej tak zrób – stwierdził Cherig i kiwnął głową.Zamknął oczy i ześliznął się po ścianie.Gdy opadła mu szczęka, z rozchylonych ust dobyło się głośne chrapanie.– Musiał przeżyć interesującą noc – skomentował Fafhrd.Kocur spojrzał na niego ostro.– Nie wiesz, co tu się stało? Fafhrd potrząsnął głową.– Kiedy przybyłem do domu, było już po zabawie.A teraz powiedz mi, co takiego zrobiłeś, że tak wkurzyłeś straże?Kocur w ciągu kilku chwil opowiedział, jak złapano go pod wieżą Koh-Vombi, a potem jak uciekł z lochów Rokkarsha do tuneli pod miastem.Wspomniał o Świątyni Nienawiści i o tym, jak ją przekształcono w schronienie dla bezdomnych ofiar klątwy Malygrisa.Zdradził szczegóły spotkania z Dempthą Negatarthem i jego córką Jesane.Na koniec zachmurzył się i powiedział o zniknięciu Dempthy.– Demptha ma warsztat jubilerski na północ od ulicy Bogów – rzekł Kocur.– Jeśli nie jesteś zbyt spity tym winem, chcę tam pójść.Fafhrd otarł czoło.– Ćwiczenia doskonale wpływają na oczyszczenie umysłu – odparł.Z piętra dobiegł ich stłumiony trzask, po którym rozległ się głośny jęk i przekleństwo.Wyraźnie było słychać, że głos należy do kaprala z blizną.– Nadszedł najwyższy czas, żeby poszukać tego warsztatu – rzekł Fafhrd.– Chyba zabawniej byłoby zostać i znów mu przetrzepać skórę – mruknął Kocur, ale pierwszy wyszedł ze Srebrnego Węgorza i wkroczył w aleję Mroczną.Na rogu ulicy Taniej napotkali samotnego przechodnia.Skulony i owinięty płaszczem z kapturem, niemalże wpadł na Fafhrda.Podniósł wzrok, nagle zaczerpnął tchu i odsunął się.Jego prawa dłoń wyskoczyła spod płaszcza.Błysnął smukły nóż.Oczy, skryte pod kapturem, otworzyły się szeroko.Przez chwilę mężczyzna gapił się na nich.Potem schował nóż pod płaszcz, mruknął pospieszne przeprosiny, przebiegł na drugą stronę ulicy i dalej poszedł swoją drogą.– O co tu chodzi? – spytał Fafhrd i podrapał się po brodzie, gapiąc się za przechodniem.Potem rozejrzał się wokół.– Gdzie się wszyscy podziali? Jest ranek, a ulice są zupełnie puste!– Widziałeś, jak mu się trzęsła ręka? – skomentował cicho Kocur.Sam mocniej otulił się płaszczem.– Żołnierze Blizny też byli przerażeni.– Pewnie, że tak! – roześmiał się Fafhrd.– Czyż nie wyglądamy groźnie? Ba, sama twoja śniada twarz mogłaby straszyć po nocach!Kocur dźgnął Fafhrda łokciem w biodro.– Nie drwij z mojej buźki, bo nie powstydziłaby się jej porcelanowa laleczka – ostrzegł go z udawaną powagą, a potem spoważniał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]