[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smoczy Rycerz zda³sobie nagle sprawê, ¿e nigdy w ¿yciu nie widzia³ takbeznamiêtnego, strasznego oblicza.Teraz dopiero zro-zumia³, dlaczego tak obawiano siê Sir Johna jako wodzai turniejowego przeciwnika.- Jeœli nie masz nic przeciwko temu, Sir Johnie - rzek³pospiesznie pojednawczym tonem - oddalimy siê niecoz Secohem.Za chwilê wrócê.Proszê o wybaczenie.Przera¿aj¹cy wyraz twarzy nagle znikn¹³.- Ale¿ oczywiœcie, Sir Jamesie - powiedzia³ Chandosnormalnym tonem.Jego twarde jak stal spojrzenie skoncentrowa³o siê jednakna jakimœ odleg³ym przedmiocie.Jim odwróci³ siê napiêcie, puszczaj¹c przed sob¹ Secoha, który ruszy³ ko³ysz¹-cym krokiem, a¿ odeszli na tak¹ odleg³oœæ, ¿e rycerz niemóg³ ich us³yszeæ.- Secohu - powiedzia³ Jim szeptem - powinieneœuwa¿aæ, jak zwracasz siê do Sir Johna.Nie piastuje on¿adnego wysokiego urzêdu, chocia¿ proponowano mu jewielokrotnie, ale jest jednym z najwiêkszych angielskichrycerzy i nale¿y byæ w stosunku do niego uprzejmym.- Myœla³em, ¿e by³em uprzejmy.- No có¿, nastêpnym razem spróbuj inaczej - pora-dzi³ Smoczy Rycerz.- O czym to chcia³eœ ze mn¹pomówiæ?- No wiêc.Jim westchn¹³ w duchu.Jak na smoka przysta³o, Secohzamierza³ zacz¹æ od samego pocz¹tku i opowiedzieæ ca³¹historiê krok po kroku, zamiast przejœæ od razu donajistotniejszej jej czêœci.- Widzisz - zacz¹³ Secoh - m³ode smoki bardzoprzerazi³y siê wê¿y morskich, kiedy zaczê³y one wyskakiwaæz morza w ich stronê.Wszystkie odlecia³y z powrotem doCliffside.Przez pewien czas lecia³em razem z nimi, staraj¹csiê przemówiæ im do rozs¹dku i nak³oniæ do powrotu.Alemnie nie s³ucha³y.Wróci³em wiêc sam.Kiedy znalaz³em siêna miejscu, ciebie ju¿ nie by³o, a Sir Brian i Dafydd le¿elina pok³adzie ci¹gle nieprzytomni.Nagle zniknêli i wiedzia-³em, ¿e musia³eœ znaleŸæ Carolinusa i sk³oniæ go do zabraniaich, skoro nie chcia³eœ robiæ tego sam, jak powiedzia³ mig³Ã³wny jerzy na statku.Wszyscy zniknêliœcie, ale pozosta³yrzeczy, które mieliœcie ze sob¹.- Och, mój Bo¿e! - wykrzykn¹³ Jim, nagle uœwiada-miaj¹c sobie, do czego zmierza Secoh.- To oznacza.-zacz¹³.- Tak, oczywiœcie.- To dlatego nie przylecia³emwczeœniej.Gdy m³ode smoki stchórzy³y, a ja wróci³em nastatek, by wam pomóc, uœwiadomi³em sobie, co musizostaæ zabrane za wszelk¹ cenê.Pos³a³ wymowne spojrzenie Jimowi.- I zrobi³eœ to? - zapyta³ niecierpliwie Smoczy Rycerz.- Jerzy ze statku przywi¹zali mi worek na plecach, tak¿eby nie przeszkadza³ w lataniu - ci¹gn¹³ Secoh.- W tensposób wróci³em.Najpierw polecia³em do Cliffside.Wzi¹-³em klejnoty francuskich smoków, bêd¹ce gwarancj¹, ¿eprzylec¹ z pomoc¹, i pokaza³em naszym.PóŸniej zabra³emje i ukry³em na bagnach, wyjmuj¹c oczywiœcie w³asny skarb.To rzek³szy, Secoh otworzy³ paszczê i wysun¹³ d³ugi,czerwony jêzyk z tkwi¹c¹ na nim ogromn¹ per³¹, stanowi¹-c¹ ca³y jego maj¹tek.Schowa³ jêzyk i mówi³ dalej, z klejnotem umieszczonymbezpiecznie w którymœ z policzków.- Powiedzia³em naszym smokom, ¿eby przekaza³y dalejwieœæ o pomocy francuskich braci.Zrobi³o to na nich du¿ewra¿enie.Dopiero wówczas ruszy³em do was.- Œwietnie to za³atwi³eœ - pochwali³ go Jim.- Dziê-kujê ci, Secohu.Okaza³eœ ogromn¹ m¹droœæ, której za-brak³o mnie, poniewa¿ opuœci³em tak cenny powierzony midepozyt.- Och, dziêkujê ci, panie - rzek³ smok.Zwierzêta tenie czerwieni¹ siê, ale s¹dz¹c z ruchów Secoha, gdybymóg³, zrobi³by siê czerwony jak burak.- Wiem, ¿e tonieprawda, ale i tak cieszê siê, ¿e tak mówisz, panie.- Nonsens - zaprotestowa³ Smoczy Rycerz.- Tes³owa to szczera prawda.A teraz musimy wracaæ do SirJohna i miejmy nadziejê, ¿e zbytnio nie zdenerwowa³ siê,czekaj¹c na nas.- Nie rozumiem, dlaczego to takie wa¿ne - stwierdzi³Secoh, na szczêœcie na tyle cicho, ¿e rycerz nie móg³ gous³yszeæ.- To sprawa Jerzych - skwitowa³ Jim, nie maj¹cochoty na dyskusjê.- Sprawa Jerzych? - powtórzy³ z pow¹tpiewaniemsmok za plecami Jima.Nie doda³ jednak nic wiêcej, poniewa¿ podeszli ju¿ doChandosa.Rycerz spojrza³ na nich i uœmiechn¹³ siê.WyraŸnie uspokoi³ siê lub postanowi³ udawaæ, jak przysta³ona cz³owieka tak przebieg³ego, jakim by³.- Widzê, ¿e zakoñczy³eœ ju¿ tê rozmowê, Sir Jamesie -rzek³.- Tak, Sir Johnie, i jeszcze raz proszê o wybaczenie.Rycerz niedbale machn¹³ rêk¹.- To zbyteczne, ale cieszê siê, ¿e to mówisz, Sir Jamesie.Wreszcie ktoœ traktuje mnie nale¿ycie.Pewnego dnia mo¿euda mi siê skoñczyæ dysputê z Carolinusem, rozpoczêt¹przed jego znikniêciem.- Za niego tak¿e ciê przepraszam.- zacz¹³ Jim, leczChandos ponownie machn¹³ d³oni¹.- Ale¿ to nic.Nie zwracaj uwagi na to, co przed chwil¹powiedzia³em.Nie by³o to zbyt uprzejme z mojej strony.Spróbujê siê poprawiæ.Aha, zastanawialiœmy siê, w jakisposób król Jean chce dokonaæ inwazji za piêæ dni, jeœliwojska jeszcze nie zaczê³y wsiadaæ na statki.Mówi³eœ coœna temat wê¿y morskich.- Tak.Wspomnia³em, ¿e wê¿e morskie obieca³y gowesprzeæ.S¹ na tyle du¿e i silne, ¿e pomog¹ okrêtomprzep³yn¹æ przez Kana³ i ochroni¹ je w razie niebezpieczeñ-stwa.Ale doszed³em do wniosku, ¿e w³aœnie wys³anie ich: na pierwszy ogieñ mo¿e byæ pocz¹tkiem najazdu.Ty lubCarolinus wspominaliœcie, ¿e jakieœ wê¿e krêc¹ siê ju¿ pookolicy, a sam widzê, ilu ludzi schroni³o siê przed nimiw moim zamku.Chandos zmarszczy³ czo³o.- Nie wyobra¿am sobie, jak nasze wojsko mia³obywalczyæ z takim przeciwnikiem.Mielibyœmy wystarczaj¹codu¿o k³opotów z samymi Francuzami, gdyby tylko zdo³aliwyl¹dowaæ na wyspach.- Masz racjê.Inwazja mo¿e siê udaæ, jeœli nie po-wstrzymamy ich ju¿ podczas l¹dowania.A nie bêd¹ mieliz tym problemu, je¿eli os³onê desantu zapewni¹ wê¿emorskie.Grasuj¹ce tu ju¿ mog¹ byæ ich przedni¹ stra¿¹.Szpiegami, którzy maj¹ zbadaæ sytuacjê.Sir John zamyœli³ siê.I - To ca³kiem prawdopodobne, Sir Jamesie.Ale jeœlimaj¹ taki w³aœnie plan, musimy siê upewniæ, ¿eby mócprzeciwdzia³aæ.A jak to uczyniæ? Nie s¹dzê, ¿ebyœmy mieliokazjê wypytaæ któregoœ z tych potworów przed zabiciemgo w walce.- Dlaczego nie? - rozleg³ siê bas Rrrnlfa.- Zostañcietu.Spróbujê znaleŸæ jakiegoœ.Diabe³ Morski wspar³ jedn¹ rêkê na murze i nieoczeki-wanie przeskoczy³ przezeñ.Wyl¹dowa³ z drugiej strony takenergicznie, ¿e jego stosunkowo ma³e stopy obute w sanda³yzapad³y siê w ziemiê.Mur by³ zbyt solidny, ¿eby popêkaæ, czego Jim obawia³siê przez moment, ale zadr¿a³ tak, ¿e obaj rycerze musielichwyciæ siê za wystaj¹ce kamienie, ¿eby nie upaœæ lubnawet nie zlecieæ na dziedziniec.- Sir Jamesie, mo¿e wreszcie znajdziesz nieco czasu,¿eby opowiedzieæ mi o swoich odkryciach i dokonaniach,odk¹d znikn¹³eœ, kiedy to zamierza³em wys³aæ ciê doFrancji? - Smoczy Rycerz us³ysza³ g³os Chandosa.Rozdzia³ 29Zanim Jim skoñczy³ sw¹ opowieœæ, s³oñce zniknê³o ju¿za drzewami i wisia³o zapewne tu¿ nad horyzontem.Secoh, nie maj¹c ochoty s³uchaæ go, schowa³ g³owê podskrzyd³o i zasn¹³.Smoczego Rycerza zdziwi³o zachowanie smoka, takprzecie¿ lubi¹cego wszelkiego rodzaju opowieœci.Dopieropo chwili zda³ sobie sprawê, jak musi byæ zmêczony.Polecia³ przecie¿ po m³ode smoki, przyby³ z nimi nadKana³, wróci³ na l¹d, odwiedzi³ Cliffside, a¿ wreszcie zjawi³siê tutaj.Trochê odpocz¹³ w jaskiniach, kiedy pokazywa³pobratymcom klejnoty i prowadzi³ rozmowy.Nie móg³sobie pozwoliæ na to, by nie zamieniæ z nimi kilku s³Ã³w.Dla smoków by³aby to wyraŸna obraza.Ale te rozmowynie trwa³y zbyt d³ugo.Chandos wys³ucha³ ca³ej historii, nie przerywaj¹c anis³owem.Przez ca³y czas pozostawa³ niewzruszony, nieokazuj¹c emocji, z jednym tylko wyj¹tkiem: s³ysz¹c opisrozmiarów Granfera wzdrygn¹³ siê i z³apa³ za g³owê.Jim w duchu zdziwi³ siê, czemu rycerz nie zareagowa³ takwczeœniej, kiedy wspomnia³ mu o ka³amarnicy.Chybajednak dlatego, ¿e wiedziano powszechnie o istnieniuró¿nych morskich stworów, takich jak wê¿e czy Diab³yMorskie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]