[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Darva znajdowa³a siê przede mn¹ i znika³a ju¿ w zaroœlach.Kiedy upewni³em siê;¿e jest w miarê bez­pieczna, przybra³em typow¹ dla kamufla¿u postawê iczeka³em.Dwoje ¿o³nierzy, mê¿czyzna i kobieta bieg³o wprost w d¿unglê z pistoletami wd³oniach.Nagle zda³em sobie sprawê z tego, jakie k³opoty mog¹ mi sprawiæ mojeprzeroœniête ³apy i szpony, jeœli chodzi o szyb­koœæ i precyzjê, ale dotykbroni by³ tak uspokajaj¹cy! A ja przecie¿ by³em najlepszy! I cel nie by³ dalejni¿ dziesiêæ metrów.Z ca³kowitym spokojem nacisn¹­³em dwukrotnie spust,wypalaj¹c w ich piersiach dwa niewielkie, równiutkie, okr¹g³e otwory.Upadli doty³u i znieruchomieli.Podszed³em do nich i tak szybko, jak potrafi³em,zabra³em ich broñ i pasy z zapasowymi nabojami, po czym odwróci³em siê ipod¹¿y³em za Darv¹.Wrêczy³em jej jeden z pasów i pistolet z wy³¹czo­nym zasilaniem, po czym bezs³owa ruszyliœmy bie­giem w g³¹b d¿ungli.Po jakimœ czasie zatrzymaliœmy siê iwspar³szy na ogonach ³apaliœmy oddech, próbu­j¹c siê nieco odprê¿yæ.- Niewiele brakowa³o - wykrztusi³a z trudem.- Ale siê op³aca³o - skin¹³emg³ow¹.- Op³aca³o? - zdziwi³a siê.- Dlaczego mia³byœ podejmowaæ a¿ takie ryzyko dlatych dwóch pistole­tów? - poruszy³a szponami.- Nam one s¹ zupe³nieniepotrzebne.- Mylisz siê - odpar³em.- ¯adne z nas nie jest szybsze od œrodków ³¹cznoœci,czy od dobrze mierzo­nego strza³u - uœmiechn¹³em siê.- A i oni s¹ od nichwolniejsi.Pokrêci³a ze zdziwieniem g³ow¹.- By³ taki.s³aby, kruchy - unios³a prawe ra­miê.- Rozbi³am mu czaszkêjednym uderzeniem.- To prawda - przyzna³em.- A przecie¿ nasze ramiona s¹ tym, co mamynajs³absze.Nie b¹dŸ jednak zbyt pewna siebie.Ludzie zawsze byli najs³abszymii najbardziej kruchymi istotami na wszystkich plane­tach, które zasiedlili ipopatrz tylko, kto jest tam prawdziwym panem.Spojrza³a na mnie.- No có¿, wygl¹da na to, ¿e mamy wszystkie punkty kontaktowe z g³owy.Skoro tudotarli, to zna­czy, ¿e znaj¹ tak¿e inne.- A jednak powinniœmy je sprawdziæ - pokrêci­³em g³ow¹.Któryœ z nich ci¹glemo¿e byæ nie wy­kryty.Jeœli tylko istnieje taka szansa, musimy zary­zykowaæ.- No dobrze - westchnê³a, robi¹c wra¿enie roz­czarowanej; po czym o¿ywi³a siênieco.- Wiesz, chyba zrobi³am tam to, co powinnam by³a zrobiæ!- Jasne - przy zna³em.- Jestem z ciebie dumny.Nie mia³em mo¿liwoœci, ¿eby cipowiedzieæ, co masz zrobiæ, a ty wywi¹za³aœ siê wspaniale ze swego za­dania.Radoœæ i duma rozla³y siê na jej twarzy.- Byæ mo¿e jednak nadajê siê do takich rzeczy.Bo wiesz.œmiertelnie siêwtedy ba³am.A jednocze­œnie ta ca³a sytuacja sprawia³a mi pewn¹ przyjemnoœæ.- Bo tak to ju¿ jest - powiedzia³em.- Z przy­kroœci¹ i wstydem przyznajê, ¿edo³o¿enie im sprawia mi wiele radoœci.Naprawdê.- Wiesz, mówisz o tym tak, jakbyœ robi³ to ju¿ kiedyœ przedtem - zauwa¿y³a.-Wiele razy, podczas rozmowy, odnios³am wra¿enie, ¿e robi³eœ o wiele wiêcej wswym ¿yciu ni¿ tylko to, o czym mi opo­wiada³eœ.A te dwa strza³y! Ho! ho!- No dobrze - westchn¹³em - chyba powinnaœ jednak znaæ prawdê.Zas³ugujesz nato bardziej ni¿ ktokolwiek inny.Opowiedzia³em jej krótko moj¹.profesjonaln¹ hi­storiê i wyjawi³em powody, dlaktórych wys³ano mnie na Romb Wardena.S³ucha³a w napiêciu, kiwaj¹c co chwilag³ow¹.Kiedy skoñczy³em, uœmiechnê³a siê.- To wiele wyjaœnia.I ci¹gle zamierzasz wype³niæ tê misjê, nawet po tym jak.- zawiesi³a g³os, nie wypowiadaj¹c tego, co by³o oczywiste.- Mniej wiêcej - odpar³em.- Ale nie tak, jak przypuszczasz.Nie ¿artowa³embowiem, kiedy mówi­³em o reformach na Charonie czy o potencjale tkwi¹­cym wodmieñcach.A przecie¿, podobnie jak ty, zo­stanê tu do koñca mych dni.Niemog¹ mi wyrz¹dziæ wiêkszej krzywdy, chocia¿ m o g 1 i b y, jak ju¿wspo­mnia³em, zniszczyæ ca³¹ planetê.Rozumiesz tedy, dla­czego do znalezieniaKorila przywi¹zujê tak wielk¹ wagê.On jest przeciwko obcym, i ja te¿.On jestklu­czem do Aeolii Matuze i do naszej przysz³oœci tutaj.Nagle przysz³a mi do g³owy pewna myœl, siêgn¹³em do pasa i wyci¹gn¹³em stamt¹dma³¹ krótkofalówkê.W³¹czy³em j¹.z krzaków, zaskoczy³ Sormata.rozerwa³ mu gard³o, jak jakieœ zwierzê -us³ysza³em daleki g³os.- Bo¿e! By³o ich dwoje.Na pewno.Chocia¿ widzia­³emtylko jedno.Przypomina³o bunhara.Obrzydliwe.- Muszê wiedzieæ, jak to siê sta³o, ¿e uda³o im siê zmyliæ os³onê wa Sormiego -odezwa³ siê drugi g³os.- Niedobrze mi siê robi na sam¹ myœl.Powinniœmy siêpozbyæ tych potworów raz na zawsze.Sygna³ stawa³ siê coraz s³abszy, najwyraŸniej od­dalali siê od nas.Ostatniezdanie wœciek³o mnie.Obej­rza³em krótkofalówkê, bardzo proste urz¹dzenie,cho­cia¿ nie zna³em takiego rozwi¹zania konstrukcyjnego.- Widzia³aœ je kiedyœ? - spyta³em Darvê.Podesz³a i przyjrza³a siê urz¹dzeniu.- Wygl¹da jak te, których u¿ywano w firmie, kiedy chciano siê skontaktowaæ zpracownikami znaj­duj¹cymi siê w terenie - odpar³a.- Troszkê siê ró¿ni, aleniewiele.- Ta jest przeznaczona dla wojska - pokiwa³em g³ow¹.Obróci³em j¹ w d³oniach.Na tylnej œciance widnia³o ma³e logo - Zemco, CB.Znowu ten Cerber.Centrum produkcyjne Rombu Wardena.Mog³em siê spodzie­waæ, ¿emój odpowiednik na tamtej planecie dosko­nale sobie bêdzie radzi³ w takimœrodowisku [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl