[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przynajmniej jak na homida.Kąciki ust Richarda wygięły się w wymuszony uśmiech.- Poczekajcie, aż zobaczycie resztę - powiedział Arak.- Tylko sekundę.- Pobiegł w miejsce, gdzie upadł patyk, podniósł go i przyniósł z powrotem.Znów podał go Sarkowi.Zwierzak zamachnął się i rzucił kijek mniej więcej w to samo miejsce.Arak posłusznie potruchtał i przyniósł go po raz drugi.Kiedy wrócił, był lekko zdyszany.- Widzicie to? - zapytał.- Ten mały spryciarz będzie tak robił cały dzień.Ile razy podaję mu patyk, on go wyrzuca.Nurkowie spojrzeli po sobie.Michael przewrócił oczami.Richard stłumił śmiech.- Jedzenie gotowe! - zawołała Sufa z pokoju.Arak wyciągnął patyk w stronę Richarda.- Chciałbyś spróbować?- Myślę, że daruję to sobie - odparł nurek.- Poza tym jestem głodny jak wilk.- W takim razie chodźmy jeść - powiedział zgodnie Arak.Cisnął kijek z powrotem w gąszcz paproci i ruszył w stronę domu.Sark pobiegł za nim.- To miejsce robi się coraz bardziej dziwaczne - mruknął Richard do Michaela, gdy obaj szli brzegiem basenu.- Mowa - odparł Michael.- Nic dziwnego, że nie zależało im, kiedy wczoraj brałem te złote puchary.Wszystko jest niczyje.Mówię ci, moglibyśmy zbić tu na dole fortunę, a ich by to nie obeszło.Wraz zjedzeniem klony robocze przyniosły składany stół, który ustawiły w kręgu siedmiu drucianych krzeseł.Arak i nurkowie dołączyli do reszty towarzystwa.Sark wspiął się na oparcie krzesła swego pana i zaczął drapać go za uszami.Wszyscy nałożyli sobie porcje dań i zaczęli jeść.- Cóż, tu właśnie spędzamy większość czasu - odezwał się Arak po krótkiej, niezręcznej ciszy.Wyczuwał, że goście są nieco oszołomieni wydarzeniami dnia.- Czy ktoś z was ma jakieś pytania?- Czym się zajmujecie? - zapytała Suzanne, aby nawiązać rozmowę.Wolała pozostać przy błahej pogawędce niż poruszać poważniejsze, krążące jej po głowie kwestie.- Korzystamy z życia - odparł Arak.- Dużo czytamy i oglądamy programy holograficzne.- Czy Interterranie w ogóle nie pracują? - zapytał Perry.- Niektórzy to robią - przyznał Arak.- Ale nie ma takiej potrzeby i ci, którzy pracują, zajmują się tylko tym, na co mają ochotę.Wszelkie usługi, do czego sprowadza się większość prac, są wykonywane przez klony robocze.Kontrolą i zarządzaniem zajmuje się Centralne Archiwum.Tak więc ludzie mogą swobodnie zajmować się własnymi zainteresowaniami.- Czy klony robocze nie mają nic przeciwko temu? Czy nigdy nie strajkują ani nie buntują się? - zapytał Donald.- Ależ skąd - uśmiechnął się Arak.- Klony są jak.no cóż, jak wasze zwierzęta domowe.Ze względów estetycznych nadaliśmy im ludzki wygląd, ale ich mózgi są o wiele mniejsze.Mają słabiej rozwinięte przodomózgowie, tak że ich potrzeby i zainteresowania są odmienne od naszych.One uwielbiają pracować i służyć.- Brzmi to jak wyzysk - zauważył Perry.- Być może.Ale do tego właśnie są maszyny.To tak, jak z waszymi samochodami.Nie podejrzewam przecież, żebyście traktowali korzystanie z nich jako wyzysk.Analogia byłaby lepsza, gdyby samochody miały oprócz części mechanicznych także żywe.Jestem pewien, że jeśli są nie używane, niszczeją.Tak samo jest z klonami roboczymi, tyle że one nie znoszą bezczynności.Bez pracy i wskazówek popadają w przygnębienie i degenerują się.- To dla nas krępujące, bo mają taki ludzki wygląd - powiedziała Suzanne.- Musicie pamiętać, że one nie są ludźmi - odparła Sufa.- Czy są różne typy klonów? - zapytał Perry.- Wszystkie wyglądają zasadniczo tak samo - odparł Arak.- Ale są klony służebne, robocze i rozrywkowe, w wersji męskiej i żeńskiej.Decyduje o tym oprogramowanie.- Dlaczego przy tak rozwiniętej technice nie używacie robotów? - zapytał Donald.- Dobre pytanie - przyznał Arak.- W dawnych czasach wykorzystywaliśmy androidy; były nawet całe ich serie.Ale zwykłe maszyny mają skłonność do awarii i wymagają napraw.Potrzebowaliśmy androidów do naprawy androidów i tak bez końca.Było to niewygodne, a nawet śmieszne.Dopiero kiedy nauczyliśmy się łączyć elementy biologiczne z mechanicznymi, rozwiązaliśmy ten problem.Ostatecznym efektem tych prac są właśnie klony robocze, a przewyższają one każdego androida.Same w pełni troszczą się o siebie, a nawet same naprawiają się i rozmnażają, aby utrzymać swą populację na stałym poziomie.- Zdumiewające - powiedział Perry.Suzanne skinęła głową.Zapadło milczenie.Gdy uporali się zjedzeniem, Sufa odezwała się:- Myślę, że już pora, byście wrócili do siebie, do pałacu gości.Potrzebujecie trochę czasu, by oswoić się ze wszystkim, co widzieliście i słyszeliście.Poza tym nie chcemy przeciążać was już na samym początku.Jutro też jest dzień.- Uśmiechnęła się miło, podnosząc się z krzesła.- To prawda, że potrzebujemy trochę czasu - odparła Suzanne, również wstając.- Rzeczywiście jestem już chyba nieco przeciążona.To był zdecydowanie najbardziej wstrząsający, oszałamiający i niesamowity dzień w moim życiu.Michael zatrzymał się niepewnie w drzwiach bungalowu.Richard stał tuż za nim.Przed chwilą pożegnali się z Arakiem i Sufa.- Jak myślisz, co tam znajdziemy? - zapytał Michael.- Rany boskie! - burknął Richard.- Skąd mam wiedzieć, dopóki nie otworzysz tych cholernych drzwi?Michael pociągnął za klamkę.Obaj przekroczyli próg i rozejrzeli się po pokoju.- Myślisz, że ktoś tu był? - zapytał nerwowo Michael.Richard przewrócił oczami.- A jak myślisz, gamoniu? - powiedział.- Łóżko jest zaścielone, a cały pokój wysprzątany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]