[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chce, ¿ebyœ znalaz³ jegocórkê.SprowadŸ j¹ do domu.- Nie mo¿e jej sam znaleŸæ, z takimi mo¿liwoœciami?- Nie, bo wszyscy siê dowiedz¹, ¿e jej szuka.- Sam nie mo¿e jej poszukaæ - wyjaœni³ Crask.- Wygl¹da³oby to na przyznaniesiê, ¿e nie potrafi zapanowaæ nad w³asn¹ rodzin¹.Aha.I do tego ludzie mogliby siê zacz¹æ zastanawiaæ, dlacze­go ucieka³a.- Rozumiem.- Odwróci³em siê i uda³em, ¿e siê przechadzam, wreszcieprzystan¹³em.- Mogê siê tym zaj¹æ.Ale przyda³oby mi siê coœ, od czego móg³bymzacz¹æ.To znaczy, ¿e na przyk³ad nie znam nawet jej imienia, nie mówi¹c ju¿ oinnych szczegó³ach.- Belinda - powiedzia³ Crask.- Ale na pewno nie bêdzie go u¿ywaæ.Ch³opie, nie ucz ojca dzieci robiæ.- Belinda? Chyba ¿artujesz.Nikt teraz tak nie nazywa dzieci!- Po babci Chodo.- Sukinsyn, nawet siê nie uœmiechn¹³.- Wy­chowywa³a go,dopóki nie urós³ na tyle, ¿eby zwiaæ na ulicê.Crask mia³ dziwnie zamyœlon¹ minê.Chyba nie odczuwa³ têsk­noty za dawnymiczasami? Chodo by³ od niego starszy co naj­mniej o dekadê, w zwi¹zku z czym niemogli razem ganiaæ po ulicy, za to Crask i Sadler, jak wiêkszoœæ ch³opców odChodo, weszli w biznes w³aœnie i dos³ownie wprost z ulicy, z krótk¹ prze­rw¹ naspecjaln¹ edukacjê na koszt Korony na Uniwersytecie Kantardzkim.- Mogê siê tym zaj¹æ - powtórzy³em.Rzadko odmawiam, je­œli mam osobiœcie doczynienia z kacykiem.To taka moja s³abost­ka, ¿e lubiê oddychaæ.Sadler pochyli³ siê, jakby zaskoczony.S³ucha³ przez chwilê.- Tak, sir.Zajmê siê tym, sir.Wyprostowa³ siê.- Polecono mi, aby ci wyp³aciæ zaliczkê w wysokoœci stu ma­rek na bie¿¹cewydatki.Mo¿e to jakaœ taka pora roku, ¿e wszyscy rzucaj¹ we mnie fors¹.- No to mam robotê - oznajmi³em.- Mam tylko nadziejê, ¿e nie bêdê musia³wracaæ tych dziesiêciu mil do domu na piechotê.Sugestia-sugestyjka.Ale nie naciska³em.Bardzo chcia³em stamt¹d wyjœæ.I toszybko.Zanim urodzi siê coœ jeszcze.XLIIPo drodze do domu du¿o myœla³em, a¿ stwierdzi³em, ¿e odna­lezienie piêknejBelindy Contague mo¿e okazaæ siê niezdrowe.Crask i Sadler mog¹ uznaæ mnie za element jednorazowego u¿ytku, kiedy ju¿ j¹bêd¹ mieli w rêku i pod kontrol¹.Prawdopodobnie moja jednorazowoœæ by³a w³aœnie tym ele­mentem, któryzadecydowa³ o wyborze w³aœnie tego, a nie inne­go detektywa do tej sprawy.Istnia³a spora mo¿liwoœæ, ¿e ich zda­niem wiem o wiele za du¿o.W ka¿dym raziemusze na to liczyæ, choæby dla zachowania optymizmuA zatem pierwsz¹ rzecz¹, jaka dzia³a na moj¹ korzyœæ, jest fakt, ¿e jeszcze nieznalaz³em dziewczyny.Dopóki status quo siê utrzy­ma, wszystko bêdzie sz³o poprostu cudownie.Im d³u¿ej myœla³em, tym bardziej by³em przekonany, ¿e mu­sze sobie uproœciæ¿ycie.Nie mam a¿ tylu oczu, ¿eby patrzeæ we wszystkich kierunkach, gdzie jestto konieczne.Zanim wróci³em do domu, zapad³a ju¿ noc.Wraz z ciemno­œci¹ przyszed³ równie¿deszcz, co mnie - nie wiedzieæ czemu - trochê zaskoczy³o.Przecie¿ to chyba nicnowego.Ruszy³em w stronê drzwi frontowych, zastanawiaj¹c siê, jak móg³bym znaleŸæBelindê Contague, ¿eby siê nie wyda³o, ¿e j¹ zna­laz³em, zanim uda mi siêwywin¹æ z bliskiego kontaktu z Craskiem i Sadlerem.- Gdzie by³eœ? - zapyta³ Dean, nim jeszcze otworzy³ drzwi na tyle szeroko,¿ebym móg³ siê w nich zmieœciæ.- A ty co, moja mama? Uwa¿asz, ¿e to twój interes, to wpad­nij, kiedy bêdê siêt³umaczy³ przed Jego Koœcistoœci¹.Móg³bym wprawdzie rzuciæ mu kilka aluzji na temat sprz¹ta­nia, które mo¿na byprzy okazji za³atwiæ.Wszystko, byle tam tro­chê posprz¹taæ, a nie zrobiæ tegow³asnymi rêkami.Dean czyta³ ze mnie jak z otwartej ksiêgi.By³ stary i powolny, niestetrycza³y.Chrz¹kn¹³ donoœnie i ruszy³ w stronê kuchni, po czym przystan¹³ nawysokoœci drzwi do mojego gabinetu.- Aha, omal nie zapomnia³em.Masz goœcia.W pokoiku od frontu.- O? - Jakiœ nowy kot, tak wielki, ¿e po³amie mi nogi? Albo Warcz¹cy Pies zmisj¹ o pó³nocy? Nie.Amato siedzia³by po dru­giej stronie korytarza i¿onglowa³ g³upotami z Truposzem.Ewangelistki?Jest tylko jeden sposób, ¿eby siê dowiedzieæ.Otworzy³em drzwi.Czas mija³.Przyszed³em do siebie dopiero wtedy, gdy kobie­ta zadrwi³a.- Podoba ci siê to, co widzisz? A mo¿e potrafisz oddychaæ tyl­ko przez usta?- Przepraszam.Nie spodziewa³em siê ciebie tu zobaczyæ.- WsadŸ sobie ga³ki oczne z powrotem pod powieki, b³aŸnie.Sk¹d to zaskoczenie?- Twój ojciec w³aœnie mnie zatrudni³, ¿eby ciê odnaleŸæ, Belindo.Na swójniewinny sposób zaproponowa³ mi pracê, nie da­j¹c mi najmniejszej mo¿liwoœciodmowy.To j¹ przymknê³o.Wytrzeszczy³a oczy.-Wasz woŸnica w³aœnie mnie wysadzi³.-Ja równie¿ wytrzesz­czy³em oczy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl