[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawiera³ ludzkie serce w przezroczystej cieczy.- Moi ludzie zaraz rozbior¹ têrezydencjê na czêœci.- Wie pan, kto jest jej w³aœcicielem?- Wiem.Ironiczny zbieg okolicznoœci.Ale nie bêdzie k³opotów.Ksi¹¿ê jestzdeterminowany.Bêdzie wkurzony podwójnie, bo ktoœ siê odwa¿y³.Bêdzie zion¹³ogniem.Zachichota³em.- Mo¿e pan wzi¹æ na siebie wszystkie zaszczyty, kapitanie.Nie chcia³bym, ¿ebytacy ludzie mnie zauwa¿yli.Proszê tylko pamiêtaæ o mojej zap³acie.Wtedy panbêdzie zadowolony, ja te¿, TunFaire te¿.A teraz, jeœli pan ju¿ nie potrzebujemojej pomocy, powlokê moje zmêczone dupsko do domu i wsadzê je w bety.- Proszê bardzo - odpar³ z roztargnieniem.- Aha, Garrett?- Tak?- Dziêki.Dostanie pan swoje pieni¹dze.I wci¹¿ jestem pana d³u¿nikiem za tencud.Kiedy dotar³em do domu, Truposz wci¹¿ prowadzi³ przes³uchania.Jedni ludziebyli w jego pokoju, inni czekali w pokoiku od frontu.Dean kierowa³ ruchem przydrzwiach.Obdarzy³em go najz³oœliwszym z moich uœmiechów i wyszczerzy³em zêby.- Teraz i ty wiesz, co to znaczy byæ na nogach o absurdalnej porze.- Da³emszybkiego susa w stronê pokoiku frontowego w poszukiwaniu kota, ale nieznalaz³em ofiary.Dean popatrzy³ na mnie nerwowo i nabra³ wody w gêbê.Doskonale, pomyœla³em sobie i podrepta³em na górê.Z samego rana pogadamy o tymkocie.XXIZsamego rana w ogóle nie gada³em z Deanem.A w ka¿dym razie nie o kotach.Obudzi³ mnie o jakiejœ nieprawdopodobnej porze ko³o po³udnia i powiedzia³:- Jego Koœcistoœæ chce widzieæ pana u siebie w pokoju.Œniadanie podam tam.Jêkn¹³em i obróci³em siê na drugi bok.Dean nie zawraca³ sobie g³owy zwyczajowymi przepychankami.Powinienem by³poczuæ siê ostrze¿ony.Ale to by³ poranek.Kto myœli o poranku? Wymamrota³emtylko jak¹œ nie na miejscu modlitwê dziêkczynn¹ w ogólnym kierunku niebios izakopa³em siê w poduszkach.I wtedy zaczê³o mnie ¿reæ robactwo.A przynajmniej tak mi siê wydawa³o.Kiedy zacz¹³em machaæ, waliæ rêkami, kl¹æ igrzebaæ w poœcieli, nie znalaz³em nic.A k¹sanie jak zosta³o, tak za nic niechcia³o pójœæ.By³ ranek.Trochê potrwa³o, nim za³apa³em.To nie stary Dean przyprawi³ mi betyinsektami.To Truposz mnie podszczypywa³.Wci¹¿ kln¹c, podskakuj¹c i trzepi¹c siê po ty³ku, wyskoczy³em z piernatów.Taczêœæ mojego umys³u, która sumiennie pracowa³a, zauwa¿y³a pewien interesuj¹cy,dotychczas nie ujawniony aspekt charakteru mojego partnera.Kiedy mia³ jakiœcel na myœli, przeœladowa³ sprzymierzeñców na równi z wrogami.Wprawdzie moje oczy tylko udawa³y otwarte, a nogi buntowa³y siê przy ka¿dymkroku, ale zdo³a³em dotrzeæ na dó³ bez znaczniejszych obra¿eñ.Wturla³em siê dopokoju Truposza, pad³em w fotel i omdlewaj¹cym wzrokiem rozejrza³em siê wposzukiwañ podpa³ki, ¿ebym móg³ za³atwiæ Truposza, kiedy tylko nabiorêambicji.Dzieñ dobry, Garrett.Myœla³by kto, ¿e jego stylem porozumiewania siê nie mo¿na wyraziæ zbyt wieluuczuæ, ale z pewnoœci¹ uda³o mu siê okazaæ szczêœliwy nastrój ostrygi, któranie wie, ¿e tucz¹ j¹ na potrawkê.Tak siê cieszê, ¿e mog³eœ zaszczyciæ mnie sw¹ obecnoœci¹.Uczucia, jakim ja dawa³em wyraz, by³y znacznie mniej przyjemne.- O czym ty be³koczesz, do stu diab³Ã³w? Po jak¹ nieziemsk¹ cholerê wywlok³eœmnie z ³Ã³¿ka o takiej porze? Przecie¿ s³oñce jeszcze nie wsta³o! - To nie by³odo koñca prawd¹.Gdzieœ tam ponad warstw¹ deszczowych chmur, s³oñce wsta³o ju¿wiele godzin temu.Ale nie doœæ wiele, jak dla mnie.Ju¿ nie mog³em d³u¿ej powstrzymaæ ciekawoœci.Panowie ze Stra¿y Miejskiejprzyszli rano z³o¿yæ uszanowanie i wynagrodzenie.Byli niewiarygodnie hojni.- To nic nie znaczy.Jak siê im poka¿e klasê, staj¹ siê niewiarygodnie hojni.Ile?Ca³y tysi¹c marek.Poza tym.- Tylko tysi¹c? - burkn¹³em.Burcza³em odruchowo, burcza³bym nawet, gdybyprzywieŸli ca³y wagon forsy.- Mog³eœ poczekaæ do jakiejœ przyzwoitej godziny.Poza tym, ci¹gn¹³, ignoruj¹c mnie kompletnie, przywieŸli najnowsze wieœci zKantardu.Moje teorie nareszcie siê potwierdzi³y.Oczekiwana zapaœæ rewolucjiGlory'ego Mooncalleda, której spodziewano siê na podstawie tych wszystkichucieczek i dezercji, okaza³a siê chimer¹.On tylko zwleka³, ¿eby wyczekaæodpowiedni¹ chwilê.- O, kurde.- Teraz zrozumia³em, ¿e ta rozpaczliwa pobudka nic mia³a nicwspólnego z fors¹.Skorzysta³ z wielkiej szansy, ¿eby siê puszyæ zwyciêstwem, aja nie mog³em siê nawet broniæ.Wydawa³o mi siê, ¿e Mooncalled jest na ostatnich nogach.Wszystko na towskazywa³o.Ucieczki i dezercje by³y wyraŸnymi sygna³ami, ¿e rebelia zwijachor¹giewkê.Cholera, nawet teraz w Karencie pêta³o siê mnóstwo uciekinierów zKantardu.Widzia³em ca³¹ ich bandê nawet tu, w TunFaire.Nie fatygowa³em siê, ¿eby zapytaæ, jak Mooncalled wywin¹³ ten kolejny numer.Facet mia³ to we krwi.Zaj¹³em siê œniadaniem, które przyniós³ Dean, i czeka³emna Truposza.Bêdzie jeszcze chcia³ siê popastwiæ.Uwielbia, kiedy ponoszêsromotn¹ klêskê w dyskusji.Wydziela³ mi ciosy po jednym, w najbardziej nieekonomiczny z mo¿liwych sposób.Tak jak ja sam to robiê, kiedy siê chcê nad nim poznêcaæ.Twierdzi³, ¿e wiêkszoœæ zdrad i ucieczek nie by³a prawdziwa.Poza tymMooncalled przyczai³ siê na przyczó³ku armii, od czasu do czasu napuszczaj¹c nasiebie si³y Venagetich i Karenty, a sam czeka³ na jeden z rzadkich, leczwyj¹tkowo gwa³townych sztormów, jakie atakowa³y Kantard od strony zatoki.Kiedytam by³em, widzia³em niejeden taki sztorm.Mo¿esz wtedy tylko wleŸæ w jak¹œdziurê, maj¹c nadziejê, ¿e ta dziura wytrzyma napór wiatru i deszczu.W tym czasie, kiedy wroga ogarn¹³ parali¿, Mooncalled uderzy³.Jeden oddzia³zaatakowa³ Full Harbor, najwiêkszy przyczó³ek Karenty w Kantardzie.Wczeœniejte¿ próbowa³, ale poniós³ klêskê.Tym razem mu siê uda³o.Zaj¹³ Full Harborwraz z ca³ym zapasem towarów i amunicji.Drugi oddzia³ zaatakowa³ Quarache, logistyczny bastion Venagety w po³udniowymKantardzie.Quarache jest wiêksze i wa¿niejsze od Full Harbor, bo otaczajedyn¹ du¿¹, niezawodn¹ oazê na ca³ej pustyni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]