[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilamiwydawa³ siê nie­mal cz³owiekiem - choæ nie na tyle, ¿ebym chcia³ go zaszwa­gra, gdybym mia³ siostrê.Ale nie mam i cieszê siê z tego.Mam przyjació³,i to mi w zupe³noœci wystarczy, kiedy los bierze za­k³adników.XXXPrzez jakiœ czas bawi³em siê myœl¹, ¿e to Chodo za³atwi³ mi nieobecnoœæ Morleyai Saucerheada, aby pozbawiæ mnie pomo­cy, gdybym nagle zainteresowa³ siê Ksiêg¹Snów.Nieraz cz³o­wiek staje siê taki, zw³aszcza jeœli s¹dzi, ¿e jest pêpkiemœwiata.Ale teraz, kiedy natkn¹³em siê na Craska, domys³ upad³ pod ciê­¿aremzdrowego rozumowania.Kiedy nic nie ma sensu, ton¹cy chwyta siê brzytwy.Morley odpad³, zanim jeszcze Chodo móg³ dowiedzieæ siê o na­turze ksiêgi.Nawetteraz nie widzia³em ¿adnej realnej podstawy, aby s¹dziæ, ¿e coœ na ten tematwie.A poszukiwanie zaginione­go Sadlera tylko dodatkowo zaciemni³o sprawê.Kto zatem sprawia, ¿e ludzie znikaj¹? Pani Wê¿y nie powin­na byæ zainteresowanatymi ludŸmi, poniewa¿ szuka³a jedynie Ksiêgi Snów.Polowanie na g³owy jej w tymnie pomo¿e.To sa­mo rozumowanie dotyczy³o wesolutkiego Fida Eastermana.A wiêc kto mia³by powód usuwaæ moich znajomych?Jeœli braæ ich pojedynczo, potencjalnych winowajców znajdzie siê ca³y t³umek.Bior¹c ich jednak jako jedn¹ grupê, nie pozosta­wa³ nikt.Nie mieli wspólnychwrogów.Crask zgodzi³ siê ze mn¹.Dreptaliœmy mozolnie, pochylaj¹c siê pod zimny wiatr i mam­rocz¹c, ¿e nie mamynawet najmniejszych wskazówek, co i jak.A potem jeszcze, ¿e mamy ich tak du¿o,i¿ nie wiemy, kogo z któr¹ kojarzyæ.- Dok¹d idziemy? - zapyta³em.Na razie nie mog³em siê zo­rientowaæ.Wci¹¿czu³em obecnoœæ cienia, który to siê pojawia³, to znowu znika³, ale wci¹¿ niemog³em nikogo dostrzec.A czy ja w ogóle spodziewa³em siê, ¿e kogoœ zobaczê?- Polêdwica - wymamrota³ Crask.Wiatr przeszkadza³ tak¿e i jemu.WyraŸniepróbowa³ chroniæ zranione ramiê.- Mam rand­kê z kilkoma kar³ami.Ach.No tak.- Dlaczego o tym nie pomyœla³em?Polêdwica to gniazdo grzechu w TunFaire.Wszystko mo¿e siê tam zdarzyæ, niktnie zadaje pytañ, nikt siê do nikogo nie wtr¹ca.Misjonarze niemile widziani.Reformatorzy wchodz¹ na w³asne ryzyko.Tak jak i wszyscy inni.Ca³y gang PaniWê¿y móg³ ukry­waæ siê tu w pe³nym blasku s³oñca, mimo ¿e wszystko i wszy­scys¹ tu w³asnoœci¹ Chodo.Musz¹ tylko pamiêtaæ, ¿eby nie trzy­maæ siê w kupie.Naprawdê powinienem by³ o tym pomyœleæ.Polêdwica nie le­¿y daleko od FortuKar³Ã³w.Tylko kilka ulic dzieli j¹ od Bledsoe i chodzi³y s³uchy, ¿e po jednej zpotyczek z band¹ Gnorsta ban­da kar³Ã³w-renegatów uciek³a w³aœnie w tymkierunku.Gdybym by³ spoza miasta i potrzebowa³ ukrycia, w³aœnie tam bympróbo­wa³ szczêœcia.No to dlaczego wczeœniej nie pomyœla³em, ¿eby tam trochê powêszyæ? Chybazaczynam cierpieæ na uwi¹d starczy.Polêdwica nigdy nie zasypia, a jedynie zwalnia bieg póŸn¹ no­c¹.Kiedy siêzjawiliœmy, latarnicy w³aœnie gasili latarnie, ¿eby zaoszczêdziæ oleju.Wgodzinach szczytu ca³a dzielnica sk¹pana jest w œwiat³ach.Prawdziwy karnawa³,ale zarz¹d nie wyda ani miedziaka, jeœli w zamian nie œci¹gnie dziesiêciu.Nadesz³a go­dzina twardzieli, gdy œwiat³o i ciemnoœæ trac¹ znaczenie.Polêdwica jest jak dziwki, które s¹ zreszt¹ jej g³Ã³wnym towa­rem - z zewn¹trzpe³ny makija¿ i farba.A pod tym splendorem zgnilizna, smród i ludzka rozpacz.Tego nie zakrywaj¹ makija­¿em, choæby nawet mog³y.Zanim spojrzysz takiej woczy, ju¿ za­bierze ci forsê i jest zainteresowana tylko tym, ¿eby obrobiæ ciênajszybciej, jak siê da.Wiatr narasta³ z ka¿d¹ minut¹.Mo¿e w³aœnie dlatego morCartha wziê³y sobiewoln¹ noc.Ich rodzinne doliny s¹ o wiele cieplej­sze.Latarnicy, otuleniworkowatymi opoñczami, klêli cicho pod nosem.Naganiacze rozmaitych przybytkówobserwowali ulicê przez minimalnie uchylone drzwi, wyczekiwali, a¿ siê do nichzbli¿ymy, i wyskakiwali, wyœpiewuj¹c rapsodie na temat nie­wyobra¿alnych cudów,które czekaj¹ nas wewn¹trz.Wycofywa­li siê jednak, gdy tylko dawaliœmy im dozrozumienia, ¿e nie jesteœmy zainteresowani.¯aden nie nalega³.Wszyscyrozpozna­wali Craska.Pozwala³em mu prowadziæ, a sam pogr¹¿y³em siê w wewnêtrz­nej wêdrówce, usi³uj¹cznaleŸæ choæ jeden dobry powód, dla któ­rego tak zawziêcie szukam Ksiêgi Snów.Zacz¹³em byæ wobec sie­bie trochê nieufny.Zacz¹³em siê obawiaæ, ¿e jakaœ czêœæmojej osoby pragnie jej w taki sam sposób, jak Pani Wê¿y i Easterman.A mo¿enawet tak, jak pragn¹³ jej nasz lokalny ksi¹¿ê kar³Ã³w.A potem pojawi³a siê nowa myœl.Zas³ugiwa³a na uwagê.Mog³a nawet wyjaœniaæ,dlaczego Gnorst by³ tak ma³o komunikatywny.Czy¿by mia³ ochotê wcieliæ siê najakiœ czas w skórê Nooneya Krombacha?- Uh-uh.- Podczas, gdy przemierza³em dzikie prerie mego wnêtrza, otoczenie nazewn¹trz uleg³o znacznej przemianie.Uli­ce opustosza³y.Crask przesta³ siêspieszyæ.Teraz szed³ bardzo ci­cho, kryj¹c siê w cieniu.Coœ wisia³o w powietrzu.By³ przede mn¹ o parê kroków.Skrêci³em w bok, na schody starej kamienicyczynszowej.Nie zauwa¿y³ tego, jego uwaga sku­piona by³a gdzieœ na przodzie.Rozp³aszczy³em siê na podeœcie przed drzwiami wejœciowymi na drugie piêtro.Zazwyczaj ufam moim przeczuciom [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl