[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nazywam się Karen Krinitz.Powierzono mi opiekę nad panią.Jestem zawsze do pani dyspozycji.Chcemy, aby pani pobyt tutaj był jak najbardziej udany, więc proszę dać znać natychmiast, jeśli będzie pani czegoś potrzebowała.– To naprawdę bardzo miłe – zachwycała się matka, ale Jennifer miała dziwne wrażenie, że już kiedyś słyszała słowo w słowo to samo.Karen ciągnęła swój monolog, wyjaśniając zasady obowiązujące w Klinice Juliańskiej.Kiedy wreszcie skończyła, pani Carson podziękowała jej z entuzjazmem.– Wątpię, czy teraz będę jeszcze kiedyś zadowolona ze szpitala w Englewood.Tutaj wszyscy tak bardzo troszczą się o pacjenta.Jennifer przytaknęła.W klinice rzeczywiście otaczano pacjentów troską.Jednak nie dawał jej spokoju sposób, w jaki Karen wypowiadała swoje kwestie.Już za pierwszym razem uznała, że w tej wylewności jest coś sztucznego.Wzięła głęboki oddech.Pomyślała, że wspomnienie owego zdarzenia z Cheryl źle na nią wpływa.Co ją obchodzi fakt, że jakaś kobieta wyuczyła się na pamięć przemówienia, które miała za zadanie recytować każdemu pacjentowi?– Czy wszystko w porządku, kochanie? – zaniepokoiła się pani Carson.– Tak, mamo – odparła, patrząc na oddalającą się korytarzem Karen.– Dziękuję, że tu dzisiaj ze mną przyszłaś.To dużo dla mnie znaczy.Pani Carson przytuliła córkę.Nie chciała, by Jennifer zauważyła, jak bardzo się denerwuje.Kiedy tylko samolot wylądował na lotnisku Kennedy’ego, Adam natychmiast pobiegł do najbliższej budki telefonicznej.Wykręcił numer Kliniki Juliańskiej i poprosił o połączenie z pokojem Jennifer.Nikt nie odpowiadał.Za chwilę zadzwonił ponownie i zapytał, na którą godzinę jest wyznaczony jej zabieg.Na pytanie telefonistki, kto mówi, odparł, że doktor Smyth.Dziewczyna najwyraźniej wzięła tę odpowiedź za dobrą monetę i w chwilę później do telefonu podeszła jakaś pielęgniarka, która oznajmiła, że Jennifer Schonberg ma zabieg wyznaczony na popołudnie.– A więc aborcja jeszcze się nie odbyła? – spytał Adam.– Jeszcze nie, ale pacjentka już jest przygotowywana do operacji.Doktor Vandermer wkrótce się nią zajmie.Wyszperał jeszcze kilka monet i po raz trzeci zadzwonił do kliniki, tym razem prosząc o przywołanie do telefonu Vandermera.Zamiast niego zgłosiła się jakaś pielęgniarka z bloku operacyjnego i powiedziała, że doktor jest w tej chwili nieosiągalny, ale powinien skończyć aktualnie przeprowadzany zabieg za jakieś pół godziny.Ogarnięty strachem, zatelefonował do Emmeta Redforda, prawnika, którego polecił mu Harvey.Krzycząc, że to sprawa życia i śmierci, zdołał wreszcie uzyskać połączenie.Najkrócej, jak się dało, wytłumaczył prawnikowi, że jego żona ma mieć aborcję, a on chce ją od tego powstrzymać.– Niewiele możesz na to poradzić, przyjacielu – oznajmił Redford.– Zgodnie z rozstrzygnięciem Sądu Najwyższego mąż nie może zabronić żonie przerwania ciąży.– To nie do wiary.Przecież to także moje dziecko.Czy nic nie może pan zrobić?– Cóż, mógłbym spróbować trochę opóźnić zabieg.– Niech pan to zrobi! – krzyknął Adam.– Niech pan uczyni wszystko, co w pańskiej mocy!– Proszę podać mi nazwisko żony i wszystkie szczegóły dotyczące sprawy.Chłopak podyktował je w błyskawicznym tempie.– Kiedy ma się odbyć aborcja?– Za jakieś trzydzieści minut – powiedział Adam z rozpaczą.– Trzydzieści minut! Jak pan myśli, co ja mogę zdziałać w pół godziny?– Muszę kończyć – uciął Adam.– Ona jest w Klinice Juliańskiej.Nie ma ani chwili do stracenia.Rzucił słuchawkę i przebiegł przez halę lotniska na postój taksówek.Wskoczył do pierwszej z brzegu i krzyknął do kierowcy, żeby jechał do Kliniki Juliańskiej.– Masz pieniądze? – spytał taksiarz, lustrując wzrokiem jego niedbały wygląd.Adam wyciągnął dwadzieścia dolarów z nadzieją, że to wystarczy.Ta kwota widocznie usatysfakcjonowała kierowcę, bo wrzucił bieg i ruszył z miejsca.Jennifer leżała na wózku tuż przed salą operacyjną.Matka stała obok niej i dziewczyna jeszcze raz z całą wyrazistością przypomniała sobie poprzednią wizytę w Klinice Juliańskiej z Cheryl.Pani Carson się uśmiechała, próbując przybrać pewną siebie minę, ale było jasne, że denerwuje się nie mniej niż córka.– Może wrócisz do poczekalni? – zaproponowała Jennifer.– Wszystko będzie dobrze.Doktor Vandermer mówił, że to nic takiego.Pani Carson zerknęła na córkę, nie bardzo wiedząc, jak powinna postąpić.– Proszę – nalegała Jennifer.– Nie przejmuj się tym aż tak bardzo.Idź i poczytaj sobie gazetę.Pani Carson ustąpiła.Schyliła się, pocałowała córkę w czoło i ruszyła w kierunku poczekalni.Dziewczyna patrzyła za nią z mieszanymi uczuciami.– No dobrze – powiedziała pielęgniarka, która wyszła z sali operacyjnej.– Wszystko gotowe na pani przyjęcie.– Zwolniła hamulec i wepchnęła wózek przez drzwi.W przeciwieństwie do sali, gdzie Jennifer miała amniopunkcję, to pomieszczenie rzeczywiście wyglądało jak sala operacyjna.Dziewczyna przypomniała sobie białą podłogę i białe, przeszklone szafy na całą ścianę.Czekały na nią dwie pielęgniarki.– Wkrótce będzie już po wszystkim i będzie pani mogła zapomnieć o całej sprawie – powiedziała jedna z nich, kiedy kładły ją na stole operacyjnym.Leżąc na plecach, Jennifer poczuła, jak jej dziecko się porusza.Z trudem powstrzymywała się od płaczu, gdy pielęgniarka myła jej brzuch.Otworzyły się drzwi i wszedł doktor Vandermer ubrany w nieskazitelnie czysty strój chirurgiczny.Na jego widok zrobiło jej się raźniej.– Jak samopoczucie? – spytał.– Chyba dobrze – odparła słabym głosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]