[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napotykał coraz więcej rozjazdów, a i ruch był większy.Ludzie szli na piechotę, powozili albo dosiadali najrozmaitsze udomowione zwierzęta pociągowe lub wierzchowce.Niektóre stworzenia zaprzęgano do powozów bardzo pomysłowej lub wręcz fantastycznej konstrukcji.Słońce wisiało już nisko nad horyzontem, rozpoczynając kolejny wspaniały kriszniański schyłek dnia, kiedy urzekający widok szubienic z wisielcami dał mu znać że dotarł na przedmieścia.Obudziło to w nim wspomnienie pewnego wierszyka:Jedyne drzewa, jakie porastają Szkocję, to malownicze szubienice.W oddali słońce muskało cebulaste kopuły centrum miasta czerwoną i pomarańczową poświatą.Hasselborg spostrzegł drugi dom, większy niż budynki parterowe na obrzeżach miasta.Nad drzwiami wisiała zwierzęca czaszka.Tym razem karczmarz okazał się małomówny i na szczęście nie próbował przedstawić Hasselborga swoim gościom.Siedzieli w małych grupkach i rozmawiali po cichu.Hasselborg przeląkł się, że zabłądził do jakiejś meliny, uczęszczanej głównie przez podejrzany element.Ale ten barczysty osobnik w kącie, noszący rogowe okulary, mógł być na przykład Bogu ducha winnym przechodniem lub odwrotnie, ubranym po cywilnemu tajniakiem, który ma na oku podziemny światek Rosid.Hasselborg dostał miejsce przy ścianie.Konsumował w pojedynkę smaczny, lecz dosyć tajemniczy posiłek, gdy nagle jakiś młodzieniec wstał od baru i podszedł do niego.– Nazywam się Sarhad; oby gwiazdy przyniosły ci szczęście – przemówił miłym głosem.– Jesteś tu nowy, panie, jak mi się wydaje?– Tak – odparł detektyw.– Można? – Młodzieniec usadowił się obok Hasselborga, nim detektyw zdążył wyrazić zgodę.– Niektórzy stali bywalcy robią się męczący, kiedy sobie golną.Co do mnie – ja wiem, kiedy wypiłem dość; przesada psuje rękę w moim fachu.Parszywa pogoda, nie uważasz, panie? Widziałeś już córkę starego mendy? Ostra sztuka, podobno jest.Trajkotał tak, dopóki sama ostra sztuka nie przyniosła Hasselborgowi kolacji.Była pierwszą Krisznianką, której miał okazję przyrzec się z bliska, więc dłuższą chwilę wpatrywał się w nią.Była ładna, miała szeroko rozstawione kości policzkowe, lekko zadarty nos i szpiczaste uszy.Jej kostium, czy co tam to było, uwydatniał te same części ciała, które terrańscy plastycy przedstawiali na kalendarzach z modelkami.Hasselborg zastanawiał się leniwie, czy ci plastycy nie zaczerpnęli pomysłu z fotografii tutejszych niewiast.Mieszkańcy Kriszny mogą sobie składać jaja, córka oberżysty była jednak przekonującym dowodem na to, że należą do ssaków.Sarhad upuścił na podłogę pałeczkę do jedzenia.– Stokrotnie przepraszam, mistrzu – powiedział, obracając się do tyłu i wyciągając rękę.Coś wzbudziło zawsze czujną podejrzliwość Hasselborga i na wszelki wypadek przesunął prawą dłoń bliżej sztyletu.Rzutem oka zobaczył, że myszkujący palcami po podłodze Sarhad jednocześnie drugą ręką szpera gorączkowo w jego torbie.Detektyw lewą ręką chwycił Sarhada za prawe ramię, prawą sięgnął błyskawicznie po sztylet i dźgnął młodzieńca między żebra, poniżej krawędzi stołu.– Wyjmij z torby pustą dłoń, tylko powoli – rozkazał spokojnie.– Chcę jej się przyjrzeć.Sarhad wyprostował się i utkwił wzrok w Hasselborgu.Jego usta otwierały się i zamykały jak u złotej rybki, która prosi o zmianę wody w akwarium.Może chciał coś powiedzieć, ale zupełnie nie wiedział co? Następnie lewa ręka złodzieja śmignęła niczym atakujący wąż i Hasselborg poczuł ostrze małego noża na tułowiu, w miejscu gdzie zatrzymała go kolczuga.Hasselborg nie przestawał pchać swego sztyletu, aż Sarhad wykrzyknął:– Ohé! Ja krwawię!– To rzuć nóż.Detektyw usłyszał, jak przedmiot upada na podłogę, wymacał go stopą i kopnął w kąt.Wszystko to stało się tak cicho i szybko, że chyba nikt niczego nie zauważył.– A teraz, mój paniczu – wyszeptał detektyw – przez chwilę sobie pogawędzimy.– O, nie, nie będziemy rozmawiać! Wystarczy, że krzyknę, a wszyscy rzucą się na ciebie.Hasselborg pokręcił przecząco głową.– Nie sądzę – odparł.– Kieszonkowcy działają w pojedynkę, a więc nie masz swojego gangu, poza tym zginiesz, nim ktokolwiek zdąży się wtrącić i nie będziesz miał żadnej satysfakcji z mojej śmierci.Co gorsza, kradzież w melinie cech złoczyńców uznaje za czyn niegodny.Nie lubi sprowadzać niebezpieczeństwa na wszystkich.Rozumiemy się?Zielonkawa z natury cera chłopaka pozieleniała jeszcze bardziej.– Skąd to wszystko wiesz? Nie wyglądasz na członka wspólnoty.– Bywało się tu i ówdzie.Mów ciszej i uśmiechaj się.– Jego słowom towarzyszyło mocniejsze pchnięcie sztyletem.– Ta gospoda służy cechowi, prawda?– Jasne, wszyscy to wiedzą.– Są inne w Rosid?– Wiadomo.Najwięksi rabusie odwiedzają Niebieski Bishtar, szpiedzy gromadzą się u Douletaia, a zboczeńcy w Bampushcie.Ale kiedy będziesz urządzać orgię z narkotykiem rramandu, albo zapragniesz rozkoszować się ludzkim ciałem, najlepiej idź do Yemazdy.– Dzięki, ale nie jestem jeszcze spragniony.No, dobrze, chcę rozpoznać tutejsze metody policyjne.– Iyá! A więc hardy cudzoziemiec coś knuje?– Nie twoja sprawa, ja tu zadaję pytania! Kto jest szefem policji?– Nie wiem, o czym.Ao! Nie kłuj tak, już mówię.Na pewno chodzi ci o komendanta straży miejskiej.– Czy to część wojska?– No pewnie, a jak myślałeś? A może o kapitana nocnej warty? Dopiero co wybrali nowego, Mistrza Makarana, złotnika.– Mhm, hm, hm.Mają jakieś centralne biuro, w którym trzymają kartotekę twoich kumpli i różnych spraw, mających związek z wymiarem sprawiedliwości?– Może archiwum trybunału miejskiego.– Nie, nie chodzi o akta sądowe.Pytam o kartotekę danych dla pojedynczych osób – z wizerunkiem i opisem każdego, lista zatrzymań, i tak dalej.– Nie słyszałem o czymś takim! – krzyknął Sarhad.– Mają podobne rzeczy w krainie, z której przybywasz? To musi być straszne miejsce; nawet Malibud, król złodziei, nie mógłby zarobić na przyzwoite utrzymanie, nie mówiąc już o najbiedniejszym opryszku pod słońcem.Jak oni tam prosperują?– Radzą sobie.Teraz gadaj, gdzie mogę kupić przybory dla malarzy?Wyrostek zastanowił się.– Oho, więc jesteś jednym z tych, co podrabiają stare obrazy? Słyszałem o was; to musi być fascynujące zajęcie.Nie trzeba ci pomocnika, co?– Nie.Gdzie.– Zaraz, muszę pomyśleć.Pójdziesz tą drogą aż do Rogatek Novorecife, przekroczysz mury miasta, pokonasz dwie przecznice i zobaczysz publiczny wychodek.Tam skręcisz na prawo, pokonasz jeden kwartał ulic, a w połowie drugiego po lewej stronie zobaczysz to miejsce.Ulica nazywa się Zaułek Lejdeu.Nie pamiętam nazwy sklepu, ale poznasz go.No, wiesz, po takim śmiesznym przedmiocie, który malarze trzymają w lewej ręce, kiedy prawą mieszają na nim farby.Wisi nad drzwiami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl