[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ninka wprawdzie coś przeczuwała, ale nie ośmieliła się oponować.Dobre dziecko!Następnie Iwan włożył do kieszeni niedawno otrzymaną pensję, z której nie wydał jeszcze ani kopiejki, dorzucił legitymację służbową, ciepło się ubrał i wyszedł do ogrodu.Z ogrodu wydeptaną ścieżką poszedł na przystanek autobusowy.Czuł się paskudnie, ale starał się nie zwracać na to uwagi.Nie wiedzieć czemu zapamiętał, że Wiktor zawsze jada obiady w stołówce na Czerny—szewskiego, gdzie zna wszystkie kelnerki i ma z nimi dobre układy.Zostawiają mu piwo… Pewnie pochwalił się podczas jakiegoś przypadkowego spotkania.Pojechał tam, ale Wiktora nie zastał, wyszedł więc skwapliwie na ulicę, bo od stołówkowych aromatów, całkiem zresztą zwyczajnych, dostał silnych mdłości.To też nie najlepszy objaw, pomyślał i zobaczył Wiktora, który zrazu minął go, ale za chwilę wrócił i popatrzył na niego z niepokojem.— Dzień dobry — powitał go Iwan.— Czekałem na pana.— Rozumiem — odparł skwapliwie Wiktor.— Nie widzę przeszkód, żebyśmy mogli sobie porozmawiać, tym bardziej że ostatnim razem trochę nam ta rozmowa nie wyszła… Ja sam miałem ochotę się z panem spotkać.Tu za domem jest ławka, latem piwo na niej pijam.Usiądźmy, nikt nas tam nie zobaczy… Dobrze.Pobiegł przodem i zgarnął rękawiczką śnieg z ławki.— Nie przeziębi się pan?Iwan usiadł, wyjął papierosy.Palił więcej niż Rżewski.— Proszę mnie dobrze zrozumieć — ciągnął Wiktor.— Niech się panu nie zdaje, że ja mam coś przeciwko pańskim stosunkom z Niną… Nic podobnego!— Chciałem pana zapytać o coś innego — powiedział Iwan.— O to, co wydarzyło się dwadzieścia parę lat temu.— Dwadzieścia parę…— Jak pan sądzi, dlaczego Rżewski rzucił Lizę?— On wcale jej nie rzucił — odparł szybko Wiktor.— To ona od niego odeszła.To była bardzo dumna kobieta.Została obrażona, więc odeszła.— Ale jak to się stało, że Rżewski ją tak obraził?— Faktycznie on ją zabił.Dla niego zrezygnowała ze wszystkiego…— A co pan wówczas robił? — zapytał Iwan.— Zrozumiałem, że Sergiusz jest egoistą.Nie, nie w potocznym sensie, ale nauka jest dla niego wszystkim.Wydało mu się, że Liza mu przeszkadza, więc usunął ją z drogi… Pamiętam, jak Sergiusz skarżył mi się kiedyś, że Liza nie pozwala mu iść na aspiranturę.— Powiedziawszy to, Wiktor rzucił na Iwana szybkie spojrzenie zimnych, pełnych wrogości oczu.— A później już się pan z Lizą nie widział?— Po co to panu potrzebne? A może Sergiusz?…— On o niczym nie wie.— Panu mogę powiedzieć.Liza zadzwoniła do mnie.Sierioża mnie rzucił, powiada.Pojechałem natychmiast.Katia chora, mówię, gdzie ty z nią w takim stanie? Ale ona na to, że nie chce mu przeszkadzać, że dla niego nauka jest najważniejsza… No to ją odprowadziłem.— Gdzie?— Na dworzec, naturalnie.Na pociąg do Wołogdy.— A co później?— W parę miesięcy potem Liza zginęła.Myślę, że popełniła samobójstwo… Wtedy nie mogłem już przyjaźnić się z Rżewskim.Myślę, że mnie rozumiesz.— A co się stało z dziewczynką?— Nie wiem… — odpowiedział Wiktor i zaczął coś niewyraźnie mamrotać.— Muszę dowiedzieć się prawdy.— Prawdy? — zdziwił się Wiktor.— A czy coś takiego w ogóle istnieje? Ilu ludzi, tyle prawd.— Nie wierzę w to.— I masz rację.Nikomu nie wolno wierzyć, a zwłaszcza nie wolno wierzyć bliskim.Poza tym prawda może jedynie zaszkodzić.— Muszę znać prawdę — powtórzył z uporem Iwan.— No to jej szukaj.Tylko potem nie miej do mnie pretensji.— Gdzie mieszkała matka Lizy?— Słuchaj, to było ćwierć wieku temu!— Ale pan tam bywał!— Zapomniałem adresu.Słowo daję, że zapomniałem.— Proszę sobie przypomnieć.— Tam już nikt nie mieszka.Katarzyna Gieorgiewna Maksimowa, matka Lizy, umarła jakieś dziesięć lat temu.Brat też gdzieś się wyprowadził.— Bywał pan tam?— No dobrze, zapisz.Arbat…37Okazało się, że Wiktor nie kłamał.Matka Lizy dawno temu umarła, w mieszkaniu byli zupełnie obcy lokatorzy, którzy niczego nie wiedzieli.Walcząc z bólem głowy i coraz bardziej przekonując się o beznadziejności całego przedsięwzięcia, Iwan obszedł bez skutku wszystkie sąsiednie mieszkania, zajrzał do administracji i wreszcie stanął pośrodku podwórza koło stolika, przy którym dwóch staruszków grało w szachy.Już chciał zapytać ich o losy Maksymowów, ale nie zdążył.Jeden z szachistów, który już od dawna nie niego zerkał, powiedział nagle biorąc pionka:— Przejdź się do sklepu spożywczego.Zaraz za rogiem, niebieski szyld.Zapytaj o tragarza Walę.— I jak gdyby nigdy nic zwrócił się do partnera: — Twój ruch, Kola.Iwan był tak zmęczony, że o nic więcej nie pytał.Kazali iść, to poszedł.W sklepie zapytał sprzedawczynię o tragarza Walę.Wpuściła go za ladę i pokazała ręką w dół.W piwnicy na skrzynce siedział starszy mężczyzna o pomiętej, niegdyś przystojnej twarzy i pił piwo z butelki.— Dzień dobry — powiedział Iwan.Twarz tragarza była znajoma.Wala był podobny i do Lizy, i do Katarzyny Gieorgiewny.— Pan mnie nie zna…Brat Lizy podniósł się ze skrzynki, przetarł oczy grzbietem dłoni i cicho zaklął.— Kopia — powiedział.— Absolutne podobieństwo.Duchu, skąd cię przyniosło?— Jestem synem Rżewskiego — powiedział Iwan.— A kim z takim wyglądem mógłbyś być? Jak mnie odnalazłeś?— Sąsiedzi z podwórka powiedzieli.— Dziwne, dawno już tam nie mieszkam, a moje ślady zaginęły w ludzkim morzu.A po coś mnie szukał? Chciałeś odwiedzić rodzinne groby? To znaczy, że jednak twój ojciec się ożenił, pewnie z tą swoją z Instytutu?Wala Maksimów był zdenerwowany, trzęsły mu się ręce.— Siadaj — mówił dalej.— Tyle lat… Ja tam nic do twojego ojca nie mam, Lizka przy nim czuła się jak człowiek.Ale historia! Jak on tam, nie choruje? A matka umarła w siedemdziesiątym drugim.Nie miała z nas pociechy.— Chcę się dowiedzieć, co się stało po tym, jak ojciec rozstał się z pańską siostrą — powiedział Iwan.— To dla mnie bardzo ważne.— Nie było mnie przy tym — odparł Wala Maksimów.— Nie potrafię też oddzielić przyczyny od skutku.Ale jeśli cię to tak bardzo interesuje, to jedź porozmawiać z Katią.Ona wprawdzie nie uważa mnie za człowieka, ale na każde święto przysyła widokówkę z życzeniami.— Córka Lizy?— Właśnie.38W samolocie Iwan stracił przytomność, ale na szczęście za moment ją odzyskał.Z lotniska w Wołogdzie zadzwonił do Instytutu, ale nie do Rżewskiego, tylko do laboratorium.Telefon odebrała Ninka.— Powiedz Rżewskiemu, że ze mną jest wszystko w porządku.Zażywam świeżego powietrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]