[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak sformułowany rozkaz jest w ustach królowej prośbą.Charny upojony złożył ręce i na klęczkach przyczołgał się do nóg Marii Antoniny.Ta drzwi już otworzyła, chcąc jak najprędzej uciec przed niebezpieczeństwem.Andrea, która jak urzeczona wbiła wzrok w drzwi od pokoju chorego, ujrzała naraz Charny’ego na klęczkach, a królowę słaniającą się.Jego oczy jaśniały nadzieją i dumą, jej — spuszczone były ku ziemi.Ugodzona w serce, zrozpaczona, przejęta nienawiścią, Andrea nie pochyliła głowy.Widząc królowę powracającą, wyrzucała Bogu, że nadto wyposażył tę kobietę nie tylko dał piękność i koronę, ale, co więcej, pozwolił na półgodzinną rozmowę z panem de Charny.Doktor widział zbyt wiele, by zwracać uwagę na cokolwiek.Zaprzątnięty całkowicie wynikiem pertraktacji zapytał po prostu:— No cóż, Najjaśniejsza Pani?Królowa milczała przez chwilę, żeby ochłonąć i odzyskać głos, zduszony biciem serca.— Co postanowił? — powtórzył doktor.— Wyjedzie — szepnęła królowa.I nie zważając na Andreę, która zmarszczyła brwi, ani na doktora, który zacierał ręce, przeszła szybko korytarz i galerie, i otuliwszy się machinalnie w płaszcz obszyty koronkami powróciła do swoich apartamentów.Andrea uścisnęła rękę doktora, śpieszącego do pacjenta; następnie krokiem chwiejnym jak chód cienia, z głową spuszczoną, ze zmęczonym wzrokiem i nieładem w myślach powróciła także do siebie.Nie przyszło jej nawet do głowy zapytać królowę o rozkazy.Dla natury takiej jak Andrea, królowa była niczym, rywalka wszystkim.Charny, powróciwszy pod opiekę doktora, wydawał się zupełnie innym człowiekiem.Silny aż do przesady, odważny aż do fanfaronady, zasypał lekarza pytaniami na temat prędkiego powrotu do zdrowia, diety leczniczej i wyjazdu.A mówił tak prędko i gorączkowo, że poczciwy doktor zląkł się, czy zamiast uzdrowienia nie wpadł w recydywę na skutek nowej manii gorszej jeszcze od pierwszej.Wkrótce jednak przekonał się, że Charny podobny był do rozpalonego żelaza, które ciemnieje po wyjęciu z ognia i nie bije już w oczy kolorem jaskrawym, lecz jest jeszcze na tyle gorące, by spalić, czegokolwiek się dotknie.Louis spostrzegł, że młodzieniec powraca do równowagi i mówi logicznie.Rzeczywiście, Charny tak dalece okazał się rozsądny, iż sam tłumaczył doktorowi przyczynę nagłej zmiany postanowienia.— Królowa — mówił — zawstydziwszy mnie, pomogła mi więcej niż cała nauka twoja wraz z wybornymi lekarstwami; bo widzisz, drogi doktorze, poruszyć moją miłość własną, to znaczy poskromić mnie, jak konia dzikiego wędzidłem.— Tym lepiej, tym lepiej — mruknął lekarz.— A tak, przypominam sobie, że pewien Hiszpan, a wiesz jak oni lubią przechwałki, opowiadał mi kiedyś dla wykazania swej siły woli, że ranny w pojedynku potrafi zatrzymać krew płynącą z rany, jedynie usilnie tego pragnąc.Śmiałem się z Hiszpana, nie wierząc mu; a jednak ja jestem taki sam — gdyby gorączka, którą mi wyrzucasz, chciała powrócić, przysięgam ci, że ją odpędzę mówiąc tylko: gorączko, ustąp!…— Znamy przykłady takich fenomenów — rzekł doktor poważnie.— W każdym razie pozwól, że powinszuję panu.Czy czujesz się zupełnie zdrów na duchu?— Och, tak.— Otóż poznasz pan teraz, jaki związek zachodzi pomiędzy duchowym i fizycznym ustrojem człowieka.Jest to przepyszna teoria i napisałbym o tym dzieło, gdybym tylko miał czas.Zdrów na umyśle odzyskasz siły w przeciągu tygodnia.— Dziękuję ci, kochany doktorze, dziękuję.— No, a kiedy zamierzasz wyjechać?— Kiedy tylko każesz, choćby natychmiast.— Poczekajmy do wieczora.Temperujmy się.Zaczynać od ostateczności, to ryzykować niepotrzebnie.— A więc czekajmy do wieczora.— Czy daleko wyjedziesz?— Choćby na koniec świata.— Za daleko trochę jak na pierwsze wyjście — rzekł doktor z flegmą.— Dosyć będzie do Wersalu, na teraz.Cóż pan na to?— Niech będzie do Wersalu, kiedy tak chcesz.— Sądzę — mówił doktor — że nie potrzebujesz opuszczać ojczyzny dla wyleczenia się z rany.Zimna krew doktora ostrzegła Charny’ego, aby miał się na baczności.— Masz racją, doktorze — nie trzeba daleko szukać.Posiadam przecież własny dcm w Wersalu.— Cóż, tego nam tylko potrzeba.Dziś wieczorem przeprowadzimy tam pana.— Nie zrozumiałeś mnie, doktorze; miałem zamiar objechać moje dobra.— No, to tak mów.Chyba te dobra nie leżą na końcu świata?— No, nie.Na granicy Pikardii, o piętnaście a może i osiemnaście mil stąd.— To bardzo blisko.Charny uścisnął rękę doktora, jakby dziękując mu za delikatność.O zmierzchu czterech lokajów, których tak niegrzecznie odprawił za pierwszym razem, przeniosło pana de Charny do karety, która czekała przy bocznej bramie.Król cały dzień polował i po kolacji udał się już na spoczynek.Charny uważał za niezgodne z etykietą wynieść się bez zezwolenia, lecz doktor uspokoił go, obiecując wytłumaczyć wyjazd koniecznością zmiany powietrza.Młodzieniec, nim wsiadł do karety, z jakąś bolesną satysfakcją do ostatniej chwili obserwował okna pokojów królowej.Jego samego nikt nie mógł widzieć.Lokaj idący z pochodnią przodem oświetlał drogę, zostawiając orszak cały w ciemności.Spotkano na schodach kilkunastu oficerów, przyjaciół i kolegów, uprzedzonych zawczasu o wyjeździe.Odprowadzony aż do karety przez wesołych kompanów, Charny wpatrywał się w okna; w komnatach królowej świeciły jasno.Jej Królewska Mość nie czuła się zdrowa tego wieczoru i przyjmowała damy w sypialni.Pokoje Andrei były posępne i ciemne.Ukryta za firankami, wzburzona: i zrozpaczona śledziła bacznie każde poruszenie chorego i jego asysty.Wreszcie pojazd ruszył, ale tak powoli, że słychać było każdy dźwięk podkowy o bruk.— Jeżeli nie może być moim — szepnęła Andrea — nie będzie przynajmniej niczyim.— Jeżeli mu przyjdzie znowu ochota umierać — mówił doktor, wracając do siebie — przynajmniej nie skona pod moją opieką ani na moich rękach.Niech diabli porwą wszystkie dolegliwości duszy.Nie jestem przecież lekarzem Antiocha i Stratoniki, żeby leczyć podobne choroby.Charny zdrowo i szczęśliwie dojechał do domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]