[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwielbiali wszelkie odmiany sportu i wysiłku fizycznego.Podejmowali każdewyzwanie, a ponadto regularnie zatracali się w modlitwie.Byli bezgranicznie oddani potomkowiproroka.Razem kultywowali religijną ortodoksję.- Tak, wiem trochę o pańskich kompanach - odparł Sten.Przybył na Sanctus zaproszonyprzez syna Theodomira.Mathias był tajemniczy, zdradził tylko, że pragnie spotkać się w pewnej bardzo ważnejsprawie.Sten w zasadzie nie miał czasu, ale uznał, że postąpi niezbyt politycznie, jeśli odmówi.- Śledziłem pańskie wyczyny - powiedział młodzieniec, prowadząc ścieżką ku lasowipaproci.Sten milczał, czekał na ciąg dalszy.- Przyznaję, pułkowniku, że wywarły na mnie duże wrażenie.Na moim ojcu także - dodałpo dłuższej chwili zastanowienia.Sten podziękował skinieniem głowy.- Trochę się nad tym zastanawiałem - ciągnął syn proroka.- Pan i pańscy ludzie dźwigaciena swych barkach całe brzemię walki.Jesteśmy za to wdzięczni, ale taka sytuacja nie wydaje mi sięcałkiem stosowna.Gdyby Sten naprawdę był najemnikiem, niewątpliwie przytaknąłby rozmówcy.Miast tegozaczął protestować.Mathias uciszył go, unosząc dłoń.- Jeśli mamy odnieść zwycięstwo, Sanctus nie powinien szczędzić daniny własnej krwi.Tohipokryzja, załatwiać wszystko, proszę mi wybaczyć określenie, rękami najmitów.- Uśmiechnąłsię do Stena, by podkreślić swe szlachetne intencje.- Nie, żebyśmy wątpili w pańskie oddaniesprawie.Nie kwestionuję waszej wierności prawdziwemu prorokowi, mojemu ojcu.Mantisowiec przyjął wyjaśnienie, ale uznał, że pora zdwoić ostrożność.Minęli zakręt ścieżki i wyszli na rozległą polanę.Mathias teatralnym gestem wskazał na stojące tu szeregi kompanów.Wszyscy wnieskazitelnych, czerwonych mundurkach.Bez widocznego znaku sześciuset młodzieńców uniosłoręce do pozdrowienia.- Mathiasie! - ryknęli równocześnie.- Przyjacielu! - odkrzyknął syn proroka tak głośno, że Sten aż się wzdrygnął.Sześć setek zaczęło głośną owację, a wódz drużyny, cały w uśmiechach, spojrzał na Stena.- Pułkowniku, jesteśmy do pańskiej dyspozycji.- Cóż innego mogę zrobić? - spytał Sten Alexa.Przysadzisty Szkot krążył po centrali statkuBhorów.- Ależ oni nie są zaprawieni w boju.Sten opadł na fotel.- Weź pod uwagę, że Mahoney skrócił całą operację do roku.- Zwerbujemy więcej osób - odparł Edynburczyk.- Nie zdążymy.Nowych ludzi potrzebujemy już teraz.Za wszelką cenę.- Mięso armatnie - mruknął Alex.Dowódca pokręcił głową.- Owszem, nie są zawodowcami, ale jakiś trening przeszli.Będą słuchali rozkazów.Trzebatylko załatwić im krótką unitarkę.- A kto się tym zajmie? - spytał podejrzliwie Alex.- Ffillips? Przerobi ich na komandosów?Zabraknie czasu.- Może Vosberh - podsunął usłużnie Sten.- Nie, to byłaby już zupełna głupota.- W takim razie mamy odpowiedź.- Pułkownik uśmiechnął się szeroko.- Ja? - krzyknął Alex, wskazując mięsistym kciukiem na swoją pierś.- Chyba nie mówiszpoważnie?- Wydało mi się, że do tego właśnie zmierzasz - powiedział Sten, wręczając przyjacielowidyskietkę z wszystkimi danymi kompanów.- Jeśli mogę coś zasugerować, to sławny Red Rorypowinien zacząć od.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTYAlex włączył mikrofon.- Miejcie oczy otwarte.Pilnować przedpola.Pięćdziesięciu kompanów Mathiasa tkwiło wokopach na zalesionym wzgórzu.Cel ćwiczenia wciąż pozostawał dla nich tajemnicą.Alex zamyślił sobie oduczyć ich bohaterstwa.Schował się za krzak, gdy z drugiej stronyrzadko porośniętej polany pojawiła się standardowa imperialna tyraliera złożona z drugiejpięćdziesiątki kompanów.Kilgour ziewnął i podrapał się, czekając, aż żołnierze podejdą bliżej.Młodzieniec tuż obokuniósł karabin bez komendy.Alex palnął gorliwca dłonią w szczyt hełmu.Widząc, że chłopak padłnieprzytomny, Szkot skarcił się w duchu.Z tymi cherlakami trzeba postępować nieco ostrożniej.Jeszcze chwilę.W końcu Alex wcisnął guzik syreny.Wycie poniosło się po wzgórzu ikompani w okopach otworzyli ogień.Strzelali, rzecz jasna, ślepakami.Zaskoczeni na otwartej przestrzeni żołnierze rzucili się w poszukiwaniu ukrycia, częśćjednak ryknęła entuzjastycznie i z zapałem pogoniła wprost pod lufy.Ogień nasilił się.Alex dał strzelcom jeszcze sześć sekund, po czym wyszedł z mikrofonemzza krzaka.- Przerwać ogień! Dość, wy krwi złaknione bestie! Strzelanina umilkła.Ci na polu zastygliw bezruchu, zgodnie zresztą z instrukcją.Alex skinął na kompanów z okopów, by wyszli i utworzyli dwa plutony.Każdy niósł tarczęstrzelniczą z sylwetką człowieka.Teraz zacznie się prawdziwa zabawa, zachichotał potomek RedRory'ego.Ruszyli przez pole, tarczami zastępując ukrytych wojaków.W przypadku dobrzezakamuflowanego żołnierza stawiali na jego miejscu kawał dykty przedstawiający jedynie głowę.Tam gdzie osłoną był krzak, w takim terenie całkiem przydatny, pojawiało się popiersie.Obdarzeni gorszym refleksem lub po prostu głupi, którzy tylko rozpłaszczyli się na ziemilub, co gorsza, sterczeli wyprostowani jak kołki, otrzymali pełnowymiarowych zastępców.Na końcu usunięto tych rozwrzeszczanych, z pieprzem w tyłku.Zamiast nich stanęły tarczedwa razy większe od naturalnych celów.Kiedy wszyscy członkowie kompanii zgromadzili się u stóp wzgórza, Alex kazał im odejśćpoza linię okopów i zająć pozycje strzeleckie.Dowódcy zaczęli rozdawać ostrą amunicję.- Zabezpieczyć broń! Wpiąć magazynki! Odbezpieczyć! Przeładować! - krzyczał Alex.- Narozkaz.ognia!Wzgórze splunęło ołowiem.Tym razem Alex odczekał, aż wszyscy wystrzelają zawartośćmagazynków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl