[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– I ta kradzież przynosi epoki lodowcowe?– To zależy jeszcze od aktualnego rozmieszczenia kontynentów.One decydują o zasięgu zlodowacenia.Glade potrząsnęła głową, śmiejąc się w wymuszony sposób.– Trudno w to uwierzyć.To oznaczałoby, że Kwiecie Wieczoru jest twórcą całego życia na Ziemi!Byłem zszokowany.– Glade! To należy do Bogów Światła i Śmierci!– Światła i Śmierci, rzeczywiście.Jeśli Darkbloom określa, ile energii słonecznej może dopłynąć do Ziemi, to on rządzi przebiegiem wielkich cykli powstawania gatunków i wymierania, podnoszenia się i upadku.– Zaczynasz rozumieć, jak widzę! – krzyknął Smok.Kontynenty świata przełamywały się znów na części.Lód przyszedł i odszedł.Cztery kontynenty odczołgiwały się od swego lądu macierzystego i wygrzewały się w Słońcu.– Moce sięgają w historię, która je uformowała poprzez przodków, przetwarzają wszystko wedle własnego gustu – powiedział nasz wróg.– W swej potwornej arogancji likwidują wszystkich konkurentów do życia.Jeżeli Ziemia jest Matką Życia, to oni są zawistnymi spadkobiercami, którzy mordują całe swe rodzeństwo.Nowa wyspa uformowała się na skraju świata, oceany otoczyły ją jak bezzębne szczęki i zacisnęły się.Do tego czasu nauczyłem się już nieco, jak interpretować plamy zieleni, brązu, błękitu i bieli jak i błękit lodu.– Pangea – rzekł Alamogordo.– Co?– Nie możemy być więcej niż dwieście czy trzysta milionów lat od domu – rzekł miecz.– Ten gigantyczny kontynent to Pangea.Ziemia zdradziecka dla gatunków, które upodobały sobie wybrzeża i delty rzek.Teraz są zdruzgotane.Poczekaj jednak trochę.Słuchałem tego głosu jak w transie.– Widzisz? To południowy biegun rozpęka się na dwa kontynenty, zwane Laurasia i Gondwana.Świat wisiał w próżni tańczących gwiazd i niósł na swym obliczu i góry i skały, i drzewa i płynące rzeki, i zwierzęta, i – o ile poznałem – ludzi.– Teraz one zaczynają się rozszczepiać.Oto Afryka i Ameryka Południowa, połączone, uwalniają się od lądolodu Antarktydy.Ocean Atlantycki odłupuje Amerykę Północną od Eurazji – ton głosu miecza zmienił się, wkradła się weń jakby nutka radości.– Nigdy nie spodziewałem się ujrzeć czegoś tak wspaniałego i uroczego, jak to.Dziękuję – czy było to powiedziane do Smoka? Nie umiałem odgadnąć.Usłyszałem okrzyk smutku mego wroga.Słońce przygasło migocząc czerwono.Jego ręka zabłysła na tle oświetlonych przyrządów, obraz na zewnątrz zamarł.Z ogromną szybkością przysunął się do mnie i złapawszy, cisnął mną o ścianę.– To on zrobił! Dla ciebie! Chciałbym móc cię teraz zabić, lecz złożyłem przysięgę i dotrzymam jej.Roztrzęsiony czołgałem się przez podłogę.Alamogordo leżał niezbyt daleko ode mnie.Smok przykucnął z oczami przekrwionymi ze złości i pozwolił, bym złapał rękojeść i podniósł się na niepewnych nogach.– Co mówisz? On to zrobił? On zgasił Słońce?– To musi być okres kredy, Xarafie – wyjaśniła Glade.– I on stąd czerpie energię.Smok uderzył pięścią w ścianę, która zadygotała dźwięcznie.– Widzicie, jak wygląda Słońce.On nie zadowolił się splądrowaniem tych epok, które były wolne od życia.Sięgnął aż tutaj, wnikając przy tym do macicy mojej matki i konstruując mnie.Potem przeniósł mnie tutaj, bym był świadkiem tego, co on robi z moim światem.Na końcu zgasił Słońce i czekał, podczas gdy wielkie gady wymierały.A kiedy się to dokonało, dał mi swoją nieśmiertelność i mechanizmy linii przesyłowej, i uczynił mnie swym regentem, swym ogrodnikiem, administratorem.– Oddał ci swój symbiont? – spytała Glade niedowierzająco.– To jest miara jego bezczelności, tego boga ssaków.Tak.– Zdradziłeś go – pisnąłem.– Zdradziłem? Stanąłem na jego drodze i uderzyłem go.Posłałem go jak żebraka w zmienioną historię i zamknąłem przed nim bramę jego własnej twierdzy, zaś wykradzioną energię – zebrałem do zbiorników, które ja kontroluję, i czekałem, aż on zbuduje nowego wojownika – uśmiechnął się i strasznie było na to patrzeć.– Teraz ty przybyłeś, słaby, blady robaku, a ja raduję się przynajmniej, że będę miał cię obok, gdy przyglądać mi się przyjdzie jego śmierci.Będziesz świadkiem sprawiedliwości historii zawróconej na właściwą drogę.– Twoje pragnienie jest nie do zrealizowania – stwierdziła Glade.– Darkbloom już nie żyje.Widzieliśmy jego zwłoki.– Umarłego boga łatwo jest ożywić – zaśmiał się.– Ty niesiesz w sobie, robaku, wszystko co niezbędne, prawda?Wyobraziłem sobie żałosne, krwawe szczątki i moją zwiniętą w kłębek przy nich matkę.Gdybym jej posłuchał, to teraz Darkbloom spotykałby się z moim wrogiem.Uśmiechnąłem się.– Alamogordo – powiedziałem.– Czy ten statek ma umysł podobny do twojego?– Naturalnie.– I możesz z nim rozmawiać?– Jest lojalny wobec swego pana i nic nie można z tym zrobić.– Pogódź się z tym – rzekł Smok miękkim głosem.Jesteście pod moją opieką, jesteście w mojej władzy – jego dłoń poruszyła się i gwiazdy odzyskały swój blask, tyle że teraz czas biegł w odwrotnym kierunku.– Zabierasz nas znów do początku?– Nie – ponownie coś zrobił i gwiazdy zamarły.Poza kopułą przepłynęła olbrzymia konstrukcja zbudowana z osadzonych na kratownicy olbrzymich winnych gron jak księżyce.Mgiełka na obliczu świata skłębiła się w wiry i supły bieli.– Zmierzch dinozaurów – rzekła Glade ponuro.– Ich poranek – powiedział zaprzeczając.Podszedł do tafli kopuły i spojrzał na świat, który miał zamiar przerobić.– Wyląduję między nimi jak bóg i wypracuję w nich zmiany, jakie ssak sam wypracował w swoich genach.Będę Ozyrysem, ucząc ich wszystkiego, a Set nie podniesie się, by przeszkodzić mi w moich rządach.Uniosłem miecz do warg.– Możesz dowiedzieć się, jak otworzyć kopułę? – szepnąłem.– Powietrze uciekłoby zaraz.Glade zginęłaby – rzekł skonsternowany Alamogordo pełnym głosem.– Zrób to – powiedziałem.Wyraz poczucia zdrady na twarzy Glade ukłuł mnie w serce.Zadzwoniły nagle urządzenia alarmowe, zerwał się sykliwy wiatr.Smok odwrócił się i pobiegł ku migoczącym światłom.Ja także biegłem.Miecz przeciął powietrze, by uderzyć w bark Smoka, otworzył go, krew trysnęła z mięsa takiego samego, jak u człowieka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]