[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Czy chcecie przekonać się, co mogę z wami zrobić przy pomocy tego?!Fillip i Sot padli przed nim na ziemię, trzęsąc się jak dwie porcje galarety.Zrobili to w takim tempie, że zdawało się, iż ktoś wyciągnął spod nich ich własne stopy.– O wielki panie! – krzyczał Fillip.– Możny panie! – wył Sot.– Nasze życie w twoich rękach! – jęczał Fillip.– W twoich rękach! – szlochał Sot.– Przebacz nam, panie! – błagał Fillip.– O, przebacz nam! – jak echo wtórował mu Sot.Ben pomyślał, że teraz sprawy mają się znacznie lepiej, choć nieco był zaskoczony szybkością przemiany gnomów.Skuteczniej było posunąć się do próby lekkiego onieśmielenia gnomów, niż wyjaśniać im wszystko po kolei.Wstyd mu było uciekać się do takiej taktyki, byłjednak kompletnie zdesperowany.– Wstańcie – rzekł do nich.Stworzenia stanęły na nogi, spoglądając na niego bojaźliwie.–W porządku – starał się je uspokoić – rozumiem, to wszystko jest trochę zawiłe.Nie mówmy już o tym incydencie.Dobrze? – Dwie głowy o fretkopodobnych twarzach zgodnie skinęły.–Przejdźmy więc teraz do rzeczy.Willo w – piękna sylfida – może być w poważnym niebezpieczeństwie.Musimy jej pomóc tak, jak ona nam pomogła, gdy skalne trolle zamknęły nas w lochu.Pamiętacie? – Słowa „pamiętacie” używał aż do znudzenia, ale z gnomami trzeba było postępować jak z dziećmi.– Willow zeszła w poszukiwaniu czegoś do Wielkiej Czeluści.Musimy ją odnaleźć i upewnić się, czy wszystko z nią w porządku.– Och, panie! Nie lubię Wielkiej Czeluści.– użalił się z wahaniem w głosie Fillip.– Ani ja – dodał Sot.– Wiem, że nie lubicie tego miejsca – oznajmił Ben.– Ja również za nim nie przepadam.Lecz powiedzieliście mi kiedyś, że możecie tam się przedostać nie zauważeni.Ja tego nie potrafię.Proszę was tylko o to, byście tam zeszli i rozejrzeli się za Willow.No i jeszcze poszukali czegoś, co mi jest potrzebne.Czy jasne? Tylko się rozejrzycie.Nikt nie musi wiedzieć, że w ogóle tam byliście.– Panie! Nocny Cień powróciła do Wielkiej Czeluści – oznajmił Fillip, potwierdzając najgorsze obawy Bena.– Widzieliśmy ją – zgodził się Sot.– Jest teraz pełna nienawiści do wszystkiego – rzekł Fillip.– Ale najbardziej do ciebie – dodał Sot.Nastąpiła cisza.Ben próbował sobie wyobrazić, do jakiego stopnia Nocny Cień go teraz nienawidzi.Nie potrafił.Faktycznie, jej nienawiść mogła być niewyobrażalna.Pochylił się nad gnomami.– Byliście więc znowu tam, w Wielkiej Czeluści? – Filip i Sot przytaknęli słabo.– I nikt was nie dostrzegł? – Znowu przytaknięcie.– Więc możecie wyświadczyć mi tę przysługę? Czy możecie zrobić to dla mnie i Willow? Nie zapomnę wam tego nigdy.Obiecuję!Znowu nastąpiła dłuższa chwila ciszy.Fillip i Sot spojrzeli na niego, a później po sobie.Pochylili głowy ku sobie i coś tam szeptali.Ich nerwowość przerodziła się w pobudzenie.W końcu znowu spojrzeli błyszczącymi oczkami na Bena.– Czy – jeśli to zrobimy – dostaniemy kota? – zapytał Fillip.– Tak, czy moglibyśmy dostać kota? – powtórzył Sot.Ben oniemiał.Na chwilę zapomniałzupełnie o Dirku.Spojrzał w dół na kota, a potem na gnomy.– Lepiej nawet o tym nie myślcie – poradził.– Ten kot nie jest tym, na kogo wygląda.Fillip i Sot pokiwali głowami z pewną niechęcią, lecz ich spojrzenia nadal były utkwione w Dirku.– Ostrzegam was – rzekł Ben stanowczo.Gnomy znowu pochyliły łby, lecz on czuł instynktownie, że jego słowa trafiają w próżnię.Ben potrząsnął w końcu bezradnie głową.– No dobrze.Prześpimy się tutaj i wyruszymy o świcie.Przerwał na chwilę, by przyciągnąć ich uwagę.– Nie zapomnijcie, co powiedziałem wam o kocie.W porządku?Gnomy przytaknęły milcząco po raz trzeci.Nie spuściły jednak wzroku z Dirka.Ben zjadł jeszcze jeden spartański posiłek z szypułek bonnie blues, popił wodą źródlaną i obserwował chowające się za linią horyzontu słońce.W dolinie zapadała noc.Myślał o przeszłości i po raz pierwszy od dłuższego czasu zastanawiał się, czy nie lepiej było pozostać tam, w starym świecie, niż przybywać tutaj.Potem odłożył na bok sentymenty, owinął się w płaszcz i oparł na pniu, który tej nocy stanowił jego niezbyt wygodne łóżko.Dirk nie ruszył się ze swego miejsca na pniu.Wyglądał jak martwy.W którejś chwili ciszę nocy przerwał krzyk tak przerażający i przeciągły, że Ben zerwał się na równe nogi.Brzmiało to, jak gdyby wołanie rozlegało się tuż nad nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]