[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zorientowałem się, że lecę, a kiedy się podniosłem z ziemi o dwa metry od niego, nie mogłem złapać tchu.A facet nadal pracował, odwrócony tyłem do mnie.Popędziłem w jego kierunku.Nie przypominam sobie, żeby spojrzał na mnie, ale chyba musiał to zrobić, bo jak inaczej wyliczyłby trajektorię mojego następnego lotu?Kiedy przestałem dyszeć i wypluwać ziemię, chciałem się podnieść, ale przeszkodziła mi stopa wsparta o mój grzbiet.Myślałem, że to on, ale kiedy nacisk zelżał i mogłem spojrzeć przez ramię, zobaczyłem niebieską sylwetkę łowczyni z włócznią w muskularnej lewej ręce.Włócznia nie była wymierzona we mnie, ale mało co brakowało.Nie przeszkadzaj świątobliwemu mężowi przesłanie było aż nazbyt wyraźne.Godzinę później pociągnął sanie za trzy liny opasujące go w piersi i powlókł się po grobli i przez błoto.Szedł mocno pochylony do przodu, uważając, by sanie nie zapadły się w grzęzawisku.Wyglądał jak jeden z tych starych hologramów przedstawiających chłopa na roli, ciągnącego pług za pomocą skórzanych rzemieni opasujących go wokół głowy.Odszedł; nie byłem na tyle głupi, by sądzić, że już go więcej nie zobaczę.Ostatecznie były to puste sanie.Co na nich będzie, gdy facet wróci?Była to gruba, wieloelementowa rura długości z półtora metra.Gość odłupał prawie cały lód, który ją okrywał przez dwadzieścia lat - a ja wiedziałem, co to za rura i skąd się wzięła, czyli więcej, niż mogłem o nim samym powiedzieć.Był to laser rdzeniowy z rozbitego satelity energetycznego, którego orbita nie wiadomo czemu oszalała dwa lata po tym, jak Rejon Energetyczny Bieguna Północnego go wystrzelił.Satelita miał służyć do dzielenia, a następnie rozpuszczania lodowców, które zanadto się zbliżyły do osad przybrzeżnych; rozbił się w Lodowych Krainach gdzieś między Biegunem Wschodnim i Lodownią - a było to niemal dwadzieścia lat temu.Przelatywałem nad tym miejscem, gdy mnie tu wieźli z Enrique, a pilot uznał, że trzeba mi trochę pokazać okolicę.Obejrzeliśmy wrak satelity, obecnie stanowiący fragment skomplikowanej rzeźby lodowej ukształtowanej przez wiatr i burze.A ten łobuz, który najpierw zakłócił mi spokój, a potem tam polazł, jakoś wygrzebał laser i jego zasilacz - jeśli nie myliłem się co do przeznaczenia grubej obręczy na jednym końcu rury i ciągnął go przez cholera wie ile kilometrów.po co?Dwie godziny później zobaczyłem go w jednym z włazów prowadzących do siłowni termojądrowej mojego obozowiska.Zapas deuteru trzeba było uzupełniać co półtora roku, bo nie miałem rafinerii.Facet oglądał emitery dostarczające mi ciepła i elektryczności.Nie miałem pojęcia, co kombinuje, ale wściekłem się i zacząłem wrzeszczeć, by zabierał się stamtąd, nim obaj zamarzniemy na śmierć z powodu jego głupoty.Po jakimś czasie facet wylazł i zamknął właz, po czym poszedł majstrować przy swoim złomowanym laserze.W ciągu następnych tygodni omijałem go z daleka.Siedział przy laserze, do którego podkradał różne niepotrzebne na razie duperele, jakie mógł znaleźć w obozowisku.Stało się jasne, że choć rozłożyste skrzydła baterii słonecznych opóźniły upadek satelity, nawet one jednak nie zapobiegły poważnemu uszkodzeniu miotacza.Nie miałem pojęcia, po co facet w ogóle przy nim grzebie, ale marzyło mi się, że jeśli go uruchomi, to może pójdzie sobie do diabła.A ja będę znowu w punkcie wyjścia, sam pośród stworzeń, które nie malowały obrazów, nie śpiewały pieśni, nie układały tańców ani nie stwarzały bogów; którym obce było pojęcie sztuki, które odpowiadały na moje próby porozumienia się na poziomie estetycznym z tą samą niewzruszoną obojętnością, z jaką zachowują się wnuki zmuszane do zabawiania stukniętej babci.Była to faktycznie penitencja.I przyszedł dzień, gdy robota była ukończona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl