[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlaczego nie powiedziałaś mi nic o.hm.o Tonym? - spytała w końcu.- Nie bardzo było o czym mówić, póki nie postanowiliśmy wybrać się razem na tę morską wycieczkę.A jak tylko na nią wyruszyliśmy, zaraz ci powiedziałam.- Matka rozłożyła ręce, jakby to była najprostsza sprawa na świecie.- I Gerard, i Barbara.wiedzą.wiedzieli?- No, wiedzą, że Tony jest moim przyjacielem, i naturalnie poinformowałam ich o naszych wakacyjnych planach.- I oni byli.?- Gerard odwiózł nas dziś rano na lotnisko.Tony ma rację, Gerard zzieleniał z zazdrości.Mówił, że i jemu by się to przydało.Zbyt ciężko pracuje, powinien wziąć urlop i może sobie na urlop pozwolić.Może to go zdopinguje.- Ale czy powiedział.co myśli.?- Nie powiedział, że weźmie urlop.Ale znasz Gerarda, on pewno o tym myśli.Czy matka jej nie zrozumiała, czy też udawała? Deirdre nie zamierzała dać się zbyć.- A co Barbara i Jack? Co oni sądzą o twoim wyjeździe z mężczyzną?- Najdroższa Deirdre, nie wyjeżdżam w tym sensie z mężczyzną.Z pewnością wyjeżdżam na wakacje i jadę z Tonym, a on rzeczywiście jest mężczyzną.Co masz na myśli, pytając, co oni sądzą? W ogóle nic nie sądzą, jestem absolutnie pewna.- Ale rodzina Jacka.O rodzinie Jacka, jak długo pamiętała, mówiło się z pewnego rodzaju obawą.Ojciec Jacka był sędzią Sądu Najwyższego, stryj ambasadorem.Barbara wyszła za mąż w takim stylu, jakiego życzyła sobie rodzina O’Haganów, natomiast ona, Deirdre, najstarsza, postąpiła nieodpowiednio - poślubiła kogoś zupełnie się nie liczącego i na dodatek w wielkim pośpiechu.Matka wyglądała na całkowicie zbitą z tropu.- Rodzina Jacka? - powtórzyła, jakby córka zaczęła przemawiać w jakimś obcym języku.- Jakiż, u licha, oni mogą mieć z tym związek?- Wiesz.- Nie sądzę, żeby znali Tony’ego.Nie, jestem pewna, że nie znają.Dlaczego pytasz?Deirdre spojrzała ostro na matkę.Przecież ona cholernie dobrze wie, dlaczego ją o to pyta.Pyta dlatego, że zawsze mówiło się o znakomitej rodzinie Jacka.Wspominało się o nich od chwili, gdy Barbara, jej młodsza siostra, zaczęła chodzić z młodzieńcem pochodzącym z tej dobrej rodziny.Deirdre pamiętała huczne wesele, jakie urządzono Barbarze, z dużym namiotem, dowcipnymi mowami, politykami i fotografami.Tak zupełnie inne od jej własnego wesela.I teraz nagle wszechmocny klan Jacka już nie wydaje się ważny.Czując, że rumieniec barwi jej policzki, palnęła prosto z mostu:- A czy ty i.Tony macie jakieś dalsze plany.na potem, po tej wycieczce? Czy myślisz, że mogłabyś wyjść za mąż albo coś takiego?- Postaraj się pozbyć zdumienia w głosie - odparła matka.- Zdarzają się dziwniejsze rzeczy, wiesz.Ale ja odpowiadam, że nie.Nie mam takich planów.- Och?- I dość już o mnie i mojej podróży.Opowiedz mi o sobie i twoich sprawach.- Matka uśmiechnęła się z góry.Deirdre miała surową minę.- Żadna z nich nie jest ani w najmniejszym stopniu równie interesująca jak twoje plany.- Nie przesadzaj.Desmond zaczyna pracować we własnej firmie, a ponadto zamierzacie urządzić balangę z okazji tych srebrnych godów.Balanga to było słowo w stylu Tony’ego.Matka przedtem nie wyrażała się w taki sposób.- Gdzie ty go poznałaś? - zapytała szorstko Deirdre.- Desmonda? - Teraz matka postanowiła być figlarna.- Poznałam Desmonda wtedy, gdy przyprowadziłaś go do domu i powiedziałaś nam o ślubie.Ale przecież to wiesz.- Nie chodziło mi o Desmonda i wiesz o tym.- Deirdre była zła.- Chodziło mi o Tony’ego.Jak to się stało, że się z nim zetknęłaś?- Poznaliśmy się w klubie golfowym.- Tony jest członkiem klubu golfowego? - W jej głosie brzmiało zaskoczenie i niedowierzanie.- Tak, i jest świetnym graczem - oznajmiła z dumą matka.- Ale jak się stał członkiem klubu? - Dawniej nie można by zaproponować członkostwa komuś w tak złym stylu jak Tony, to przecież całkiem jasne.Gdyby jej Desmond umiał grać w golfa, a nie umiał, toby go nie przyjęto.Jak ktoś taki jak Tony mógł się tam dostać?- Nie mam pojęcia, przypuszczam, że tak samo jak my wszyscy - wypowiedziała się niezbyt jasno jej matka.- I wszyscy twoi przyjaciele go znają? Czy znała go na przykład pani Barry? - Deirdre wybrała matkę Maureen jako najważniejszy barometr towarzyski w ich Dublinie.Na pewno w jej kręgach Tony nie był mile widziany.- Sophie? Tak, oczywiście, biedna Sophie spotykała go od czasu do czasu.Pamiętaj, że ona nie grywała w golfa, nie poznała go więc w tamtym towarzystwie.- Nie mów mi, że Tony grywa w brydża.- Nie, jest okropnie pogardliwie nastawiony do starych kociaków, jak nas nazywa, które poświęcają na rozrywkę wiele godzin i grają dzień w dzień w karty.Matka zaśmiała się wesoło i nagle jej życie wydało się Deirdre o wiele przyjemniejsze od własnego.Zdecydowana nie dopuścić do tego, żeby znowu zmieniła temat, spróbowała szczęścia raz jeszcze.- Mamo, proszę cię, co sądzi Gerard? Co on mówi? Nie, nie o tym, czy sam pojedzie na urlop, tylko o tobie i Tonym?- Nie mam pojęcia.- Musisz wiedzieć.- Nie, skąd mam wiedzieć? Wiem tylko to, co mi mówi.Nie mam pojęcia, co mówi komu innemu.Ma teraz dość miłą dziewczynę, mógł z nią o tym rozmawiać, wyobrażam sobie jednak, że nie rozmawiał.- Pani O’Hagan sprawiała wrażenie całkowicie beztroskiej.- Ale on musi.z pewnością.- Słuchaj, Deirdre.Każdy ma swoje własne życie.Gerard pewno znacznie bardziej martwi się o swoją karierę adwokacką, zastanawia się, czy powinien zostać radcą sądowym i czy powinien przestać zajmować się tymi wszystkimi kociakami i zmieniać je jak rękawiczki, i wreszcie się ustatkować.Zapewne martwi się o swoje zdrowie, bo dobiega czterdziestki, może więc dużo myśleć o cholesterolu i tłuszczach wielonienasyconych.Może zastanawia się, czy nie sprzedać mieszkania i nie kupić domu.Gdzież on, pytam cię, może mieć czas na myślenie o matce!- Ale jeśli robisz coś.jeśli wdepniesz w coś.- On uważa, że jestem wystarczająco stara, by sama się pilnować.Tego jestem pewna.- Wszyscy musimy wzajemnie się pilnować - stwierdziła Deirdre nieco obłudnie.243- Tu się całkowicie mylisz.Wszyscy musimy być absolutnie pewni, że nie wtrącamy się w życie innych ludzi To wielki grzech.Niesprawiedliwość tej opinii zabolała Deirdre tak, jakby smagnięto ją biczem.Jak matka śmie wyjeżdżać z takim moralizatorskim nonsensem o niewtrącaniu się w życie innych ludzi.Przez ćwierć wieku Deirdre usiłowała żyć w zgodzie z pewnego rodzaju wyobrażeniami, pewnymi narzuconymi oczekiwaniami.Pokładano w niej tak wielkie nadzieje.Najstarsza córka, bardzo zdolna, wyróżniająca się studentka, mogła była przystąpić do egzaminu na trzeciego sekretarza i pójść do Departamentu Spraw Zagranicznych, jak się to wtedy nazywało.Mogła była zostać potem ambasadorem albo poślubić ambasadora.Mogła zostać członkiem palestry jak jej brat.Mogła świetnie wyjść za mąż jak jej siostra Barbara.Zamiast tego zakochała się jednego lata, długiego i gorącego, i sama się zamknęła w dziwnym więzieniu.A że nic nie było tam dostatecznie dobre dla O’Haganów i na miarę ich oczekiwań, musiała wszystko przedstawiać w innym świetle, tak jak oni chcieli to widzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]