[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To dobrze! Niech sobie wraca!– Wtedy twoje dzieci nie będą miały dokąd pojechać na wakacje – zauważyła Bernadette.– W przyszłym tygodniu wybierają się razem z nami nad Shannon, czy to nie wystarczy? – Usłuchał jednak rady i wrócił do domu.– Pozwolicie, że na cześć naszego amerykańskiego gościa postawię wam martini? – zaproponował Colm.Wspólna kolacja okazała się dobrym pomysłem.Marilyn zrelacjonowała towarzyszącym jej paniom przebieg radosnego dnia, jaki spędziła w ogrodzie – czuła się najszczęśliwsza, kiedy miała ręce po łokcie upaprane ziemią.I jeśli któraś z tamtych pomyślała, że Amerykanka powinna przedyskutować z Rią pomysł wykarczowania krzaków, nim przystąpiła do realizacji owego przedsięwzięcia, nie wspomniała o tym ani słowem.Poza tym bardzo możliwe, że Marilyn zapytała Rię o zgodę.Gertie opowiedziała swoim towarzyszkom o pewnym mężczyźnie, który co sobota przychodził do pralni z całym workiem damskiej czarnej bielizny.I nie przejmując się ludźmi, na oczach wszystkich starannie składał wyprane rzeczy i ze spokojem pakował je do dużej torby.Chciałaby móc się podzielić z Jackiem wszystkimi tego rodzaju drobnymi, codziennymi zdarzeniami, niestety, nigdy nie wiedziała, jak zareaguje mąż.Mógłby wpaść do pralni i zwymyślać tamtego klienta od zboczeńców.I jeśli nawet Marilyn i Rosemary uznały, że życie kobiety, która nie może opowiedzieć swojemu mężowi żadnych zabawnych historyjek z pracy, jest godne pożałowania, żadna z nich nie dała tego po sobie poznać.A kiedy atrakcyjna blondynka zaczęła śpiewać piosenkę, zatytułowaną: „Ktoś nade mną czuwa”, Gertie i Rosemary poinformowały Marilyn, że wokalistka była kiedyś najbardziej nieznośną dziewczyną w Dublinie i w czasach młodości słynęła z wywoływania wyjątkowo spektakularnych scen.– Ale jest dobra w tym, co teraz robi – stwierdziła Marilyn, starając się zachować obiektywizm i z uwagą przyglądała się kobiecie, która grała i śpiewała w taki sposób, jak gdyby każde słowo miało dla niej ogromne znaczenie.– W jej przypadku współczynnik ryzyka wydaje się trochę za wysoki.Zawsze powtarzam to Colmowi, ale czy on kiedy chce mnie posłuchać? – Ton Rosemary sugerował, że wszyscy inni kierują się jej radami i dobrze na tym wychodzą.– Może po prostu chciał jej dać jeszcze jedną szansę – snuła domysły Gertie.– Colm jest znany z tego, że lubi pomagać ludziom przegranym.– Ona nie wygląda mi na przegraną – wyraziła swoją opinię Marilyn.W tym momencie do restauracji wszedł Danny Lynch wraz ze swym towarzystwem.Wskazano mu stolik po drugiej stronie sali.Marilyn natychmiast rozpoznała mężczyznę ze zdjęć na ścianach oraz fotografii, jakie otrzymała od swej zmienniczki.– Czy to mąż Rii? – spytała bez ogródek i obie kobiety ponuro skinęły głowami.Do owego momentu ani słowem żadna z nich nie wspomniała o przyjaciółce.Teraz jednak, w tym oto miejscu, cała jej osobista tragedia stała się widoczna jak na dłoni i dalsze unikanie tematu było już niemożliwe.Niezwykle czarująca i bardzo zadbana kobieta w czarnym żakiecie wyszywanym cekinami wskazywała miejsce przy stole pozostałym i grała pierwszoplanową rolę w grupie Danny’ego.– Nie wygląda na dwudziestodwulatkę; mogłaby raczej uchodzić za moją rówieśnicę – szepnęła Marilyn.– Zdziwisz się, Marilyn, ale to matka tej dwudziestodwulatki – odpowiedziała szeptem Rosemary.– Matka! – Amerykanka nie posiadała się ze zdumienia.Po chwili spostrzegła obok dwójki ożywionych dzieci, o znanych ze zdjęć twarzach, mizerną młodą dziewczyną w luźnym niebieskim swetrze i spódnicy: bladego podlotka o długich, prostych włosach, który wyglądał na niewiele starszą siostrę Annie.Marilyn poczuła niemal fizyczny ból na myśl o tym, że Ria Lynch musiała znosić takie upokorzenie.Danny Lynch nadal był owym nadpobudliwym chłopcem, z którym Marilyn miała okazję się zetknąć przed wieloma laty.I którego żona wciąż darzyła głębokim uczuciem.Czy jakakolwiek kobieta potrafiłaby znieść cierpienie spowodowane odejściem mężczyzny do tej dziwnej, nieukształtowanej jeszcze młodej dziewczyny? Nic dziwnego, że biedna Ria postanowiła pokonać trzy tysiące mil, byleby stąd uciec.Orla zaczęła śpiewać szlagier: „Mężczyzna, którego kocham”.Colm zmarszczył brwi.Jego twarz stała się jeszcze bardziej nachmurzona, kiedy rozbrzmiały słowa następnej piosenki: „Śpiewają miłosną pieśń, lecz nie dla mnie”.– Spokojnie, Orlo – powiedział, kiedy ją mijał, niosąc steki do stolika szwagra.– Prawdziwy Gershwin, szefie, zgodnie z życzeniem.A może zaśpiewam: „Świetna robota, jeśli zdołasz ją zdobyć”.Przy tej piosence powinno zabić mocniej kilka serc, nie sądzisz?– Pomimo niezłego głosu nie masz przed sobą wielkiej kariery [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl