[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż umysł mówił: nie, ciało krzyczało: tak!A on, o hańbo, bez wątpienia wyraźnie usłyszał to ostatnie przesłanie.Jedynym strojem do konnej jazdy, jaki miała Hester, była amazonka sprzed lat, z czasów, gdy sama uczestniczyła w małżeńskim targowisku.Choć w spokojnym kolorze ciemnej zieleni, była jednak uszyta z cieniutkiej wełny i przyozdobiona podwójnym rzędem miedzianych guziczków oraz złotym galonem przy dekolcie i kołnierzu.Nadal leżała na niej doskonale, ale.To zbyt powabny strój jak na wdowę w średnim wieku, oceniła, okręcając się przed lustrem.- Och, cóż za śliczna toaleta! - W drzwiach stanęła pani Dobbs, niosąc parę wypolerowanych do połysku butów do konnej jazdy.Z uśmiechem okrążyła Hester, dotykając suto marszczonej spódnicy i zdejmując tu i ówdzie jakiś pyłek.- Wygląda w niej pani przepięknie, moja droga.Przepięknie!Hester nachmurzyła się, patrząc na swoje odbicie w lustrze.Wyglądała aż zanadto pięknie.Westchnęła.Miło być raz dla odmiany piękną.A gdyby mimo wszystko pokazać się tak publicznie? Przyciągać pełne zachwytu spojrzenia mężczyzn? Prawdę mówiąc, zawsze lubiła konną jazdę.Jednak, podobnie jak taniec i flirtowanie, zarzuciła ją, gdy włożyła maskę statecznej wdowy.- A teraz proszę włożyć to - pani Dobbs podała jej uroczy czepek o rondzie podbitym nieco jaśniejszym zielonym aksamitem, wiązany na szerokie wstążki w tym samym kolorze.- Nie, to wykluczone - powiedziała Hester, choć szalenie jej się podobała własna twarz w obramowaniu żywszej, jaśniejszej barwy.Nadawała jej oczom głęboki odcień szmaragdu.- Nie - zerwała czepek.- Muszę zamienić jasną zieleń na czerń.- Ale dlaczego?- Bo w tym wyglądam zbyt młodzieńczo jak na wdowę w moim wieku.- Nie jest pani jeszcze starą babą.A poza tym to już sześć lat.- Pani Dobbs - Hester odwróciła się od lustra i zdecydowanym ruchem wręczyła czepek kobiecie - czy zechciałaby pani przekazać panu Dobbsowi, by natychmiast zawiózł panią do kapelusznika, pana Goswella? Napiszę do niego parę słów.Jeśli będzie miał czas, niech zmieni podbicie od ręki.A jeśli nie, to proszę powiedzieć, że muszę mieć czepek nie później niż w poniedziałek rano.Choć nie podobało się to wścibskiej gospodyni, zrobiła, co jej kazano, cmokając tylko z przyganą nieco częściej niż zwykle.Kiedy oboje państwo Dobbs pojechali, Hester padła na sofę.Krok, który zamierzała wykonać, był niebezpieczny.Niczym ćma, w pełni świadoma, że powabny blask lampy oznacza jej zgubę, krążyła coraz bliżej Adriana Hawke’a.Żar ich wczorajszych uścisków powinien był skłonić ją do ucieczki.Czyż nie osmaliła sobie wystarczająco skrzydełek dziesięć lat temu? Czyż nie widziała, jak jej matka wciąż na nowo spala się w tym ogniu, wzniecanym przez namiętność i ślepą nadzieję? Czy i ona chciała spłonąć, tym razem na popiół?Z drugiej strony, jej obecna sytuacja w niczym nie przypominała tej sprzed dziesięciu lat.Wtedy wierzyła w miłość i małżeństwo.Wierzyła, że znajdzie tego jedynego mężczyznę, który dopełni jej życie - mężczyznę, którego matce nigdy nie udało się znaleźć.Szybko się jednak przekonała, że propozycje, jakie tak zwani dżentelmeni składają kobiecie jej pokroju, nie mają z miłością nic wspólnego.W co więc wierzyła obecnie?Z pewnością nie w miłość.Patrząc tępo w sufit, odpięła górny guzik stanika i zrzuciła pantofle z nóg.Co zaś do małżeństwa.Tak, zdarzały się udane.Opierały się jednak na życzliwości i podobieństwie upodobań.Na obopólnym szacunku.Czy namiętność grała w nich jakąś rolę?Przez wszystkie te lata, gdy pomagała swym podopiecznym zawrzeć udane małżeństwo, nigdy nie brała pod uwagę czynnika namiętności.Uważała, że tak zwane rozkosze małżeńskiego łoża należy raczej nazywać katuszami.Gdyż nawet jeśli kobieta czerpała przyjemność z fizycznego aktu, to nieuchronnie równoważyły to niedole, jakich prędzej czy później przyczyniał jej mężczyzna.Parę razy któraś z uczennic pośród śmieszków i chichotów spytała ją o sprawy intymne.Hester zdecydowanie odsyłała ją wówczas do matki.Teraz jednak ona sama stanęła z tym pytaniem twarzą w twarz.Czy było w jej życiu miejsce dla tak potężnych emocji? Co ona ma zrobić z Adrianem Hawkiem i tą burzą, jaką w niej za każdym razem rozpętywał?Nagle Fifi zerwała się ze swego miejsca na nasłonecznionym parapecie.Peg także podniosła z ożywieniem głowę i po chwili obie zbiegały już po schodach, Fifi skomląc z podnieceniem, Peg kuśtykając nieco wolniej za nią.Czyżby to pani Dobbs wracała tak szybko? Chyba raczej czegoś zapomniała.Hester, w samych tylko pończochach, zeszła śladem psów na dół.Skomlały już przy drzwiach frontowych.Państwo Dobbs nie wchodziliby frontowymi drzwiami!Rozległo się energiczne pukanie.Hester się zawahała.Przecież była niemal bosa! Spodziewali się dziś wizyty węglarza, jednak on też wchodziłby od tyłu.No, ale mógł widzieć, że Dobbsowie wychodzą.Uchyliła drzwi i powiedziała przez szparę:- Idźcie, proszę, od podwórza.Och! - wykrzyknęła nagle.- Od podwórza, od frontu.- powiedział Adrian Hawke z uśmiechem.- Które wejście pani woli, Hester?Zszokowana, musiała chyba gwałtownie się cofnąć, gdyż zanim zdążyła zamknąć mu drzwi przed nosem, wszedł do środka, zamknął drzwi sam i zawładnął od tej chwili jej zmysłami.- Co pan tu robi?- Przyszedłem, żeby porozmawiać.- Ale.ale.- Zaczerpnęła gwałtownie tchu.- Jeśli szuka pan Horace’a, to nie ma go tutaj.- Nie szukam Horace’a.Szukam ciebie.Choć niewypowiedziane, słowa te padły między nimi niczym piorun.Piorun cielesnej wrażliwości, głos obudzonego ciała.Zatoczywszy po nieboskłonie łuk, od wczorajszej nocnej schadzki do tej chwili nieuniknionej konfrontacji, uderzył z siłą, która przeraziła Hester.A jednak jego moc była pociągająca.Serce jej waliło, dech stawał w piersi, trzewia topniały - i czuła, że ciągnie ją do tego mężczyzny, gdy powinna była od niego uciekać.- Nie powinien pan tu być.- To było jedyne, na co się zdobyła, choć myślała coś wręcz przeciwnego.Zdjął kapelusz i położył go na stoliku koło drzwi.- Oboje jesteśmy wystarczająco dorośli, by móc folgować własnym pragnieniom.O Boże!- Och, jakże lubią mężczyźni ubierać niewłaściwe propozycje w rozsądne słowa!Uśmiechnął się i podszedł do niej.- O, tak.Jakże lubi mężczyzna oczarowany przez kobietę, w dzień i w noc myślący tylko o niej, wyrażać się tak powściągliwie!Oczarowany? On jest nią oczarowany? Nie powinny były działać na nią te słowa, ale podziałały.Ogarnęły ją swą uwodzicielską mocą której nie była w stanie się oprzeć.Krok po kroku cofała się w kierunku salonu, ale nie była to ucieczka.Nawet ona, pozornie kłopocząc się o to, by zachowywać się comme il faut, wiedziała, że nie jest to ucieczka.On szedł za nią.Po drodze ściągnął rękawiczki i rzucił je na krzesło; zdjął surdut i powiesił na oparciu.A z każdą sztuką odzieży, jakiej się pozbywał, ona pozbywała się części rozsądku.Zasługiwała na to, by mieć w życiu odrobinę przyjemności! Nikt nie wiedział, że on tu jest, i nikt się nigdy nie dowie.A poza tym wszyscy wiedzieli, że o ile tylko wdowa jest dyskretna, może sobie pozwolić na większą swobodę niż inne kobiety z towarzystwa.Tyle że ona tak naprawdę nie była wdową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]