[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mamo, moja kochana mamo! Pani Grotthus objęła ją czule.- Niech cię Bóg błogosławi, moje ty drogie dziecko.Bądź szczęśliwa i uszczęśliwiaj.- rzekła uroczyście.A gdy już opanowała wzruszenie, rzekła:- Niesłusznie czynisz, moja Ruth, nie zawiadamiając o tym ojca.- Wiem o tym sama aż nazbyt dobrze i to właśnie mnie dręczy.Lecz stokroć bardziej mi ciąży, że zmuszona jestem pewną rzecz zataić przed wami, a zwłaszcza przed Fredem.Powiedz, czy to nie w porządku, że ukrywam coś przed nim, co, gdybym wyjawiła, przyniosłoby komuś szkodę?Pani majorowa spojrzała wzruszona w poważną twarzyczkę Ruth.- Nie dręcz się, moja mała.Na razie nie musisz jeszcze zwierzać się Fredowi ze twych tajemnic.Gdy zostanie twym mężem, wszystko mu wyjawisz.Znamy cię oboje i jesteśmy przekonani, że tylko najlepsze chęci tobą powodują, że zatajasz coś, co cię gnębi.Więc dobranoc kochanie, śpij zdrowo.- Dobranoc ciotuniu, najdroższa mamo.Prawda, że jesteś teraz moją mateczką, tak samo jak i jego?- Naturalnie, dziecino.- A czy cieszysz się, że będę jego żoną? Czy jestem godna takiego człowieka jak Fred?Pani majorowa pogładziła ją czule po włosach.- Taka jaka jesteś, jesteś mi miła i droga.Innej synowej nie pragnę.***Minęło kilka przygnębiających dni.Ruth, nie mogąc zdecydować się, by pomówić z Erną, snuła się po mieszkaniu jak niespokojny duch.Mimo ogromnej tęsknoty za Fredem, obiecała sobie, że nie będzie myślała o swoim szczęściu, dopóki nie uda się jej wpłynąć na Ernę, by w ten sposób uratować jeszcze dla ojca co się da.Waldeck stawał się z dnia na dzień bardziej przygnębiony i smutny.Częsta nieobecność żony wprowadzała go w stan nerwowego niepokoju, pędząc go z miejsca na miejsce.A gdy wracała, śledził ją uporczywym spojrzeniem, nie spuszczając z niej wzroku.Również i usposobienie pani Erny uległo pewnej zmianie.Jej dawna wesołość gdzieś pierzchła.Niepokoił ją Rehling.Co prawda wobec niego przybierała maskę pozornego spokoju i swobody, ale pewnego dnia, wyczekując Soltenaua przy oknie, spostrzegła snującą się za nim sylwetkę Rehlinga.To ją zatrwożyło.Od tej chwili nie miała już spokoju.Zauważyła bowiem, że młody muzyk, ukrywszy się za jakimś krzewem, nagle przystanął i dopiero gdy Soltenau się oddalił, wyszedł ze swojej kryjówki.W ostatnich czasach wyjeżdżała często z domu pod pozorem rozmaitych sprawunków.Wstępowała do jednego z najelegantszych magazynów, każąc woźnicy czekać na siebie niekiedy całymi godzinami.Nie zwracając niczyjej uwagi, wychodziła innym wyjściem, spędzając cały ten czas u Soltenaua.Bywało też, że odsyłała powóz z powrotem, wracając do domu pieszo, względnie w wynajętej dorożce.Zastawszy męża i Ruth, była dla nich nad wyraz uprzejma.Przekomarzała się i droczyła z Ruth, wyśmiewając z pustotą jej komiczną powagę.Słowem, doskonale odgrywała komedię najlepszej żony i matki.Trudno opisać, co wtedy działo się z Waldeckiem.Rozumie się, że na zewnątrz był zupełnie spokojny, a zwłaszcza, gdy czuł na sobie troskliwe spojrzenie Ruth.***Był to dżdżysty dzień lutego.Zamieć śnieżna prószyła obficie, pokrywając ziemię białym całunem.Nie zważając na pogodę, pani Erna wyjechała jak zwykle każdego popołudnia z domu.Pani majorowa zajęta była kontrolowaniem srebra, podczas gdy Waldeck siedział w salonie, słuchając śpiewu Ruth.Kończyła właśnie pieśń Schumanna, gdy wszedł lokaj, niosąc na srebrnej tacy list, który wręczył Waldeckowi.Ten rozpieczętował go i czytał.Ruth zauważyła wyraz osłupienia na twarzy ojca oraz drżenie jego rąk trzymających list.Ogarnęła ją dziwna trwoga, coś jak gdyby niejasne przeczucie zbliżającej się katastrofy.Poczuła w sercu dojmujący ból.Waldeck, przeczytawszy list, zmiął go w straszliwym gniewie i szybkim ruchem rzucił w stronę kominka, nie zauważywszy, że zgnieciona kulka potoczyła się nieco dalej, uniknąwszy w ten sposób zagłady.Ruth podążyła oczami za kłębkiem papieru, który zatrzymał się z dala od dogasającego już płomienia.Waldeck dźwignął się z krzesła.Na jego energicznej twarzy pojawił się wyraz ponurego zdecydowania, nadając jego rysom charakterystyczne piętno.Spokojnym głosem odezwał się do Ruth:- Niestety muszę już odejść, dziecinko.Co tylko właśnie doszła mnie ważna wiadomość, dotycząca moich interesów.Do widzenia, moja kochana.Pocałował ją z tkliwością.Wargi jego były zimne.Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Ruth podbiegła z bijącym sercem do kominka i wydostała nieuszkodzony kłębuszek papieru.Z powodu gorąca nabrał już nieco żółtawego odcienia.Wygładziwszy go drżącymi rękoma, czytała:Wielce Szanowny Panie Konsulu!Jeśli Panu zależy, ażeby położyć kres dalszemu deptaniu Pańskiego honoru to proszę natychmiast udać się na ulicę Z.numer 45 do mieszkania barona Soltenaua.Rozumie się, że byłoby wskazane, ażeby nikt nie dowiedział się przedtem o niniejszym liście.Przewidując nadto, że anonim nie wzbudziłby w Panu wiary, zmuszony jestem, jako autor listu, podpisać się pełnym imieniem i nazwiskiem.Henryk RehlingDreszcz trwogi wstrząsnął całą istotą Ruth.Oto nieszczęście, które jej ojca powiedzie do niechybnej zguby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]