[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem pewna, że dziadek nawet nie zauważył, że coś zginęło.- Coś takiego! - Harry ugryzł cząstkę pomarańczy i zlizał sok z warg.Boże, pomyślała ni stąd, ni zowąd, miał najbardziej zmysłowe usta na świecie.- Policja dostała informację o jego przestępczej działalności.Najwyraźniej był podejrzany o różne przestępstwa, ale nigdy wcześniej nie znaleziono u niego żadnych kradzionych przedmiotów.- Kiedy Harry na nią spojrzy? Póki nie poświęci jej - I jej wyglądowi - całej uwagi, Desdernona nie zdradzi mu najciekawszej części całej historii: że złodziej zbiegł, kiedy odprowadzano go do aresztu.- Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to zdziwiło.Maurice jest.- Uniósł wzrok i słowa, które miały z nich paść, zamarły mu na ustach.Zmierzył ją od stóp do głów.- Wychodzisz gdzieś?- Zgadłeś.- Okręciła się, strosząc falbanki i koronki, jak egzotyczny ptak stroszy piórka.- Blake zabiera mnie na koncert, a potem na obiad.Harry ostrożnie odłożył pomarańczę na podłogę obok krzesła i wstał.Umył głowę.Wilgotne włosy połyskiwały w promieniach przedwieczor nego słońca.Podszedł bliżej z miłym wyrazem twarzy.Zadnego podziwu.Zwykłe przyjacielskie zainteresowanie.A niech go!- Rozumiem - powiedział.- Dla uczczenia twoich urodzin, prawda?Z tak bliskiej odległości czuła ostry wawrzynowy zapach jego mydła.- Lord Rayenscrofl jest bardzo miły.- Wielkie mi poświęcenie spędzić wieczór z piękną kobietą - zauważył delikatnie.Uśmiechnęła się szeroko, słysząc, jak się z nią przekomarza.A więc spodobał mu się jej strój.- To robota Magi.- Co? - spytał.- Suknia.Jeśli mam być szczera, przerobiła moją starą sukienkę.Czyż nie jest śliczna? - Obróciła się w koło.- Przewspaniała.- Nie podszedł ani o krok bliżej, ale na dźwięk tego jednego słowa poczuła się, jakby ją objął.Serce zabiło jej szybciej, rozchyliła usta.Pochylił się niżej.a potem cofnął głowę i odchrząknął.- Cóż - mruknął, ani na chwilę nie odrywając wzroku od jej twarzy.- Równie dobrze mogę ci dać swój prezent teraz.- Prezent?- Prezent urodzinowy.- Przeszedł przez pokój i wziął ze stolika paczuszkę owiniętą w zwykły, szary papier i przewiązaną sznurkiem.Podał ją Desdemonie dziwnie skrępowany.- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.Pospiesznie odpakowała.Ujrzała lusterko, które - jeśli miała choć blade pojęcie o zabytkach, a nauki jej dziadka nie poszły na marne - liczyło sobie trzy tysiące lat.Było kwadratowe, z zaokrąglonymi rogami, wysadzane malutkimi, kolorowymi kamykami.Powierzchnia, chociaż chropawa i nierówna, błyszczała, dopiero co natarta oliwą.Kiedyś w tym lusterku przeglądała się jakaś kobieta, egipska dama.Może był to dar od małżonka lub kochanka.Zachwycona, Desdemona spojrzała na połyskujące zwierciadło.Jej odbicie było niewyraźne.- Widzisz coś? - spytał Harry.- Niezupełnie.- Uniosła wzrok i uśmiechnęła się.- Harry, ono jest prześliczne.- Chodź - powiedział.- Musisz się przejrzeć.- Położył dłonie na jej ramionach.Ciepłe i silne.Odwrócił ją tak, żeby światło słoneczne padło n powierzchnię lusterka.Z głębi wypolerowanego metalu wyłoniło się odbicie Dizzy, jakby za sprawą jakiegoś tajemniczego zaklęcia.Za plecami czuła ciepło bijące od Harry”ego, jego jedyny w swoim rodzaju zapach.Odruchowo odchyliła się do tyłu i oparła o szeroki tors.Ta spontaniczna reakcja zaniepokoiła ją.Desdemona zmieszała się i spuściła głowę, udąjąc, że uważniej przygląda się zwierciadłu.Obróciłaje w rękach.Z tyłu widniał motyw lotosu.Malutkie nacięcia miedzy stylizowanymi kwiatami pokrywały nieskazitelną poza tym powierzchnię.Dizzy zmrużyła oczy, nachyliła lusterko tak, by padło na nie światło słoneczne.Tak, nie myliła się.Drobne nacięcia nie były wcale rysami, tylko znakami pisma hieratycznego, uproszczonymi hieroglifami.Przysunęła lustro bliżej, próbując odczytać słowa.Kwiaty które skłaniacie kielichy.Moje serce się skłania ku tobie.Wszystkim Iwoim pragnieniom ulegam.Kiedy w twłch objęciach spoczywam.Był to wiersz miłosny; Zarumieniła się.Ich spojrzenia się spotkały.Na twarzy Harry”ego dostrzegła ironiczny uśmiech.- Har.- W porę się powstrzymała, by nie zrobić z siebie idiotki.Znów pochyliła głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]