[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Drap za uszami, dopóki na to pozwalam!Generała nie trzeba było namawiać.–Ależ się łasi, zaraza – mamrotał.– Jak jej to rozkosznie wychodzi!Pawłow nie chciał mu opowiadać, że od jego dotyku Kaśka wpada w prawdziwą nirwanę.Był zajęty – korzystając z zamieszania zamieniał piloty.Pracownicy instytutu zawsze tak robili na pokazach, chcąc ochronić swych podopiecznych przed zbędnymi blokadami.Zaczęli to robić niezależnie od siebie, kiedy jakiś wysoki rangą obserwator dla rozrywki kilka razy pod rząd nacisnął właśnie ten „najważniejszy przycisk” i kilku produktów po prostu nie udało się wyciągnąć ze stuporu.A szczególnie dzisiaj drobiazgowy Pawłow chciał wykluczyć każdy przypadkowy incydent, nawet najbardziej nieprawdopodobny.Bez względu na to bowiem, jak miło i intelektualnie starał się wyglądać generał major Bondarczuk, w instytucie nie traktowali go jak swojego, niezależnie od tego, co myślał na ten temat sam kurator.Z podobnym paradoksem często stykają się ludzie związani z wojskiem.Cywil z wojskowym może razem zrąbać drzewo, zburzyć dom i koszmarnie wychować synów, a i tak każda ze stron będzie podświadomie uważać drugą za odrobinę gorszą, taką, której trzeba patrzeć na ręce.–Ej, Pawłow – zażądał Bondarczuk.– Chcę go mieć!–Trzymaj.– Kierownik podał generałowi niedziałającego pilota.–Nie zrozumiałeś mnie.Chcę mieć takiego kota.Mówię poważnie.„Wspaniale – uśmiechnął się w myślach Pawłow.– Teraz wystarczy powtórzyć taką sztuczkę z ministrem i sprawa załatwiona”.–Będziesz się musiał bardzo dobrze zachowywać!–Powiedzmy, że na zabójstwo nie pójdę – w podobnym tonie odparł Bondarczuk.– Ale mogę załatwić lub ukraść tajne dokumenty czy amunicję.–Lobbuj za sektorem cywilnym – zareagował błyskawicznie Pawłow.– Dostaniesz taką Kaśkę za darmo, jako prezent od instytutu.Sam ją podreguluję, przetestuję i dam osobistą gwarancję.Mówię serio, szepnij im jakieś słówko.Kto jest twoim bezpośrednim przełożonym – zastępca komendanta od uzbrojenia? Poznamy go z Katarzyną, jeszcze dzisiaj…–Słuchaj, coś się tak uczepił tej wersji cywilnej? Po co ci ona? – zapytał podejrzliwie Bondarczuk.– Mam dziwne przeczucie, że o czymś nie wiem.A może się mylę?–Bo u nas w „szczurowni” miał miejsce incydent – spróbował wykręcić się żartem Pawłow.– Uciekł prototyp.Waży pięć kilo, ma zęby jak gwoździe do betonu i jest, jak na złość, zaprogramowany roboczo, a nie bojowo, jako samiec reproduktor.Teraz ludność będzie potrzebowała naprawdę dużych kotów!Kierownik laboratorium „pstryknął” językiem – zabrzmiało to zupełnie jak kliknięcie pilotem – i przywołał Kaśkę.Usadowił ją na siedzeniu, rzekł: „Wyglądaj przez okno, przyzwyczajaj się”, wyjął z paczki grzebienie i pojemnik z żelem i zaczął przygotowywać kota do pokazu.–Kiedy cię zwolnią, będziesz mógł się zatrudnić jako koci fryzjer – burknął generał, obserwując szybkie ruchy rąk, pod którymi Kaśka zmieniała się w oczach z pięknego, dużego kota w egzemplarz wystawowy.– A teraz kawa na ławę.Czym ona naprawdę jest?–To „K-10 R-10” – rzekł Pawłow, zdejmując ze szczotki wy czesaną sierść.– Model eksperymentalny stworzony na bazie produktu „Klinga”.Przeszedł wszystkie niezbędne testy, aby uzyskać status prototypu.Dane techniczne: kot domowy, przyspieszony i zmodyfikowany, z ograniczonym zestawem zadań.W porównaniu z bazową „Klingą” ma nieco szczuplejszą sylwetkę.Podniesiona została górna granica pobudzenia, rozszerzony dostęp do podejmowania samodzielnych decyzji, natomiast ogólna autonomiczność przeciwnie, została ograniczona przez dołączenie dodatkowych mechanizmów zależności od swego pana.Zwężone zostało pasmo przetwarzania zewnętrznych informacji – zamontowano filtry na węch i słuch.Model „K-10 R-10”, cicho pomrukując, wyglądał przez okno, co jakiś czas odwracając głowę i strzygąc uszami.Najwyraźniej był szczęśliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]