[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nozdrzami uchwycił wiszącą w powietrzu woń namiętności i poczuł, jak jego ciało zaczyna ożywać.Powinien odejść, zanim znów się podnieci.Jednak nawet nie drgnął.Pozwolił, by Meredith oplotła go nogą.Zaczynał już odpływać w sen, gdy poczuł delikatne muśnięcie palców Meredith na swojej piersi.Bezwiednie zacisnął wokół niej ramiona.W końcu poddał się zmęczeniu i emocjom.Zamknął oczy.Meredith przyglądała się, jak zasypiał.Gdy pierś zaczęła mu się unosić i opadać w spokojnym rytmie, podniosła głowę i podparła się na łokciu.Patrzyła na Trevora długo, niczym otumaniona miłością nastolatka.Ostrzegała się raz po raz, by nie pragnąć gwiazdki z nieba i spodziewać niemożliwego.Wiedziała, że trudno będzie kochać mężczyznę takiego jak markiz i podążać wybraną przez siebie krętą, wyboistą ścieżką.Jednak uparcie nie chciała porzucać nadziei.Nawet we śnie jego twarz wydawała się napięta i zmęczona.Powrót do domu ojca najwyraźniej wyczerpał Trevora emocjonalnie.Meredith pochyliła głowę, pocałowała go szybko w ramię i ostrożnie wysunęła się z łóżka.Ciało bolało ją w różnych miejscach, czuła na udach lepkość nasienia.Podeszła do umywalni i nalała trochę wody do porcelanowej miski.Zmoczyła płócienną ściereczkę i dokładnie się obmyła.Drżała jeszcze.A jednak, gdy przesuwała płótno po wrażliwym ciele, nie mogła się pozbyć uporczywej myśli, że powinno być coś jeszcze.W ich kochaniu była radość i cudowność, ałe także pewna gwałtowność i oszalałe poszukiwanie czegoś.czego zabrakło.Miłości? Meredith nie była pewna.Miłość chyba nie jest potrzebna, by osiągnąć całkowite zaspokojenie seksualne, pomyślała.Jej urzekający mąż wydawał się doskonałym potwierdzeniem tej teorii.Na pewno nie był w niej zakochany, a przecież przeżył coś o wiele bardziej wstrząsającego niż ona.Może tylko mężczyźni mogli osiągnąć stan błogiego spełnienia?A jednak z tamtej krępującej i dosyć obrazowej rozmowy na temat stosunków małżeńskich, którą zainicjowała matka, Meredith wyraźnie pamiętała wzmiankę o wzajemnej rozkoszy, radości i namiętności tak silnej, że ogarniała całe ciało szaleństwem.O oddaniu tak zupełnym, że odrzucało się wszelkie bariery, by tylko dawać i dawać, aż do pełnej wolności i nasycenia.Meredith miała nadzieję, że kiedyś osiągnie taką fizyczną intymność ze swoim mężem.Jeśli wziąć pod uwagę hulaszczą reputację i doświadczenie Trevora z kobietami, mogła się domyślać, że on doskonale wie, jak doprowadzić kochankę do ekstazy.Musiała tylko znaleźć sposób, by przekazać swoje pragnienie.Zamyślona wróciła do łóżka.Trevor poruszył się, ale spał nadal.Przez chwilę czuła rozczarowanie.Gdyby się obudził, mogliby się dalej kochać i może tym razem osiągnęliby szczyt tej wszechogarniającej rozkoszy.Rumieniąc się pod wpływem swawolnych myśli, Meredith opadła na poduszkę.Odwróciła się na bok i ułożyła z głową wygodnie opartą na umięśnionej piersi Trevora.Objął jąmocno ramionami.Uśmiechnęła się.Jakaś jego część już teraz naprawdę jej pragnęła, nawet jeżeli on sam sobie tego jeszcze nie uświadamiał.Wokół panowała cisza.Pod policzkiem Meredith czuła mocne bicie serca.Napełniający spokojem dźwięk ukołysał ją do snu.Gdy Meredith się obudziła, była sama.Nie zdziwiła się zbytnio, ale poczuła wielkie rozczarowanie.Zacisnęła usta w wąską linię, gdy leżąc w zalanej słońcem sypialni, zastanawiała się, czy zjeść śniadanie tutaj, czy też odważyć się zejść do jadalni.Posiłek w jadalni zwiększał szansę zobaczenia się z mężem.Ale też mógł oznaczać spotkanie z teściem.Meredith zdecydowała, że wybierając jedno, nie da się uniknąć konsekwencji drugiego.Zadzwoniła po pokojówkę.Nie przeciągała porannej toalety, Po namyśle wybrała jedną ze swych najładniejszych sukni, prostą szafirową kreację z muślinu, która podkreślała kolor jej oczu.Zeszła po schodach i ruszyła na śniadanie.W duchu przygotowywała się na spotkanie obu mężczyzn.Tak jak się spodziewała, książę siedział u szczytu stołu, z filiżanką kawy w ręce.Przed nim leżała rozłożona gazeta.Po markizie nie było nawet śladu.- Nie przypuszczałem, że cię zobaczę dzisiejszego ranka! - zawołał książę.- Ani nawet do końca dnia.Meredith nabrała tchu.- Byłam głodna i musiałam się przewietrzyć.Mam nadzieję, że panu nie przeszkadzam?Stała z wysoko uniesioną głową i czekała, aż lokaj odsunie krzesło stojące obok księcia.Jej teść, zaskoczony wyborem właśnie tego miejsca, pospiesznie zebrał gazetę, aby drugi służący mógł postawić przed Meredith talerz.- Higgins, zabierz to - rozkazał, podając lokajowi pogniecione papiery.- Och, proszę sobie nie przerywać lektury z mojego powodu.Książę przez chwilę patrzył na nią podejrzliwie, jakby badając szczerość wypowiedzi.Musiał w końcu dojść do wniosku, że powiedziała to, co myśli, bo z powrotem położył na mahoniowym stole pomiętą gazetę.- Na stronach towarzyskich piszą o waszym ślubie - powiedział z przekąsem.Meredith kiwnęła głową.Rozstnarowała na toście cienką, równą warstewkę dżemu malinowego i podniosła twarz.- Zapewne Trevor polecił wczoraj swojemu sekretarzowi, żeby siętym zajął.W niektórych sprawach markiz potrafi działać bardzo skutecznie.- Kiedy oczywiście ma na to ochotę - zauważył książę, marszcząc czoło.Meredith uniosła brew.Czuła na sobie badawczy wzrok gospodarza.Domyślała się, że chce ją wypróbować, ale nie dała się sprowokować.Bardzo potrzebowała w tym domu sprzymierzeńca, nie chciała jednak stawać po którejkolwiek ze stron w rozgrywce między ojcem i synem.- Dzień dobry.Meredith podniosła głowę.Do jadalni wszedł markiz.Miał na sobie strój do konnej jazdy.Był trochę spocony, co wskazywało, że właśnie wrócił z przejażdżki.Meredith powstrzymała się od jakiejkolwiek reakcji.To, że wolał konny wypad od swojej świeżo poślubionej żony, uznała za poniżające, Dużo gorzej jednak byłoby w obecności innych okazać, że czuje się tym zraniona.Trevor zachowywał się obojętnie, ale wyczuwała w nim silne zniecierpliwienie.Gestem odprawił usłużnego lokaja i podszedł do bufetu, by samemu nałożyć sobie śniadanie.- O, dzień dobry, Trevorze! - zawołał książę.- Mówiłem właśnie Meredith, że nie spodziewałem się dzisiaj was zobaczyć.Ani jutro.To przecież wasz miesiąc miodowy!Meredith nie miała pojęcia, jakie wrażenie wywarły te słowa na jej mężu, bo doskonale ukrył swoją reakcję.I zupełnie zignorował uwagę ojca.Obszedł stół i usiadł obok niej.Gdy mimowolnie dotknął jej pleców, poczuła mrowienie skóry.Wolała nie patrzeć mu w oczy, więc skupiła wzrok na talerzu.- Lokaj przekazał mi, że dziś rano nadeszły dla nas liczne zaproszenia - powiedział markiz.- Miałaś okazję je przejrzeć, Meredith?Zaskoczona uniosła wzrok.- Nie.Nawet ich nie zauważyłam.Markiz niecierpliwie bębnił palcami po stole.- Na dzisiejszy wieczór mam już pewne plany, które poczyniłem na wiele tygodni przed naszym nagłym ślubem.Jeśli zapragnęłabyś dzisiaj rozrywki, mógłbym poprosić wicehrabiego Aaronsa albo pana Doddsona, żeby ci towarzyszył.Meredith zarumieniła się, co było tym bardziej nieprzyjemne, że stało się to na oczach zarówno jej męża, jak i teścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]