[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzał się uważnie.Wokół nie było nikogo oprócz ludzi Hunta, którzy wyglądali na równie zdezorientowanych jak on.Jeden z mężczyzn przeżegnał się.Inny szeptał psalm.Seymour poczuł dreszcz na plecach i nagle pożałował, że tak lekkomyślnie wyrzucił swoje amulety.- Czy rozdzielimy się i spróbujemy ich znaleźć? - zapytał młody służący.- Seymour spojrzał na Hunta, który także oszołomiony przyglądał się gwieździstemu niebu.Zmarszczył brwi w zamyśleniu.- Dziwne.Doprawdy, bardzo dziwne.- To prawda - zgodził się Seymour.Hunt potrząsnął lekko głową, po czym spojrzał na służącego.- Jeśli ich nie dostrzegliśmy ani nie usłyszeliśmy, wątpię, czy zdołamy ich teraz znaleźć.- Rzucił spojrzenie na wciąż leżący na ołtarzu kawałek papieru.- Co tam jest napisane?Seymour uniósł notatkę do mdłego światła latarni, wysilając wzrok.- Tylko dwa słowa.- Uśmiechnąwszy się z ulgą, spojrzał na wciąż spiętego Hunta.- Devil’s Slide.Letty siedziała cicho w kącie, podczas gdy Phelim, Philbert i Phineas sprzeczali się o coś.Simon zajął się wiązaniem na ich jedynej linie szeregu węzłów o przedziwnych nazwach, a Schoostor ćwiczył zręczność rąk, wyciągając nieświadomym niczego trojaczkom sześciopensówki z kieszeni.Tuż koło niej Gus posapywał spokojnie przez sen.Richard wciąż zbierał drewno na ognisko.Poczuła na sobie czyjeś spojrzenie i zerknęła przez ramię do kąta, w którym spokojnie siedział Harry.Bardzo cicho.Zbyt cicho.Kilka razy czuła, że na nią patrzy, raz nawet zebrała się na odwagę i odwzajemniła spojrzenie.Harry nie był już związany ani zakneblowany i nie wyglądało, jakby chciał jej zrobić jakąś krzywdę.Jego ręce nie sięgały już jak szpony ku jej szyi.Nie wzywał też swojej matki.A jego oczy, choć czujne, nie ciskały już błyskawic gniewu.Letty nie była jednak do końca przekonana, że jego niechęć do niej mogła zniknąć tak szybko.Zagryzła wargę, po raz setny spoglądając ku wejściu do jaskini.Ani śladu Richarda.Westchnęła i popatrzyła na plażę na zewnątrz.Mgła zniknęła.Przynajmniej tak się zdawało.Jeszcze przed chwilą, mokra i gęsta, wypełniała wejście do groty białą zasłoną.A po chwili zobaczyła srebrzysty księżyc odbijający się w morzu i gwiazdy błyszczące na horyzoncie.Zadrżała nagle i przysunęła się bliżej do ognia.Po jej lewej ręce na ścianie jaskini powoli pełznął dziwny cień.Przechyliła głowę i patrzyła, jak się porusza, zastanawiając się, co też mógł przypominać.Ślimaka?- Wieloryb! - zgadywał z zapałem Phineas.Philbert parsknął pogardliwie i opuścił ręce.Cień zniknął.- Wieloryb? Jesteś bardziej ślepy niż jakiś parszywy nietoperz!- Dla mnie to wyglądało jak wieloryb - mruknął Phineas.- I jakim prawem na mnie krzyczysz! To ty nazwałeś mojego zająca kogutem!- Jeśli to był zając, to ja jestem król Jerzy!- To włóż koronę, wasza cholerna mość, i uczyń Betty White damą skinieniem swego parszywego berła! Psiamać, to był zając!- Dla mnie wyglądał jak kogut.Zobaczymy, czy teraz ci się uda zgadnąć.Philbert uniósł ręce, układając je jedna na drugiej i poruszał nimi powoli, jakby unosiły się na falach.Ogień znów rzucił na ścianę jaskini ruchomy, ponury cień.- Phelim, powiedz mi - zażądał Philbert - co to jest, według ciebie?Phelim przymrużył oczy.- To może być „Jenny Bee”, jeden z najlepszych statków pływających po morzu!- Wygląda jak wieloryb - mruknął pod nosem Phineas.- To żółw! - parsknął z niezadowoleniem Philbert.Była to trzecia już kłótnia braci, odkąd Richard wyszedł - czyli od momentu, w którym dla Letty czas się zatrzymał.Nie były to już minuty ani godziny, lecz wieki.Odszedł tak obojętnie i ozięble, jakby musiał to zrobić.Zdała sobie sprawę, że to z powodu tego, co mu powiedziała, do czego się przyznała.Zresztą jakakolwiek była przyczyna, wiedziała, że chce trzymać się z dala od niej.Oczywiście, zdarzało się i w przeszłości, że jej unikał, gdy robiła z siebie podnóżek dla niego - tak przynajmniej ujął to jej ojciec.Podnóżek czy też nie, Letty po prostu musiała być w jego pobliżu, widzieć go, być częścią jego życia, nawet najmniejszą.Jeszcze parę lat temu bywały chwile, w których sam fakt, że oddycha tym samym powietrzem, co on, wystarczał, by jej serce biło jak oszalałe.Lecz to, co wówczas dla jej dziewczęcej duszy było wyzwaniem, grą, teraz sprawiało nieznośny ból.Mogła pójść za nim, wiedziała jednak, że nie zmieni to niczego.Wpatrywała się w swe złożone i zaciśnięte dłonie.Nigdy nie potrafiła odezwać się do niego właściwie.A tym bardziej właściwie się zachować.Ta myśl raniła, był przecież najważniejszą osobą w jej życiu.Zastanawiała się, czy kiedykolwiek w życiu zdoła sprawić, by zrozumiał, co czuje, czy zdoła zdobyć dla siebie choć odrobinę miejsca w jego sercu, którego istnieniu zaprzeczał.Nie znajdowała odpowiedzi.Wstała i przeciągnęła się.Znów poczuła na sobie spojrzenie Harry’ego.Zrobiło jej się dziwnie zimno, podeszła więc do ogniska, przy którym zostawiła worek z prowiantem.Gdy Gus ujrzał, gdzie kieruje się jego pani, natychmiast znalazł się przy jej boku, powiewając radośnie oklapłymi uszami i mlaskając jęzorem w oczekiwaniu na nową porcję jedzenia.- Gus.Zjadłeś już więcej niż ktokolwiek z nas.Zwłaszcza Richard.Potwór warknął cicho, po czym zaskomlał.- Wracaj natychmiast na miejsce i połóż się.Pies usiadł, po czym przeturlał się przez grzbiet, prostując łapy w powietrzu, kłapiąc uszami i łypiąc z nadzieją przekrwionymi ślepiami.- Nie.Gus zamknął oczy i wyciągnął łapy, udając zdechłego.- Powiedziałam nie.Pies otworzył ślepia, zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem, po czym usiadł i odwróciwszy się, ze zwieszoną głową poczłapał do swojego kąta, gdzie położył się ciężko odwracając pysk w drugą stronę.- Nie weźmiesz mnie na litość - powiedziała i odwróciła się, kładąc worek z powrotem na ziemię.Pomyślała, że powinna poczekać na Richarda, zanim rozda resztę jedzenia.Przeciągnęła się znowu, czując, jak jej mięśnie zesztywniały od niewygodnych pozycji.W sekundę później Harry wpadł na nią, zamykając ją w swych ramionach i uderzając swym ciałem tak mocno, że oboje upadli na ziemię.Letty poczuła gwałtowny ból w plecach.Straciła oddech.Jak przez mgłę usłyszała jego jęk, gdy upadli i zaczęli turlać się po ziemi.Chwycił ją za spódnicę, lecz nie mogła krzyczeć.- Ty skurwysyński pomiocie! „Richard!”W następnej chwili Harry poszybował w powietrze.Mrugając oczami Letty ujrzała, jak Richard stoi nad nią, ściskając marynarza jedną ręką za gardło.Zadał potężny cios.Harry wyrwał się i uchylił, krzycząc skrzekliwie:- Ogień!Ogień? Letty spojrzała w dół.Jedna strona jej sukienki była nadpalona.Dotknęła jej i materiał zamienił się pod ręką w ciemny popiół.Odwróciła się gwałtownie.Ogień był tuż za nią.O Boże.Richard przycisnął Harry’ego do ziemi.Biedny marynarz nie mógł wykrztusić ani słowa, mając zaciśnięte gardło.- Richard! Przestań! - Podbiegła do nich.- Przestań! On nie chciał mnie zranić!- Zabiję go! Zabiję! - Usłyszała w odpowiedzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl