[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wolę nie mówić, ile razy upadłam w zarośla, próbując zerwać jagody rosnące na czubku krzewu, te najlepsze, dojrzewające w najbardziej nasłonecznionych miejscach.Wyobraził sobie tę władającą widłami, drobną kobietę, zrywającą wysoko rosnące jagody.Pomyślał o jej udawanej odwadze i miękkim sercu.- Gdybym była wysoka, miałabym wystarczające długie ręce, żeby bez kłopotów czesać włosy.- Wzięła w dłonie pasmo swoich niewiarygodnie długich włosów i uniosła je ku twarzy.- Byłabym w stanie dosięgnąć do najwyższej półki, o tej.I łatwiej byłoby mi dosiąść konia.Dobrze pamiętał, że potrafiła wystarczająco sprawnie wskoczyć na grzbiet araba.- Jak na kobietę, jesteś normalnego wzrostu.- Łatwo ci to mówić.Jesteś wysoki.- Jestem mężczyzną.- Jakie prawo natury skazuje kobietę na to, żeby była niska?- To samo, które sprawia, że mężczyźni są wyżsi.Nadal nie chciała się poddać.- A dlaczego mężczyźni mają być wyżsi? - zapytała zadziornie, unosząc głowę.- Żeby stawać w obronie kobiet.Mężczyzna nie musiałby bronić kobiety-olbrzymki.- Potrafiłaby obronić się sama - powiedziała, opierając dłonie na biodrach.- Co wtedy mieliby robić rycerze?- Nadal mogliby bronić kraju.- To prawda, ale bardziej nas pociąga nadstawianie głowy w obronie kobiety.Przy ostatnim słowie głos mu się załamał.Jego gardło nie było jeszcze sprawne, ale miał wrażenie, że szept zamieni się wkrótce w prawdziwą mowę.- Chyba żartujesz, Angliku - powiedziała po chwili.Potem uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawił się rumieniec.Boże na niebie! Jakże ona pięknie się uśmiecha.Gdyby już odzyskał głos, to w tym momencie zapewne znów by go stracił.Patrzył na nią tak długo, aż przestała się uśmiechać.Poczuła się niepewnie.Uniosła rękę i dotknęła opuchniętego oka, ale szybko starała się ukryć ten odruchowy gest.- Jak to się stało? - zapytał, wskazując palcem własne oko.- Byłeś chory.Miałeś gorączkę i rzucałeś się niespokojnie.Nie zdążyłam odchylić głowy.- Uderzyłem cię?- No.tak.Policzek nadal miała mocno opuchnięty, a pod okiem siniak w kolorze pola jego tarczy herbowej.- Bardzo mi przykro.Wzruszyła ramionami, jak gdyby cały ten incydent nie miał dla niej żadnego znaczenia, ale kiedy on nadal patrzył na nią i nic nie mówił, odwróciła się.- To dlatego musiałam cię przywiązać.Poczuł się wyjątkowo niezręcznie.Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął siniaka.- Nigdy nie podniosłem ręki na kobietę.- Nigdy? Potrząsnął przecząco głową.- Nigdy.Niepotrzebnie groziłaś mi widłami.- Bałam się ciebie.- Spuściła wzrok zawstydzona, że się do tego przyznała, i przygryzła wargę.Zauważył w kąciku jej ust strzęp sznurka, który próbowała przeciąć zębami.Powoli przesunął palce w dół jej policzka i dotknął warg.Cofnęła się gwałtownie i nachmurzyła.- Kawałek sznurka.- Wskazał palcem kącik swoich ust.- Przykleił się tutaj.Wytarła usta dłonią, przez co stały się bardziej czerwone i pełniejsze.- Boisz się mnie nadal?- Chyba nie.Może powinnaś, pomyślał, patrząc znów na jej usta.Ach, ty mała walijska wiedźmo, powinnaś uciekać stąd szybko i daleko.Odwrócił wzrok, gdyż zaniepokoiły go własne myśli.W trakcie tej rozmowy zauważył, że jego głos stał się mniej syczący, coraz łatwiej przychodziło mu wymawianie słów.Początkowo bał się, że mówienie będzie mu sprawiać ból, jednak szybko się zorientował, że odczuwa tylko dziwne wibrowanie w gardle, zwłaszcza przy niskich tonach, ale słowa wydobywały się zeń bez trudu.Dotknął szyi i spróbował wydać jakiś dźwięk.Pod palcami czuł drżenie, normalne, jak przy wymawianiu słów.Teleri przyglądała mu się przez jakiś czas.- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Jakie?- Kiedy zorientowałeś się, że możesz mówić?- Nadal nie potrafię dobrze mówić.Pokręciła głową, jak gdyby był upartym, bezrozumnym dzieckiem.Przecież to prawda, pomyślał.Nie mogę normalnie mówić.Czy ona tego nie słyszy? Mogę syczeć jak wąż albo szeptać jak tchórz, ale nie mówić.Podeszła do stołu i zaczęła opróżniać kosz z jarzynami.Po chwili odezwała się:- Gdyby to mnie ktoś powiesił i straciłabym głos - powiedziała takim tonem, jak gdyby mówiła o festynie w dniu świętego Mikołaja, a nie o wieszaniu - to w momencie, w którym zdołałabym szepnąć choć jedno słowo, byłabym taka szczęśliwa, że pewnie płakałabym jak dziecko.Rycerze nie płaczą, chciał powiedzieć, ale się powstrzymał.Był rycerzem, a jednak płakał z powodu Elizabeth.Ilekroć o niej pomyślał, łzy napływały mu do oczu.Rana ciągle była świeża.Tym razem jednak jego oczy pozostały suche, chociaż ciągle dręczyło go to samo uczucie żalu, z którym nie potrafił się uporać.Teleri przyniosła tymczasem kubeł z wodą, postawiła go na stole i nucąc jakąś nieznaną mu melodię, zaczęła myć warzywa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl