[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadł na skórzanym krześle, zaplótł dłonie na karku, a obute stopy skrzyżował na otomanie, stanowiącej wraz z krzesłami komplet.Uniósł głowę i błyskał groźnie oczami na fresk wypełniający złocone, kopulaste zwieńczenie saloniku.Bogactwo to właśnie piękne malowidła na sufitach, kosztowne miejskie pałacyki i sprowadzane z zagranicy jedwabne stroje, a także połyskliwe klejnoty, którymi można było kupić sobie przebaczenie.Szlachetne kamienie miały jednak w sobie coś z lodowatego chłodu okrutnych słów Aleca.Pieniędzmi, strojami i kosztownymi błyskotkami mógł ugłaskać każdą kobietę, z wyjątkiem Szkotki.Zerknął znowu na stół, rozmyślając o niej.Doskonale zapamiętał zdumioną i zawstydzoną twarz Joy, gdy niespodziewanie osunęła się na jego tors w zasnutym mgłą lesie.Nie zapomniał także widoku przemarzniętej i na wpół żywej żony oraz własnego bolesnego niepokoju, gdy spostrzegł na jej dziwnej, lecz pięknej twarzy lód, który krzepł niczym śmiertelny całun.Twarz Szkotki promieniowała aurą autentycznej i pociągającej Aleca kobiecej zmysłowości.To jedyna twarz, na której dostrzegał niczym nie skażoną miłość.Zamknął oczy i wyciągnął się na krześle.Znowu zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia.Miał poczucie, że atmosfera w pokoju robi się od nich coraz cięższa.Spojrzał na stojący na stoliku kieliszek.Gdy jednak ruszył po brandy, niewdzięczna wyobraźnia natychmiast podsunęła mu widok zapłakanych i najbardziej niewinnych na świecie zielonych oczu.Zerknął na alkohol i wyciągnął rękę, ale zamiast na kieliszku spoczęła na aksamitnych płatkach różowych róż.Joy zbudziła się w nocy.Oczy piekły ją od wylanych wieczorem łez i zaschło jej w gardle z powodu długiego łkania.Słowa Aleca wciąż świdrowały jej w mózgu i w sercu.Czuła straszne mdłości i nie mogła spokojnie oddychać.A więc przegrała.Zaślepiająca nadzieja, tak dotychczas krzepiąca, prysła niczym bańka mydlana pod wpływem okrutnych słów męża.Powiedział, że przydarzyło mu się coś strasznego, czyli małżeństwo z Joy.Żadne źle wykonane zaklęcie czy słaba magiczna moc, a nawet całkowita porażka w czarach, nie stanowiły takiego ciosu dla duszy, jak odrzucenie przez ukochanego człowieka.Joy doświadczyła dziś wieczorem cierpienia, wobec którego nawet magia okazywała się bezsilna.Miłość objawiła jej swoją ciemną stronę: ból unicestwiający wszystkie dziewczęce marzenia i pragnienia.Duchessa obróciła się na plecy, utkwiwszy wzrok w baldachimie nad łożem.Przeżywała gorycz samotności.Z jej oczu znowu popłynęły łzy.Nie hamowała ich, wypłakując cierpienie z powodu rozwianych nadziei i marzeń.Bo żadne z życzeń, które powierzała rozmigotanym gwiazdom, nie mogło sprawić, by miłość męża rozgorzała, skoro w ogóle jej nie było.Świeży śnieg przysypał bruk londyńskich ulic i śliskie drogi.Przestał padać rankiem, zanim jeszcze Polly wpadła jak bomba do apartamentu Joy i oznajmiła, że na polecenie samego diuka musi jak najszybciej przygotować ją do wyjścia.Joy wciąż piekły oczy z powodu wylanych w nocy łez.Usiadła na miękkim łóżku, zbierając w sobie siły, żeby wstać.Słyszała, jak Polly pospiesznie przetrząsa kufry w ubieralni i mruczy coś pod nosem, szukając odpowiednich rzeczy.Ale nawet najładniejsza suknia nie poprawiłaby jej nastroju.Zastanawiała się czy przypadkiem pokojówka nie wypakowała dla niej jakiegoś worka pokutniczego i popiołu do posypania głowy.Gdy obudziła się w nocy po raz piąty, rozmyślała nad tym, co szykuje dla niej okrutny los.Była pewna, że Alec ją odprawi.Po upływie godziny od zjawienia się Polly schodziła po schodach, ubrana w grubą kremową pelisę, futrzany kapelusz i mufkę, przygotowana na najgorsze.W postukiwaniu swoich wysokich bucików słyszała dźwięki pieśni żałobnej.Podeszła do frontowych drzwi, gdzie czekali Henson i Forbes.- Dzień dobry, Wasza Miłość - pozdrowił ją z ukłonem Henson.- Nic jej nie dolega w szyję! - wrzasnął Forbes na Hensona i szturchnął go kościstym łokciem.Ukłonił się Joy, wciąż patrząc na lokaja wilkiem.- Dzień dobry, Henson i Forbes.Gdzie jest Jego Miłość?- Jaka wstydliwość? - Staruszek poprawił okulary i spojrzał surowo na swoją liberię, obciągając złocistą kamizelkę, którą założył tyłem do przodu, i wpuścił za pasek aksamitnych spodni, sięgających do kolan.- To bardzo odpowiedni strój dla mnie.- Łypnął groźnie na lokaja.- Sam mi to powiedziałeś, Benson.- Czeka na Waszą Miłość na dworze - poinformował Henson.Joy ruszyła do frontowych drzwi.Lokaj odchrząknął.- Przy tylnym wyjściu.- Henson ruszył do wąskich drzwi przy schodach.- Co mam z tyłu? - Podążający za lokajem majordomus wykręcał głowę, usiłując obejrzeć swoje plecy.Henson otworzył drzwi, zręcznie unieruchamiając staruszka w rogu za futryną, gdzie jego wrzask był nieco przytłumiony.- Proszę za mną, Wasza Miłość.Wciąż zdenerwowana, Joy podążyła za lokajem, schodząc po schodach do kuchni, gdzie było tak gorąco, że niemal duszno.Hungan John krzątał się tu ze sprawnością kogoś, kto bez mała dosięga głową belek stropu.- Posiekaj te jabłka, dzieweczko.- Uśmiechnął się od ucha do ucha do malutkiej pomocnicy.- Przyrządzimy dla Ich Miłości najlepszy na świecie mus jabłkowy.Zaczął śpiewać żywą piosenkę o jabłkach w rajskim ogrodzie.Dziewczyna z uśmiechem zabrała się do pracy, a on podszedł do rożna, na którym wolno obracał się udziec jagnięcy.Kołysał warkoczem w rytm melodii.Joy schodziła już z ostatniego stopnia, gdy przemknęła obok niej biała futrzana kula, która po chwili wczepiła się zębami w warkocz Hungana Johna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]