[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Więc wyjeżdżaj z Warszawy.— To wkrótce nastąpi, w tej chwili niepodobieństwo.Zresztą pomówimy o tym — wieczór.Gdybym nie przyszedł — będzie znakiem, że mnie chwycili.Wtedy powiesz człowiekowi, którego tam spotkasz, żem cię dał na zastępcę — on cię uwiadomi o całym stanie rzeczy.Do widzenia.— Zostań lepiej, po cóż się narażasz.Gdy się zmierzchnie, pójdziemy razem.— Jeżeli na mnie czyhają — to i tutaj znajdą.Zresztą iść muszę — jutro sąd na Rzońcę i Rylla — muszę ich kilku słowami wzmocnić — mam dobrą sposobność przesłania im kartki.Do widzenia.Władysław żegnał go z żalem; po odejściu jego był czegoś niespokojny.By się oderwać od przykrych myśli, siadł do stolika i począł czytać.Wtem na ulicy zrobił się rozruch — Władysławowi zabiło mocno serce — skoczył ku oknu i zobaczył — Alkhadara otoczonego żołnierzami.Mimo woli krzyknął — Alkhadar spojrzał się w górę i skinieniem głowy żegnał swego przyjaciela.VISCENY DOMOWEPo krwawych, bolesnych scenach odetchnąć mi potrzeba wiejskim powietrzem — złożyć na chwilą do snu znużoną głowę wśród ciszy, pod chłodnym cieniem drzew, nad tą rzeczułką niebieską, co szemrze za ogrodem w zaroślach.— W ogrodzie pełno kwiatów jesiennych — lewkonie i astry jak kolorowa wstęga wiły się wężem po zielonym trawniku — wokoło trawnika za chodnikiem szły pięknie ugrupowane drzewa niby dwa ramiona, ale nie schodząc się z sobą w końcu ogrodu stanowiły raimy ślicznego widoku na okolicę.Po obszernej łące wiła się rzeczka, za rzeką, za mostkiem wieśniacze chaty przyczajone za drzewami jak dzieci w zabawce — na górze wśród lip rozłożystych sterczał wysoki dach kościelny z czerwoną wieżyczką — w głębi krajobrazu sine pagórki — a nad tym wszystkim dużo nieba.Cały krajobraz miał w sobie wiele piękna, spokoju i tęsknoty.Pani R., właścicielka wioski, lubiła tę część ogrodu i nieraz wieczorem siadała na kamiennej ławce przy wodotrysku pod wierzbą płaczącą, czytając i dumając na przemiany.— Z ogrodu szklanne drzwi prowadziły do salonu.Od dziedzińca zaś front dworu zdobiły doryckie kolumny bluszczem przesłonięte, które stojąc na podstawie kilku stopni tworzyły wspaniały portyk.Cały dwór był budowany ze smakiem i elegancją.Wszędzie jednak, a szczególniej w urządzeniu gustownym pokoi znać było rękę kobiety wykształconej — wyższego świata.— Pani R.rzeczywiście pochodziła ze znakomitej familii — w młodych latach rodzice ją odumarli.Pomimo dostatków panna wcale nie piękna doczekała się trzydziestu lat.Było kilku konkurentów, żaden z nich nie przypadał jej do gustu — egzaltowana bowiem panna miała także swoje wymagania, którym nie każdy mógł odpowiedzieć.Zdarzyło się, że pan R.dostał się za rządcę jej majątku.Młody, przystojny, 'wykształcony, umiał się podobać i trzydziestoletnia panna mimo przedstawień familii, mimo rad swojej starej guwernantki i przyjaciółki razem — oddała rękę panu R.Pan R.czuł moralną wyższość swej żony — toteż we wszystkim starał się nastroić do wysokiego kamertonu wyobrażeń swej Amelii.Począł patrzeć na świat przez arystokratyczne szkła, wdzierał się w zamknięte koła wyższego świata, był gorliwym wyznawcą zasad konserwatywnych — jednym słowem, dewizą jego życia, jego czynności było: naprzód.Taka była przeszłość — takie usposobienie rodziców Władysława, którego poznaliśmy już w Warszawie a który z początkiem jesieni wrócił do domu po ukończeniu nauk.Ojca gorącym życzeniem było wysłać syna co prędzej za granicę, Władysław jednak pod różnymi pozorami odwlekał swój wyjazd, inne bowiem sprawy miał na myśli.Od rozmowy z Pankracym stał się jednym z najczynniejszych członków organizacji — wszystkie myśli i czynności jego były w tę stronę zwrócone.Przed rodzicami jednak musiał taić i swój sposób myślenia, i swoje prace — kilka rozmów z ojcem przekonały go, że się nigdy z nim nie zgodzi w tym względzie.Ojciec ze swej strony dostrzegał dziwną zmianę w synie — jego częste wyjazdy, obchodzenie się z ludem i domownikami, znajomości z ludźmi niższego stanu, czasem słówko gorętsze, co się mimo woli dobyło z młodzieńczej piersi — naprowadzało ojca na myśl, że Władysławowi ktoś „patriotyzmem i czerwonymi ideami zawrócił głowę".Chciał więc co prędzej wyrwać go z tak zgubnego otoczenia i wysłać za granicę; nalegania jego w tym względzie były coraz natarczywsze, aż syn stanowczo oświadczył, że teraz nie wyjedzie.— Czemu? — spytał ojciec zdziwiony nieposłuszeństwem syna i siłą odpowiedzi.— Bo teraz krajowi na coś przydać się mogę.— Więcej mu przyniesiesz pożytku, gdy wrócisz z zagranicy wzbogacony zasobem wiadomości i nauki.— Gdyby nauka tylko mogła nas zbawić — już dawno powinni byśmy być wolnymi.— A czy jest inna droga?— Ja myślę, że jest jedna, jedyna.— Władysławie, nie podoba mi się twój teraźniejszy sposób myślenia — widzę, że ktoś obałamucił ci głowę.Zakazuję ci odzywać się kiedy z czymś podobnym i myśleć o rzeczach nierozsądnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]