[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiœcie s³yszeliœmy, co siê sta³o z Quentinem.Bardzo ci wspó³czujê.Eliza spróbowa³a siê uœmiechn¹æ.- Dziêkujê.To by³.trudny czas.Ale próbujê przystosowaæ siê do ¿ycia bezniego, jak mogê najlepiej.Anna westchnê³a.- Biedny Camden.Trudno sobie wyobraziæ, jak ciê¿ko mu by³o po stracie ojca wtak m³odym wieku.Jak siê trzyma? Przyjecha³ z tob¹ do Berlina? Tomas by³byzachwycony, gdyby mogli siê spotkaæ.Elizie wydawa³o siê, ¿e ca³a krew odp³ynê³a jej z twarzy.Ból w jej sercu wci¹¿by³ œwie¿y.Tak œwie¿y, ¿e ledwie wydoby³a z siebie g³os.- Camden jest.có¿, w³aœciwie nie ma go tu.By³ pewien incydent kilkamiesiêcy temu w Bostonie.On.mia³ jakieœ k³opoty i.- Musia³a wzi¹æoddech, by wrzuciæ z siebie te s³owa: - Camden zosta³ zabity.Anna zblad³a zszokowana.Och, Elizo! Wybacz mi, nie mia³am pojêcia.Wiem, Anno.Wszystko w porz¹dku.Œmieræ Cama by³a nag³a, niewiele osób o niejwie.Och, kochanie.Taka tragedia.Jesteœ najsilniejsz¹ kobiet¹, jak¹ znam.Straciætak wiele w tak krótkim czasie.ja bym siê kompletnie za³ama³a.Pewniezamknê³abym siê w sobie i po prostu zniknê³a.Eliza te¿ pocz¹tkowo chcia³a wprowadziæ siê w ten stan.Ale gniew pozwoli³ jejprzetrzymaæ cierpienie.Zemsta dope³ni³a reszty.Musisz robiæ, co do ciebie nale¿y, je¿eli chcesz przetrwaæ - powiedzia³a to dozszokowanej Anny, która patrzy³a, na ni¹ wspó³czuj¹co.- Po prostu robisz to.co musisz.Oczywiœcie - odpowiedzia³a Anna.Uœmiechnê³a siê, lecz przelotny grymaswskazywa³, ¿e jest skrêpowana niespodziewanym biegiem rozmowy.- Jak d³ugobêdziesz w Berlinie? Gdybyœ mia³ czas, mog³abym oprowadziæ ciê po mieœcie.S¹tu piêkne parki i muzea.Mo¿e.- Eliza spojrza³a na swój kieliszek, jakby dopiero teraz zauwa¿y³a, ¿ejest pusty.-Przepraszam ciê.Pójdê po nowego drinka.Oczywiœcie - odpar³a Anna, wci¹¿ ze wspó³czuciem w oczach.- Dobrze by³o ciêwidzieæ, Elizo.Naprawdê.Eliza lekko uœcisnê³a rêkê przyjació³ki.- Ciebie te¿.Gdy odchodzi³a, us³ysza³a za plecami gwar g³osów.Nie musia³a siê odwracaæ, bywiedzieæ, kto go spowodowa³.Ogarn¹³ j¹ niepokój i wyraŸne poczucie jegoobecnoœci.- Na litoœæ bosk¹ - wymrucza³ agent Waldemar parê metrów od niej.On i kilkujego kumpli patrzyli z pogard¹ w stronê drzwi sali balowej.- Gdybyprzynajmniej ubra³ siê stosownie do swojej funkcji.Cholerne dzikusy, co dojednego.Eliza odwróci³a g³owê i zobaczy³a Tegana, ubranego w strój do walki iuzbrojonego po zêby.Przyd³ugie p³owe w³osy opad³y na szerokie, okryte czarn¹skór¹ ramiona.Œwidrowa³ t³um morderczym spojrzeniem zielonych oczu.Doskonale wiedzia³, co o nim myœl¹ ci rozpieszczeni cywile.Uœmiecha³ siêszyderczo do tych kilku, którzy odwa¿yli siê w niego wpatrywaæ.- Tylko spójrzcie na tego nieokrzesanego barbarzyñcê.- Waldemar zarechota³, kuuciesze swoich kompanów.- M³odzi mo¿e i s¹ pod wra¿eniem brutalnych metodZakonu, zw³aszcza po ich popisach w Bostonie ostatniego lata.Ale powinnidobrze siê przyjrzeæ temu okazowi,by zrozumieæ, kim naprawdê s¹ wojownicy: prymitywnymi rozbójnikami, którychepoka ju¿ dawno minê³a.Jego towarzysze zachichotali.Byli tacy napuszeni w swoich jedwabistychsmokingach, bi³a od nich arogancja.Eliza, wiedz¹c, z jak¹ odraz¹ mê¿czyŸni z Mrocznej Przystani przygl¹daj¹ siêTeganowi, poczu³a siê winna.Wychowana w rodzinie nale¿¹cej do Agencji, oddzieciñstwa by³a uczona, ¿e Zakon jest band¹ nieokrzesanych brutali.A jeœli chodzi o Tegana, jego ocenia³a najbardziej niesprawiedliwie zewszystkich.- Proszê, powiedz mi, agencie Waldemarze - zwróci³a siê do mê¿czyzny inapotka³a jego zaskoczone spojrzenie - d³ugo ¿yjesz w Berliñskiej MrocznejPrzystani?Wypi¹³ dumnie pierœ.Sto trzydzieœci dwa lata.Jak ju¿ wspomnia³em, przez wiêkszoœæ tego czasus³u¿y³em w Agencji.A dlaczego pani pyta?Poniewa¿ kiedy ty i twoi przyjaciele bawcie siê na wykwintnych balach i,poklepuj¹c siê po plecach, mówicie, ¿e Zakon jest przestarza³y, wojownicypatroluj¹ ulice i co noc ryzykuj¹ w³asne ¿ycie, by chroniæ spo³ecznoœæ, któranigdy nawet mu za to nie podziêkowa³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]