[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Freyja jest zatem dla pana doskonałą partią - stwierdził książę.- Skoro już o tym mowa, ja chyba też jestem dla niej doskonałą partią.- Joshua uśmiechnął się szeroko.- A przynajmniej tak twierdzi towarzystwo z Bath, od chwili ogłoszenia naszych zaręczyn.Książę spojrzał na markiza z chłodną wyniosłością.Poniewczasie Joshua uświadomił sobie, że może należało po prostu powiedzieć Bewcastle’owi prawdę.Przecież zaręczyny zostaną zerwane w ciągu najbliższego tygodnia.Dlaczego lady Freyja miałaby wyjaśniać sama całą tę sprawę?- Nie jest pan pewien, czy mnie akceptuje, i trudno się dziwić - odezwał się Joshua.- Oświadczyłem się pańskiej siostrze, nie pytając o zgodę głowy rodziny.Niebawem popełniłem kolejny błąd i ogłosiłem nasze zaręczyny na balu.Zaniedbałem przy tym obowiązek napisania do pana albo złożenia wizyty zaraz potem.Jak mniemam, markiza Hallmere mnie wyręczyła.Teraz mogę tylko powiedzieć, że darzę pańską siostrę najgłębszym szacunkiem i pogodzę się z jej decyzją, jeśli po wysłuchaniu pana rady, uzna za stosowne zerwać zaręczyny.Świetnie! To może posłużyć jako wytłumaczenie, gdy nadejdzie pora rozstania.Niespodziewana wizyta w Bath brata lady Freyji ostatecznie obróci się na ich korzyść.Książę uniósł brwi.- Zdumiewającej - powiedział cicho.- Hallmere, nie walczyłby pan o kobietę, którą kocha?- Z pewnością żadnej damy nie zmuszałbym do małżeństwa wbrew jej woli - oświadczył Joshua.Książę odstawił kieliszek na stolik.Joshua uznał to za sygnał, że rozmowa dobiegła końca.Wstał.- Dziś wieczorem będę towarzyszył lady Freyji na koncercie w rezydencji uzdrowiskowej - oznajmił.- Czy zobaczę tam pana? Bewcastle skinął głową.- W takim razie życzę miłego dnia i do zobaczenia - rzucił Joshua i wyszedł.Po opuszczeniem hotelu Royal York markiz powoli odetchnął.Gdy za kilka dni zniknie z życia lady Freyji, książę będzie jeszcze bardziej niezadowolony.Oczywiście dla Joshuy to bez znaczenia, ale dla niej może być bardzo przykre, bez względu na to, czy wyzna bratu prawdę, czy nie.Niech to diabli porwą! Jak na gust Joshuy, życie stało się trochę zbyt skomplikowane.Nagle uśmiechnął się od ucha do ucha.Rozmowa z Bewcast!e’em, która czeka wkrótce lady Freyję, będzie niewątpliwie interesująca.Wiele by dał, żeby być niewidzialnym świadkiem tej dyskusji.Freyja pomyślała, że zaręczyć się i zwrócić na siebie oczy towarzystwa Bath to jedno.Jednak czymś zupełnie innym było ściągnięcie uwagi Wułfri-ca.Miał nieprzeniknione spojrzenie.To należało do jego największych atutów, gdy rozprawiał się z osobami stojącymi w hierarchii niżej od niego, nie wyłączając rodzeństwa.Drugim atutem była cierpliwość.Wulfric nigdy się nie spieszył.Mógł czekać w nieskończoność, podczas gdy jego ofiara wierciła się, denerwowała i dygotała ze strachu, czekając, aż on zaatakuje.Przez cały podwieczorek u lady Holt-Barron Wulf nie wspomniał nawet słowem o zaręczynach siostry.Rozmawiał o podróży, stanie dróg, Bath, pogodzie i tuzinie innych rzeczy.Potem w towarzystwie markiza wrócił pieszo do miasta.Elegancki i uprzejmy, oczy miał zimne jak dwie bryłki lodu.Wieczorem podczas koncertu w rezydencji uzdrowiskowej siedział u boku Freyji, mając lady Holt-Barron po drugiej ręce.Markiz zajął miejsce z prawej strony Freyji.Słuchali muzyki i mówili tylko o muzyce.W przerwie Wulfric został otoczony przez tłum osób, które z wielką gorliwością pragnęły ukłonić się czy dygnąć przed księciem BewcastJe’em.Freyji z trudem udało się znaleźć chwilę, żeby zamienić z markizem słowo na osobności.- Co on mówił? - spytała.- Powiedziałeś mu prawdę?- Dobry Boże, nie - zaoponował, ograniczając się do odpowiedzi na drugie pytanie.- A powinienem? Pomyślałem, że w przyszłym tygodniu większe kłopoty czekałyby cię z powodu maskarady z zaręczynami niż zerwania zaręczyn.- Wulf nie jest moim stróżem - rzuciła wyniośle.Ja nie widzę żadnych problemów.- Więc dlaczego tak się gorączkujesz, kochanie?-spytał, uśmiechając się do Freyji.Ktoś właśnie rozmawiał z Wulfem, sugerując, że książę musi być zachwycony zaręczynami siostry z markizem Hallmere’em.Freyja spojrzała Joshui w oczy i zaśmiała się złowróżbnie.Czekająją wielkie kłopoty.Po koncercie Wulfric wrócił do siebie do hotelu.Następnego ranka pojawił się w pijalni wód, jak zawsze nieskazitelnie ubrany w szaro-czarny garnitur i białą koszulę.Kiwnął głową Freyji, Charlotte i lady Holt-Barron.Potem rozmawiał z różnymi osobami, szczególnie długo z lady Potford, z którą przespacerował się dwa razy dookoła sali.Freyja przechadzała się pod rękę z przyjaciółką.Charlotte wyznała, że śmiertelnie boi się księcia, choć równocześnie z rozbawieniem stwierdziła, że to przecież idiotyczne z jej strony.- Freyjo, czy on się w ogóle uśmiecha? - spytała.- Nigdy - odparła Freyja.- To poniżej jego książęcej godności.Zaśmiały się razem, a Freyja poczuła się okropnie nielojalna.Lubiła całe swoje rodzeństwo, nie wyłączając Wulfa.Tłum zaczął się rozchodzić na śniadanie.Wulf podszedł do Freyji i zakomunikował, że zjedzą posiłek razem w hotelu Royal York.Czy powinnam mu wszystko wyznać i przynajmniej mieć już z tym spokój? - zastanawiała się Freyja kilka minut później, gdy ujęła brata pod ramię i ruszyli energicznym krokiem do hotelu.Ojej, ale przecież lady Holt-Barron, zachwycona romantyczną historią, opisała mu wszystko ze szczegółami.Wulf już wiedział, że przez ostatni tydzień Freyja i markiz razem, bez przyzwoitki, chodzili na spacery i jeździli konno.Co on pomyśli, gdy nagle okaże się, że zaręczyny były tylko na niby?A od kiedy to boisz się powiedzieć prawdę albo przyznać do drobnego przewinienia, spytała samąsiebie w duchu.Nigdy nie udawała, że przestrzega reguł, które na każdym kroku ograniczały damy z towarzystwa, tak iż w końcu miały mniej swobody niż służba czy salonowe pieski.Nabrała powietrza, by przedstawić Wulfowi prawdziwą wersję wydarzeń.- Lady Potford zadała sobie wiele trudu, by dzisiejszego wieczoru urządzić na waszą cześć wielkie przyjęcie zaręczynowe - powiedział niespodziewanie książę.Ach, prawda, przyjęcie.Dziś wieczorem.Freyja pomyślała, że udawanie musi jednak potrwać przynajmniej do jutra.Aż markiza wróci do domu.Musi już chyba być bardzo zmęczona.Ciągle słodko się uśmiechała do Freyji, ilekroć się widziały, a jednocześnie ukradkiem rzucała jej pełne jadu spojrzenia.Dziś rano wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie.Może dlatego, że domyśliła się, iż nagły przyjazd Wulfrica wpakuje Joshuę i Freyję w kłopoty.Pewnie to właśnie markiza Hallmere zawiadomiła Wulfa, pomyślała Freyja w nagłym olśnieniu.- Tak, to bardzo miłe z jej strony - odparła bratu, a on spojrzał na nią ostro, najwyraźniej zdumiony grzeczną odpowiedzią.Nie odezwali się do siebie, dopóki nie doszli do hotelu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]