[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie bałem się zbyt długo i nie lubiłem martwić się na zapas.Wszedłem między pierwsze drzewa i nagle zmąciło mi się w oczach.Po ciele przeleciał gorący dreszcz.Zatoczyłem się, zamknąłem oczy i wyciągnąłem ręce przed siebie.Dłonie dotknęły chłodnego metalu.Otworzyłem oczy.Tuż przede mną była gładka ściana, z której na wysokości jakichś trzech metrów wystawały poziomym rzędem pręty ni to rur, ni to anten.Za plecami miałem mgłę, w której kłębiły się kolorowe smugi rozpływające się w opalizującej szarzyźnie.Zrobiłem krok w tył.Znów to przykre uczucie zawrotu głowy i gorący dreszcz: stałem w sosnowym lesie, a we wszystkie strony rozciągał się widok na kolumny pni.Krok do przodu i gładka ściana z szeregiem anten.Wróciłem nad jezioro.Usiadłem na piasku.Musiałem to wszystko przemyśleć.Jednego już byłem pewien: nie byłem na Ziemi.Ziemia była daleko.Byłem zamknięty w sztucznym pomieszczeniu, nie wiem nawet jak dużym, gdzie ktoś po coś stworzył miraż.Ot, niewielki stawek, kilkunastometrowa plaża, parę drzew, a wszystko to przedłużone złudzeniem przestrzeni.Złudzenie było fantastyczne, zupełne.Na naszej staruszce Ziemi jeszcze nikt niczego podobnego nie wymyślił.Więc kto to zrobił? I znowu – gdzie ja jestem? Nie czułem głodu ani pragnienia.A przecież minęły już cztery doby.Pamiętaj, chłopcze, że ja lubiłem zjeść.Dobrze zjeść.Nic mnie tak nie męczyło w rejsach, jak pokarm z tubki.Wykorzystywałem zawsze każdą odrobinę ciągu, podczas którego na statku panowało jakie takie ciążenie, by coś tam sobie ludzkiego upitrasić i najeść się.A tu trzecia czy czwarta doba, i nic.Nawet głodu nie czuję.Poszedłem wzdłuż jeziora i już po paru krokach natknąłem się na wygodną, wyraźną ścieżkę.Ruszyłem nią.Przecież gdzieś mnie zaprowadzi.Ciągnęła się prosto jak strzelił, wśród niewysokich trzcin, i kończyła się furtką.To znaczy źle mówię: nie furtką, a prymitywnym rysunkiem furtki na jakimś podobnym do metalu tworzywie.Nie uwierzysz, nawet klamka była.Nie miałem nic do stracenia.Nacisnąłem klamkę i wszedłem.Tego już było za wiele nawet dla mnie.Znajdowałem się we wnętrzu mojej kabiny na naszym statku.Rozejrzałem się szybko.Była pusta.Na pierwszy rzut oka nic tu nie było ruszane, jedynie zdjęcie, które miałem na stoliku, i autoinfor leżały na podłodze.Podniosłem je machinalnie i ustawiłem na zwykłym miejscu.Usiadłem na koi.Co dalej? Byłem u siebie.Zgoda! Ale do mojej kabiny, u licha, nie wchodziło się furtką znad jeziora.Jeżeli jestem na jakimś statku czy gdziekolwiek, jeżeli ktoś zadał sobie tyle trudu, by to wszystko urządzić dla mnie, dlaczego się nie pokaże? Co to wszystko znaczy? Co chcą ze mną zrobić? Broni nie miałem żadnej, po prostu nikt nie przewidział konieczności jej użycia.Rakieta Patrolu Kosmicznego nigdzie nie lądowała, tylko na Ziemi, a w spotkanie z przedstawicielami pozaziemskich cywilizacji nikt już nie wierzył.W Bazie krążyły wspaniałe kawały na temat takich spotkań.Zresztą broń nie była mi potrzebna.Gdyby ci, w których rękach byłem, chcieli zrobić coś złego, mieli na to dość sposobności.Więc nie ma się czego lękać.Trzeba dokładnie zbadać całe pomieszczenie i starać się jakoś dać im znać, że żyję, że jestem.Znalazłem się znowu nad jeziorem.Postanowiłem obejść je wokół.Ruszyłem wzdłuż brzegu.Po przejściu stu metrów znów znajome mrowienie, ciepło i gładka ściana.Nie wracałem już.Poszedłem tuż przy ścianie.Była gładka, bez jakichkolwiek otworów czy występów, nie licząc szeregu anten czy prętów nad moją głową.Po pięćdziesięciu metrach łagodny skręt w lewo.Znów trzydzieści, czterdzieści metrów – i skręt.Jeszcze jeden skręt i stanąłem u wejścia do kabiny.No, tak.I co teraz? Wszedłem do kabiny i przysiadłem znowu na krawędzi koi.Coś trzeba wymyślić.Nie mogę przecież po prostu kąpać się w jeziorze, leżeć na piasku i czekać nie wiadomo na co.Nagle zerwałem się.Ekran telewizora łączności wewnętrznej rozjarzył się seledynowym blaskiem.Stałem jak wryty.Ale obraz na ekranie nie pojawił się, natomiast w głośniku narastał delikatny szmer, aż naraz popłynął zeń wyraźny głos.Poznałem od razu – mówił automat.Znałem to z Ziemi.Taki sam bezbarwny, bez cienia osobowości, chropawy głos zaczął wolno:– Istoto z Trzeciej Planety.Musimy cię przeprosić za wypadek, zresztą nie zawiniony przez nas, chociaż powinniśmy go przewidzieć.Niestety.Nawet najdoskonalsza technika nie wyklucza możliwości awarii.Nasi uczeni badają już przebieg wypadku i prawdopodobnie nigdy to się już nie powtórzy.Automat waszej rakiety tuż po awarii nadał sygnał.Wzmocniliśmy go, więc na pewno dotrze do waszej planety.Jeżeli z pomocą wyruszy statek ratowniczy, postaramy się przekazać cię na niego.Na razie bądź naszym gościem.Czy masz jakieś życzenia?– Co z naszym statkiem? Gdzie pozostali członkowie załogi? Co z Wasylem? Co z Kurtem?– Jesteś na statku Dalekiej Żeglugi Zwiadu Kosmicznego.W tym rejonie działamy już od okresu, w którym wasza planeta kilkaset dziesiątków razy obiegła wokół waszej gwiazdy.Zbadaliśmy waszą cywilizację.Jesteście w stadium początkowym dość prymitywnej cywilizacji technicznej.Myśmy to przeszli przed milionem lat.Nie wolno nam ingerować w wasze sprawy.Nawiążemy z wami kontakt w najbliższej przyszłości.Wasz statek został wyhamowany przez pole grawitacyjne powstałe przy wyjściu z międzyprzestrzeni naszej sondy badawczej.Tego nie dało się uniknąć.Twoi dwaj towarzysze nie żyją.Nie dało się ich reanimować.Za późno.Nieodwracalne zmiany w korze mózgu.Nie żyją.Byłem wstrząśnięty.– Dlaczego nic nie zauważyliśmy? Dlaczego nie zadziałał radar?– Byliśmy w międzyprzestrzeni.Nie mogliście nas dostrzec.Dla waszej obserwacji wizualnej i radiolokacji nie było nas wcale w tym punkcie czasoprzestrzeni.– Co to jest międzyprzestrzeń?– Nie wiem, czy potrafimy ci to wyjaśnić.Przestrzeń w bardzo silnym polu grawitacyjnym ulega zakrzywieniu.Najkrócej mówiąc, jeżeli potrafi się zakrzywić przestrzeń tak, aby powstały dwa łuki zetknięte cięciwami, wewnątrz powstaje miejsce będące poza przestrzenią lub raczej między przestrzenią.Dla materii i przedmiotów poruszających się w przestrzeni normalnej takie miejsce nie istnieje.Nie ma go.Przestrzeń jest pusta.Nie mogliście nas zauważyć.– No tak, chociaż niewiele z tego rozumiem.Ale jedno pytanie.Dlaczego ekran jest pusty? Kto ze mną rozmawia?– Rozmawia z tobą XMB-7, główny koordynator.– Automat?– Nie.Automat to urządzenie wyspecjalizowane do określonych zadań.Ja jestem mózgiem.Wprawdzie nie formą białkową, ale opartą na złączach organicznych nie znanych w tej części Galaktyki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]