[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mógł być jeszcze Rudi, ale niespecjalnie lubił Rudiego.Może dlatego, że sam w dzieciństwie był słabowity, popychany przez osiłków, takich jak Rudi.Ale to wszystko jest już przeszłością.Zarówno tamte lata, jak i minione niedawno dni, odeszły w inny wymiar czasu.Wczorajszy dzień stawał się równie odległy jak pierwsza rozmowa z Jakobem, jak fobie dzieciństwa.I jednakowo nieważny.Istotne były nowe, wspaniałe doznania, dostępne wyłącznie LudziomWZaniku.3Około południa pojawiły się dzieciaki.Piętnaście sztuk.Dziewięciolatki z czwartej klasy, aktualnie ostatniej, nieco przetrzebionej, gdyż niektórych wcielono do grupy, która przed dwoma tygodniami opuściła Monachium.Przybyły z Hansem.Wszystkie miały na głowach berety, umożliwiające stałą łączność ze Szkołą.Szkoła nie posiadała ruchomego terminala, jak to było w przypadku Przedszkola.Nie wiadomo dlaczego tak było, bo wszyscy kolejni Wzorcowi, bez wyjątku, byli zdania, że jeśli już, to powinno być raczej odwrotnie.Z przedszkolakami było więcej kłopotów, ale to uczniowie częściej wychodzili poza przeznaczone dla nich obiekty.— Żyjesz jeszcze, Fryc? — błysnął czarnym humorem Hans.— Nie mam zamiaru umierać — odparł poważnie Fryderyk, ale Hans udawał, że nie dosłyszał, albo rzeczywiście stał zbyt daleko.Dzieciaki nałożyły przeciwsłoneczne okulary.Wszystkie zrobiły to równocześnie, zapewne powiadomione przez Szkołę.Czasami zdarzały się przypadki ślepoty, na szczęście krótkotrwałej, gdyż — mimo napomnień — ciekawskie oczy, szczególnie niepełnych, wędrowały ku Słońcu.Bruno, dobrze rozwinięty ośmiolatek, lider klasy, wyjął z kieszeni szary kształt, strzelający na boki czarnymi jak noc oczkami, strzygący niecierpliwie wąsikami.Myszka.Jedyny zwierzak w Mieście.W Suwałkach jest ich mnóstwo, chyba z dziesięć, twierdził Hans, który tam właśnie ją zdobył.Myszkę powierzyła Brunowi Irmina, która dzisiaj nie wybierała się na taras1.Wiedziała jednak, jak bardzo to małe zwierzątko uwielbia słońce i świeże powietrze, i w takich dniach zabierał je kto inny.O ile oczywiście Myszka nie dała nogi, przepadając na jakiś czas, dopóki głód nie zmuszał jej do powrotu, bezrozumnie nie zdając sobie sprawy, że wszyscy mają na względzie tylko jej dobro.— Popatrz sobie — powiedział Bruno, stawiając Myszkę na posadzce, lecz wciąż trzymając za ogonek.Pamiętał o tym co mówiła Irmina: Nie puszczaj jej samopas, bo rozdepczecie.Kiedy zaczęła się wyrywać, zniecierpliwiona, Bruno odszedł na bok, gdzie pod ścianą stała gęsto kratowana klatka, skonstruowana niegdyś przez Hansa.Do niej wrzucił mysz, zamykając uważnie drzwiczki.Dołączył do pozostałych dzieci, które już biegały po tarasie.Większość podskakiwała, gaworząc po swojemu, wyciągając ręce ku górze, czasem odchylając okulary i zerkając na Słońce, co w czwartej klasie było już tolerowane.Wszak to ich grupa następnym razem wyruszy na Suwałki.Powoli powinni się przyzwyczajać.Żadne z dzieci nie zwracało uwagi na Fryderyka, ani tym bardziej na całkiem już uprzedmiotowionego Nikodema.Na tarasie1 bywały przynajmniej dwa razy w tygodniu, zdążyły zatem przywyknąć do ich stałej tu obecności.— Jak się czujesz? — zapytał Hans, podchodząc bliżej Fryderyka.— Coraz lepiej.— Szept był ledwie słyszalny w ogólnym harmiderze.— Trochę ci zazdroszczę — oświadczył nieoczekiwanie Hans.— Zazdrościsz? — Oczy spod zdrewniałej szpary powiek błysnęły niekłamanym zainteresowaniem.— Nic nie musisz robić.— Ty też nic nie musisz robić.— Akurat.Nie dostanę żarcia.— Dostaniesz.Wystarczy, że jesteś.Wszystko inne to tylko propozycje Szkoły.— Właśnie o to mi chodzi, że wciąż muszę być z nimi, szwendam się z czubami, w kółko to samo, oszaleć można!— Jesteś Wzorcowym.Dzieciaki muszą mieć kogoś, kogo mogą naśladować.To ma sens.— Uwaga! — Fryderyk podtrzymał dziewczynkę, która wpadła na niego w zabawowym szale i teraz cielęcym wzrokiem wpatrywała się w zdrewniały tors.— Nie poznajesz mnie, Sabinę? — Wysilił się na donośniejszy ton głosu, ale niewiele to dało: szept pozostawał szeptem.Oczywiście nie odpowiedziała.Sabinę była czubem, ledwie na granicy normy i nigdy nie nauczyła się mówić.— Baw się dalej! — Fryderyk delikatnie popchnął dziewczynkę.Pobiegła do rówieśników; nie wiadomo czy zrozumiała polecenie, czy też Szkoła zadziałała odpowiednim bodźcem poprzez beret.— Po co tu Wzorcowy? — Hans wzruszył ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]