[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marcin zapali³ papierosa i zapatrzy³ siê w ob³oki na niebie.Baœkarozz³oœci³a siê okropnie.- G³upie, têpe g³¹by! Do niczego siê nie nadajecie!Tacy z was przestêpcy jak z koziego ogona tr¹ba! W nosie was mam, pójdê sama!Tyzawróæ chocia¿ tym samochodem, ¿eby w razie czego nie trzeba by³o uciekaæty³em!Tyle chyba potrafisz, co? Wyskoczy³a z samochodu.Pawe³, b¹kaj¹c niepewnie coœoasekuracji, wysiad³ za ni¹.Baœka kaza³a mu staæ przy ogrodzeniu i trzymaæodchylon¹ sztachetê, sama zaœ przelaz³a do ogrodu.Donat pos³usznie zacz¹³zawracaæ.Obiekt by³ œwie¿o po remoncie.Pod jedn¹ œcian¹ le¿a³y resztkimateria³Ã³w budowlanych w postaci kawa³ków cegie³, piasku i kilku pustaków zgruzobetonu.Doko³a willi panowa³a cisza i spokój, na murku przy schodkach wpromieniach jesiennego s³oñca wygrzewa³ siê kot.Jego widok upewni³ Baœkê, ¿epsa siê mo¿e nie obawiaæ.Obesz³a budynek dooko³a.Po stronie przeciwnej ni¿schodki jedno okno by³o uchylone, z wnêtrza dochodzi³o pobrzêkiwanie naczyñ iniewyraŸny œpiew.Zagl¹dania do œrodka Baœka wola³a nie ryzykowaæ, przemknê³apod oknem prawie na czworakach i wróci³a na frontow¹ stronê domu.Zawaha³a siê,wesz³a na schodki, ostro¿nie ominê³a kota i nacisnê³a klamkê.Drzwi okaza³y siêotwarte.Baœka na krótk¹ chwilê zatrzyma³a siê w progu, po czym wesz³a doœrodka.Ujrza³a hall, z którego troje drzwi prowadzi³o do dalszych pomieszczeñ.Jedne z tych drzwi by³y uchylone, w pomieszczeniu za nimi cichutko gra³o radio.Z dusz¹ na ramieniu Baœka zajrza³a tam i od razu dostrzeg³a dwie rzeczy, której¹ zelektryzowa³y.Jedn¹ z nich by³o wielkie biurko, ustawione doœæ bliskodrzwi, bokiem do okna, drug¹ zaœ wystaj¹ce zza biurka nogi, niew¹tpliwiemêskie,spoczywaj¹ce na porêczy kanapy.Wstrzyma³a w³asny oddech i us³ysza³a cudzy.Potem zaœ ostro¿nie na palcach, zbli¿y³a siê do biurka.Donat i Marcinsiedzieli w samochodzie, obaj w milczeniu i obaj w tej samej pozycji.Donatopiera³ siê ramionami o kierownicê, Marcin o oparcie przedniego fotela.Obajmieli wra¿enie, ¿e siedz¹ tak ju¿ pó³ roku, i usi³owali odgadn¹æ, co ta Baœkarobi tam tyle czasu.Podejrzenie, ¿e zosta³a z³apana i w³aœnie na torturachwyjawia ca³¹ prawdê, pcha³o siê natrêtnie.- Na twoim miejscu ja bym go trzyma³na sprzêgle - mrukn¹³ Marcin.- Linka siê wyrabia - odmrukn¹³ Donat i spojrza³wboczne lusterko.- No, jest! Id¹.Marcin obejrza³ siê.Baœka i Pawe³ pod¹¿alikunim ostrym kurc-galopkiem.Pawe³ mia³ jakiœ dziwny wyraz twarzy, trochêbolesny,a trochê os³upia³y.Wsiad³ pierwszy, Baœka za nim.- Ruszaj - rozkaza³a.- Ju¿nas tu nie ma! Wepchnê³a po ³okieæ rêkê do koszyka i zaczê³a w nim gmeraæ wposzukiwaniu papierosów.Marcin odwróci³ g³owê do Paw³a.- No i co? - spyta³niecierpliwie.- Cholera - powiedzia³ Pawe³.- Uszczypnê³a mnie w palec.DonatiMarcin, jak na komendê, spojrzeli na Baœkê, która zapala³a w³aœnie papierosa.-Nie ona - powiedzia³ poœpiesznie Pawe³.- Deska mnie uszczypnê³a.Chyba mamdrzazgê.- JedŸ na litoœæ bosk¹, na co czekasz?! - zdenerwowa³a siê Baœka.-Zaraz wam wszystko powiem, ale jedŸmy st¹d! Odetchnê³a g³êboko kilka razy,podkrêci³a otwarte okno, przeczeka³a dwa zakrêty i rozpoczê³a relacjê.Wspólnicys³uchali w milczeniu, pe³ni niepokoju i najgorszych przeczuæ.-.Trochêchrapa³, ale to radio go zag³usza³o i nie od razu us³ysza³am - kontynuowa³a.-Nie chrz¹ka³am ani nic takiego, wrêcz przeciwnie, przesta³am oddychaæ.Ba³amsiê, ¿e siê obudzi z samej niewygody, bo kto widzia³ tak trzymaæ nogi naporêczy, na pewno mu zdrêtwia³y.- Mo¿e mu siê œni³o, ¿e jest spêtany.? -wtr¹ci³ Pawe³.- Mo¿liwe.Jestem przeciwna temu, ¿eby mê¿czyŸni spali w dzieñ.Wogóle tego nie znoszê, wiêc tym bardziej dobrze mu tak.Nie tylko to biurkoby³ootwarte, ale jeszcze na krzeœle wisia³a jego marynarka, wiêc zabra³am muwszystko.Trochê znalaz³am w portfelu, a resztê w szufladzie na samym dole,mia³a kluczyk, pewnie j¹ zawsze zamyka.Ba³am siê, ¿e skrzypnie.Ba³am siê,¿ebynie przylaz³a ta baba z kuchni, w ogóle pojêcia nie macie, jak siê ba³am.Donat zahamowa³ nagle tak, ¿e Baœka omal nie wybi³a g³ow¹ przedniej szyby.Zgasi³ silnik i odwróci³ siê do niej.W trabancie zapanowa³a dziwna cisza.-Zdaje siê, ¿e nie rozumiem, co mówisz.Powtórz to.- Pope³ni³am kradzie¿ -rzek³a Baœka spokojnie.- Zabra³am mu to, co mia³ w portfelu i w biurku.Rzeczywiœcie, tu posz³o ³atwiej ni¿ w Palenicy, nie trzeba go by³o usypiaæ,spa³dobrowolnie.- Rany boskie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl