[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez jedną lub dwie minuty w ogóle nie udawało się to im — waga dwóch kołowrotków była zbyt znaczna, by mogli uzyskać tarcie naprężające.Bębny kołowrotów ślizgały się pod linami.Łódź nadal poruszała się w tył, rozpryskując fale wbijającą się w nie rufą.Nagle napięcie liny zelżało, a łódź zatrzymała się.— Liny już nie są napięte — stwierdził Sharp.— Odeszła?— Niemożliwe.Może tylko skręca.Trudno powiedzieć.Kręć dalej.Nakręcali linę we dwójkę, stopa długości liny na sekundę, dziesięć sążni na minutę.Darlinga bolały już mięśnie ramion.Zaczęły palić tak mocno, że co parę obrotów zmieniał rękę.— Whip, to musiało odejść — rzucił Sharp, kiedy ostatni znak dwusetnego sążnia na linie przewinął się przez bęben kołowrotu i upadł u ich stóp.— Na pewno.— Nie sądzę.— Darling trzymał rękę na linie, próbując ją wyczuć.Na linie wisiał jakiś ciężar, ale nie była napięta.Coś ją ciągnęło, lecz poza tym nic się nie działo.— Zdaje się, że ona tam jest, ale się nie szarpie.Może przez chwilę odpoczywa.— Albo zdechła.— W głosie Sharpa brzmiała nadzieja.— Nawijaj, Marcus — skwitował Darling.Z kabiny wyszedł Talley.— Nic nie widzę na wideo — powiedział.— Jeden galimatias.— Mimo to niech kamera chodzi dalej — zdecydował Darling.— Tak.— Talley zajął pozycję za Darlingiem i przycisnął się do ścianki działowej kabiny.Wyjął jeszcze jedną kamerę i spiesznie zaczął zakładać film i baterie.Nagle Sharp krzyknął: — Whip! Patrz.— Pokazał coś ręką.Liny nie wisiały już pionowo, zaczęły powoli odsuwać się od łodzi.Kołowrót nie miał samonapinaczy na wyciągarkach, a liny szybko przybywało na pokładzie.— Idzie! — krzyknął Darling.— Jak włócznik, który chce zrobić dziurę — ciągnie, zatrzymuje się, zbiera siły.Teraz chce zrobić ten ostateczny ruch — pomyślał.Spojrzał na Manninga.— Niech pan załaduje spluwę.Na ten moment pan czekał.— A do Talleya rzucił: — Jeśli chce pan zrobić zdjęcie, proszę się pośpieszyć.Bestia nie będzie tu zbyt długo.Przez kilka następnych minut nikt się nie odzywał.Darlingowi wydawało się, że ta cisza przypomina spokój przed burzą.Darling i Sharp kręcili korbami i wyciągali linę na pokład.Kiedy skończyła się, dwie duże klamry brzęknęły o nadburcie, a za nimi wyjechały pierwsze sążnie kabla.— Pięćdziesiąt sążni — ocenił Darling.— Jeszcze minuta albo dwie.Kable wygięte były niemalże do pozycji horyzontalnej.Były naprężone i drżące, ale nadal wjeżdżały na pokład.Stwór musiał zbliżyć się do powierzchni.Nie mogli stwierdzić tego z całą pewnością, nie wiedzieli również, jak daleko i głęboko się znajduje.Śledzili wodę za rufą patrząc na srebrne włókna kabla, chcieli wyjrzeć poza granicę obszaru światła rzucanego przez lampy halogenowe.— Pokaż się, sukinsynu! — zawołał Darling.Poczuł, że jego strach zmienił się.To, co czuł w tej chwili, nie było zwykłym lękiem, przeczuciem nieszczęścia czy grozą, ale zwierzęcym strachem przed spotkaniem wroga, którego okropność przekracza wszelkie wyobrażenia.Uczucie to przypominało wyładowanie elektryczne.— Zdrowy strach — pomyślał — przemieszany z gorączką polowania.W tym momencie kołowroty zatrzęsły się i zatrzymały, a kabel, który wjechał na pokład, podniósł się nad swój zwój i zaczął zsuwać się jak wąż za burtę.— Co ona robi?! — krzyknął Sharp.— Znowu płynie! — zawołał Darling, chwycił za korbę i napluł na nią, lecz kołowrót nie chciał się obrócić, szpula wirowała, a kabel z powrotem wpadał do wody.— Nie! — wrzasnął Manning.— Zatrzymaj ją!— Nie mogę — odpowiedział Sharp.— Jeszcze się taki nie urodził, który mógłby to zrobić.— Pan nie chce.Boi się.Pokażę panu, jak to się robi.— Manning rzucił karabin, sięgnął do zwój a u swych stóp i złapał luźny kabel.— Nie! — zawołał Darling i zrobił krok w stronę Manninga, ale zanim zdołał go zatrzymać, Manning zarzucił kabel na metalowy słup połączony ze stępką.Zrobił wokół niego pętlę i zacieśnił ją.— Proszę — rzucił Manning.Kabel nadal ześlizgiwał się z rufy, furkocąc, kiedy przechodził nad stalowym nadburciem.Manning odwrócił się, by spojrzeć na rufę, podniósł karabin i czekał na wyłonienie się bestii.Podniecony, nie potrafił wytrzymać bez ruchu.Próbował zmienić pozycję, ale pośliznął się i zachwiał.W tym momencie stwór musiał przyśpieszyć, ponieważ zwoje kabla raptem zeskoczyły z pokładu i poleciały w dół.Manning, próbując odzyskać równowagę, wszedł na kabel, który owinął się wokół jego stopy.Niczym kukiełka został zniesiony z pokładu.Przez ułamek sekundy wisiał w powietrzu w kręgu światła.Nie wydał żadnego dźwięku, jedynie karabin wypadł mu z rąk.Potem ogromna siła porwała kabel i zdawało się wszystkim, że Manning leci do tyłu ciągnięty za nogi i ręce, jakby chciał wzorem łabędzia zanurkować do wody.Lampy przez chwilę oświetlały twarz Manninga i Darling nie zobaczył na niej ani przerażenia, ani śmierci, ani protestu — jedynie zdziwienie.Ostatnim uczuciem Manninga było zdumienie, że los okazał się na tyle zuchwały, by pokrzyżować jego plany.Karabin uderzył o pokład, kule wysypały się z magazynka, odbiły się od nadburcia i z łoskotem przeleciały im nad głowami.Darlingowi wydało się, że widzi nogę Manninga odrywaną od jego ciała, ponieważ coś odpadło od kabla.Nie usłyszał jednak żadnego plusku, bo wszystkie dźwięki zostały zagłuszone donośnym skrzypnięciem kabla zatrzymanego na metalowym słupie.W okamgnieniu kabel wyprostował się do pozycji poziomej i łódź została pociągnięta w tył.Na pawęży rozbiły się fale i obryzgała ich woda.Potem Darling widział, jak kabel podnosi się do pozycji poziomej.— Jest już w górze!— Gdzie?! — zawołał Talley.— Gdzie?!Za plecami usłyszeli plusk i dźwięk podobny do tego, jaki wydają miechy.Poczuli przejmujący smród.Deszcz wody, który spadł na nich, stał się nagle deszczem czarnego atramentu.Darling porwał się z klęczek i chciał stanąć na równe nogi, kiedy w odległości dziesięciu do piętnastu stóp za rufą ujrzał nieznaczny srebrny błysk i instynktownie zrozumiał, co to znaczy — pękały włókna kabla.— Doktorze! — krzyknął.— Co? — zapytał Talley.Darling rzucił się na niego i przycisnął go do pokładu.Upadając usłyszeli huk dobiegający zza łodzi, jakby w tunelu wystrzelił pistolet, a bezpośrednio po nim wysoki gwizd.Część kabla świsnęła przelatując górą i rozbiła okna z tyłu kabiny.Druga część przeleciała zaraz po niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]