[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Palce ześlizgnęły się z mokrej powierzchni.Kawa, przypomniałam sobie.Była nią zalana cała kabina.No co, przynajmniej to nie krew.Szarpnęłam za klamkę.Nie zdziwiłam się, kiedy drzwi się nie otworzyły.Przekręciłam się, próbując uklęknąć na siedzeniu i wyjść przez okno.Moje nogi nie drgnęły.Spojrzałam w dół.Były zmiażdżone.O Boże.Miałam zmiażdżone nogi.- Jest tam ktoś na dole?! - krzyknął mężczyzna.- Chyba widzę samochód - powiedziała kobieta.- Zadzwoniłeś na.? - Jej głos ucichł.Okej, nie schodzili na dół.Przynajmniej jeszcze nie w tej chwili.Miałam czas.Szarpnęłam połamaną kierownicę.Wyrwałam ją.Odłożyłam na bok i spróbowałam uwolnić nogi.Chyba nie były zaklinowane.Jeśli tylko były całe.znaczy, jeśli żaden kawałek nie był urwany na dobre, bo byłam prawie pewna, że choć zdolności regeneracyjne wampirów są cudowne, to na pewno nie do tego stopnia.A właściwie byłam całkiem pewna, jako że jedynym sposobem na zabicie mnie była dekapitacja.Niektóre części ciała po prostu nie odrastają.Ale moje nogi były częścią mojego ciała.I już nabierały kształtu, co oznaczało, że za parę minut naprawdę się zaklinują.Odsunęłam siedzenie i wierciłam się, aż wyciągnęłam nogi spod deski.Ale ciągle nie mogłam nimi ruszać, zapewne z powodu połamanych kości, sterczących przez dziury w dżinsach.Całe szczęście, że nie miałam szczególnie delikatnego żołądka.Moje marzenia o karierze w medycynie sportu ostatnimi czasy wyglądały dość blado, ale przynajmniej letnie wolontariaty w przychodni bardzo mi się teraz przydały przy składaniu nóg.Kości wracały na miejsce z zadziwiającą łatwością, jakby tylko czekały na odrobinę zachęty.Ale powoli stawało się jasne, że nie zrosną się w ciągu najbliższych minut, co oznaczało, że nie mogę czekać, aż będę mogła stąd odejść spacerkiem.Wymiotłam resztę szkła z okna, podciągnęłam się.i grzmotnęłam twarzą o ziemię, wywijając koziołka na plecy.Leżałam tak przez moment, orientując się w otoczeniu i nadstawiając uszu.Wciąż słyszałam tę parę na skarpie, ale nie rozumiałam, co mówią, dopóki nie uchwyciłam słów:-.tu chyba jest ścieżka w dół.Przeturlałam się szybko na brzuch i poczołgałam przez poszycie.Nie dało się tego robić cicho.Suche liście szeleściły, suche gałęzie trzaskały, kiedy pełzłam naprzód.Nie minęła chwila, kiedy usłyszałam:- Tam, zdaje się, ktoś jest!Poczołgałam się szybciej, wypatrując głowy mężczyzny nad wysoką trawą.Co oznaczało, że nie patrzyłam, dokąd się czołgam.Kiedy moja ręka trafiła w pustkę, próbowałam się zatrzymać, ale było już za późno.Sturlałam się z brzegu strumienia, nabierając do ust błota i wody, kiedy plasnęłam do koryta.- Słyszałaś to? - krzyknął mężczyzna.Usłyszałam kroki.Rozejrzałam się.Nie było gdzie się ukryć.Byłam w pułapce.w wezbranym, błotnistym strumieniu, który miał prawie metr głębokości.Zawlokłam się w najgłębszą część koryta i wyciągnęłam na dnie.Lodowata woda zamknęła się nade mną.Kiedy wypełniła mi nozdrza, jakaś ludzka część mojego mózgu oszalała, mówiąc mi, że się topię.Zacisnęłam powieki i ją zignorowałam.Po kilku minutach wyczułam, że tych dwoje się zbliża.Tak, wyczułam.Zanim przeszłam przemianę, Marguerite próbowała mi wytłumaczyć, na czym polega ten wampiryczny szósty zmysł, i porównała go ze zmysłami rekinów, które mogą odbierać elektromagnetyczne impulsy swojej zdobyczy.Teraz, kiedy tego doświadczyłam, mogłam stwierdzić, że to dokładnie to: dziwne mrowienie skóry, które mi mówi, że ludzie są blisko.Kiedy się skupiłam, mogłam usłyszeć ich głosy, stłumione i słabe.-.samochód jest pusty.- Nikt nie mógł z tego wyjść cało.- No cóż, nie ma śladu krwi.Może kierowca został wyrzucony z kabiny.- Wrócimy po śladach.Rozglądaj się.Policja powinna tu być lada chwila.Odczekałam, aż przestałam ich czuć.Powoli uniosłam głowę.Usłyszałam ich z powrotem na skarpie.Poruszyłam nogami.Już mogłam.I dobrze.Spróbowałam wstać.Nogi poddały się i chlupnęłam z powrotem do strumienia.Przyczaiłam się, ale tamci dwoje widocznie nie usłyszeli.Znów się uniosłam, nie obciążając zbytnio nóg; używając tylko kolan, żeby mieć jakiś napęd, wyczołgałam się z koryta strumienia w wysoką trawę.Kiedy byłam już dość daleko, wyjęłam komórkę.Była wyłączona.I nie chciała się włączyć.Kiedy nią potrząsałam, przemknął nade mną jakiś cień.Spojrzałam w górę, ale zobaczyłam tylko zamazaną smugę.Jakieś ręce chwyciły mnie za ramiona i przygwoździły do ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]