[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczął rozdawać po jednym siedzącym wokół ludziom.Susannah również wyciągnęła rękę, ale Solange pokręcił głową.- To nie dla ciebie, cher.Dla nich.Podszedł do Belindy, wziął od niej Stephena, podniósł go wsadził do plastikowego worka.Zakręcił torbą i zawiązał ją.- Weź to - powiedział i podał worek Belindzie.Susannah zamurowało.Stała bez słowa, wsłuchując się w tłumione przez plastik krzyki.Mały rzucał się w środku, rozgrzewając zamknięte w worku powietrze i sprawiając, że przezroczysty plastik robił się mleczny.Ugięły się pod nią kolana, ale Solange złapał ją za rękę i przytrzymał.- Musisz być silna - oświadczył.- To dla małego ważne, cher.- Odwrócił się do pozostałych.- No dobrze: wszyscy oprócz Susannah i pana Kima.Zgromadzeni na tarasie ludzie jeden po drugim zakładali torby na głowę i zaciągali je przy szyi.Przerażona Susannah patrzyła, jak torby się wydymają, potem ściśle oklejają policzki i nosy i po chwili znów się wydymają.Solange wrócił do drewnianej skrzyni, sięgnął do środka i wyjął dwie pary rękawic bokserskich.Jedną parę rzucił Susannah i dał jej znak, by je nałożyła, drugą wziął sobie.- To skomplikowany problem - zaczął, nakładając rękawice.- Ziemia, która jest matką, jest święta.Tak samo jak życie.To nasza religia.To aksjomat i wiemy, że nie da się go podważyć.Wiemy jednak także, że zabijamy Ziemię - ty i ja - zabijamy zarówno ją, jak i jej dzieci - miliony gatunków, które tworzy.(Nie przejmuj się zawiązywaniem, cher, po prostu włóż ręce do środka).Wybiliśmy dziury w atmosferze, zatruliśmy wody gruntowe, zepsuliśmy ziemię, zamieniliśmy lasy w śmietniki.Te torby być może pomogą ci zrozumieć, jak Ziemia się czuje, jak to jest dusić się w plastiku, dławić się wydzielanymi przez siebie gazami.Kiedy w przyszłości ci powiem, że cywilizacja to morderstwo, może to sobie przypomnisz - powiedział Solange i klasnął rękawicami.- Mogę wypuścić Stephena? - zapytała Susannah.- To chyba dla niego nie najlepsze.- Ależ cher, w tym właśnie tkwi sedno.On też nie jest najlepszy dla nas, rozumiesz? Przecież tak samo jak i ja wiesz, na czym polega problem, prawda? Chodzi o populację.Jest nas zbyt wiele, a ty dałaś nam kolejnego drapieżnika do nakarmienia.Co sobie przy tym myślałaś? Czym myślałaś?Susannah pokręciła głową.Solange stał między nią a Stephenem i nie widziała małego.- Gdyby to był dzieciak kogokolwiek innego, cher, utopiłbym go jak kociaka.Dla przykładu.Jest jednak twój, więc powiem ci, co zrobimy: będziemy się o niego boksować! Jedną rundę.Trzy minuty.Jeśli utrzymasz się na nogach do końca rundy, będziesz go mogła uratować, cher.Jeśli nie, to cóż.zostanie tam, gdzie jest.- Ale.nie mogę.Nie wiem, jak się boksuje - jęknęła z rozpaczą.- Nauczę cię.Najważniejsze to ciągle się poruszać, rozumiesz? Inaczej to marnowanie czasu.Susannah skinęła głową.- No to zaczynajmy.Uderz.Dawaj, cher.Tak jak mówiłaś: to dla niego chyba nie najlepsze.Machnęła ręką w jego kierunku, a Solange odsunął się z gracją, jednocześnie spoglądając na zegarek.- Start.Ale nie tak grzecznie.Uderzaj przeze mnie, nie we mnie, cher.Dawaj! Wiedziała, jak należy się bić - wychowała się z trzema braćmi, a jeden z nich był niezłym byczkiem.Nie umiała się jednak skoncentrować na Solange’u.Musiała się z całej siły powstrzymywać, by nie skoczyć do Belindy i.Nagle zobaczyła gwiazdy.Solange trafił ją lewym prostym w sam środek czoła i poprawił prawym sierpowym, po którym przed jej oczami roziskrzyła się chmura gwiazd.Zatoczyła się do tyłu, zaskoczona i oszołomiona.Brat nigdy jej tak nie uderzył.- Trzymaj ręce wyżej, cher, i podejdź bliżej mnie.Mam większy od ciebie zasięg ramion.Dawaj! Myśl! Wejdź między moje ręce.Czuła w ustach smak krwi, a oczy piekły ją od łez.Co on powiedział o staniu? O trzymaniu się na nogach? O Stephenie?Solange uderzył lewym prostym, który przyjęła na bark, potem prawym, ale odskoczyła.- Dobrze! Zostały jeszcze dwie minuty!Powiedział, że zostanie tam, gdzie jest.Że zostawi go w worku.- Nieźle - stwierdził Solange - ale musisz wejść między moje ręce, cher, inaczej będzie cię bolało.Jestem dla ciebie za wysoki.Okrążała go, próbując utrzymać dystans, nie bardzo jej się to jednak udawało.Doskakiwał do niej i uderzał seriami, obijając jej ramiona.- Nigdy nie uciekaj, kiedy jesteś atakowana, cher.To ważna lekcja.Jeżeli ktoś do ciebie doskakuje, atakuj.Inaczej.- Przerwał w pół zdania i wymierzył trzy szybkie ciosy, które poluzowały jej kilka zębów i sprawiły, że usta wypełniły się krwią.Zaraz potem skręcił się w biodrach i uderzył ją w brzuch - z taką siłą, że odniosła wrażenie, jakby próbowano przecisnąć przez nią słup telegraficzny.Nagle uświadomiła sobie, że klęczy, podpierając się rękami, niezdolna oddychać, kaszląc z bólu.- Minuta dwadzieścia! - powiedział Solange, stojąc nad nią.- Wstawaj albo doliczę czas, kiedy nie walczysz!Nie mogła oddychać, ale zrobiła, co kazał: odepchnęła się od betonowych płyt i chowając głowę, rzuciła się w jego ramiona.Zaskoczyło go to, więc wykorzystała okazję i dwa razy uderzyła, za drugim razem trafiając go w szczękę.Przytrzymała go potem, najmocniej jak umiała, splatając ręce za jego plecami.Zatoczyli krąg i zobaczyła twarze członków Świątyni, oddychających w plastikowych torebkach i obserwujących ją uważnie.Czegoś jednak brakowało i po chwili - rozpaczliwie usiłując przytrzymać znacznie silniejszego Solange’a - dotarło do niej, co to takiego: mały Stephen nie wrzeszczał.- Trzydzieści sekund, cher! Nie zawiedź mnie!Trzymała go najmocniej, jak umiała, nagle jednak skręcił ciało i odskoczył od niej.Zaczął polować na jej głowę - uderzał w usta, nos, podbródek, policzki, zadawał cios za ciosem, obsypując jej oczy gwiazdami i przypalając twarz uderzeniami.Ledwie stała, trzęsąc się i bujając na drżących kolanach.Powoli uniosła rękawice do policzków, jakby chciała sprawdzić, czy jeszcze ma twarz.Jak przez mgłę zobaczyła, że kręci prawym ramieniem niczym szykujący się do rzutu miotacz drużyny softballu albo bokser z filmu rysunkowego, zamierzający zadać cios, który pośle jego przeciwnika w kosmos.Solange nagle się roześmiał, zrobił krok do przodu, po czym objął ją ramionami i uniósł w górę, jak pan młody na weselu.- Nieźle, cher, całkiem nieźle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]