[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałem już, że nie trzeba nadmuchiwać drugiego śpiwora.Tej nocy, panie doktorze, nie zapomnę póki mojego życia.To tak, jakbym zawsze żarł tylko surowe terraziemniaki, aż tu nagle ktoś włożył w moje usta dojrzałą terrabrzoskwinię; piękną, soczystą, oblaną słodkim syropem.…Dokument, który dołącza się do niniejszego sprawozdania pochodzi z wiernej transkrypcji z taśmy magnetofonowej, wyjąwszy jedynie fragmenty nieistotne dla interesującego nas tematu.Podkreśla się, że tekst dokumentu został zaprzysiężony i stanowi cenny materiał dowodowy, z którego wynika, że wreszcie szala przeważyła się na korzyść jednej ze stron, a mianowicie zwolenników tezy Sardisa.Podczas ostatniej lokalnej Konferencji Egzobiologów uchwalono projekt — z widokami na zaprezentowanie go przy sposobności Zgromadzeniu Ogólnemu DEMORGANAZ–u — przydzielenia odpowiedniej sumy Fundacji Sardisa w celu pośmiertnego uhonorowania wielkiego luminarza nauki, a zarazem spełnienia jego życzenia pogłębiania studiów nad teorią zwaną „Tezą związku Maeterlincka” i ewentualnie jej weryfikacją.Uczeni powinni korzystać ze stałych wyżej wspomnianych sum przydzielanych na ten cel w sposób przypadkowy, jak to miało miejsce dotychczas.(Z artykułu opublikowanego w „Przeglądzie Egzobiologicznym” wydawanym nakładem Uniwersytetu Nauk Ścisłych we Władywostoku, numer październikowy, 2038).— Wciąż jeszcze odpoczywa — usłyszał jakiś głos.— Dziękuję — odpowiedział Kerwood — proszę mnie poinformować, gdyby coś się zmieniło.— Czy wszystko w porządku? — zapytał Saldańa.Powaga sytuacji wykluczała wesołość, jednak Kerwood powstrzymywał uśmiech.Latynoamerykanin zmusił się do mówienia obojętnym rzeczowym tonem, ale nie potrafił całkowicie zapanować nad drżeniem głosu.— Proszę się nie martwić — zapewnił pracownik konsulatu.— Jest pod dobrą opieką.Saldańa odetchnął, starając się z uporem nie dopuścić do uzewnętrznienia swoich emocji.„Emocji?”, zapytywał sam siebie Kerwood.Spojrzenie Saldańy można było uważać za czułe i ciepłe…Dopóki patrzący tkwił w niewiedzy, że to wrażenie brało się stąd, że tęczówki jego oczu były nieproporcjonalnie duże w stosunku do wielkości białkówek.Taką samą budowę oka posiadają terrapiżmowce i teerrapsy rasy chihuahua, a także niektóre ludy terrapolinezyjskie.Za tymi pozorami nic więcej nie można było dojrzeć.Latynoamerykanin wyczerpał jego zapasy alkoholu i papierosów, z żalem stwierdził Kerwood.Pochłaniacz przymocowany do biurka połknął wiele dziesiątek niedopałków, a płuca obu mężczyzn wchłonęły sporo nikotyny, no, może nie tak dużo, przecież syntety są robione z nieszkodliwych surogatów tytoniu.„A jeśli chodzi o butelkę… Hm, stoi sobie teraz bez ducha”, ironizował Kerwood z goryczą.Przewidywał przymusową abstynencję przez parę najbliższych miesięcy…”Cierpliwości…” Przyjemności zawodu… i pełnienia funkcji zastępcy.— Czy pan już coś postanowił? — rzucił Saldańa.Patrzył nań zza obłoku dymu z ostatniego papierosa, którego Kerwood złożył na ołtarzu gościnności.Urzędnik odezwał się ochrypłym głosem:— Już panu tłumaczyłem, że sytuacja jest bardzo delikatna — zniecierpliwił się.— A bez skonsultowania się z…— Pan nie musi konsultować tego z nikim — Saldańa przerwał grzecznie, lecz dobitnie.— To zależy tylko od pana.— Skąd taka pewność — zapytał Kerwood i poczerwieniał.— Myślę, że ma pan prawo wydawać tu polecenia wszystkim, może tylko trudno by panu było kazać zaśpiewać fifowi — roześmiał się Latynos.— Proszę się nie przejmować! Na pana miejscu tak właśnie bym postąpił.— Dziękuję panu, ale niech zechce pan mnie zrozumieć, dobrze?Saldańa kiwnął głową nachmurzony.— Niech mi pan wierzy, ta historia nie jest dla mnie miła.— Wierzę panu, ale… przyszedłem tutaj, bo nie miałem gdzie się ukryć… Widział pan, panie Kerwood tych ich Nieków?— Widziałem, są ogromni.— Potrafią wyrywać drzewa z korzeniami, ot, tak dla zabawy.Wyobraża pan sobie, co by mogli zrobić ze mną, jakby wpadli w furię? A te ich czarne kły?…— Nie miał pan przy sobie pistonuka?— Zgubiłem w dżungli.Potknąłem się i pewnie wtedy mi się wysunął.Możliwe też, że arti wtedy przerwał mi pas i broń utonęła w trzęsawisku.— Amikrolas?— Jest do niczego.Niecy są bardzo ruchliwi.Saldańa pokręcił głową pogrążony w myślach.Nagle poczuł, że wypalił mu się papieros.Wstał z krzesła i wyrzucił niedopałek do pochłaniacza.Lekki trzask i po niedopałku.Obaj zapadli w milczenie, które trwało dłuższą chwilę.Monotonne bzyczenie wentylatora jakby stawało się szybsze, ale jeden i drugi dobrze wiedzieli, że jest to złudzenie słuchowe.— Uważa pan, że uszanują konsulat? — zapytał w końcu Saldańa.— Widziałem ich z zewnątrz — odpowiedział tamten sucho.— Nie wygląda na to, żeby przyszli urządzić sobie piknik.Niech mi pan wierzy.— Czyżby mieli zamiar?…— Niech pan prosi Boga, żeby nie mieli — przerwał Kerwood — w przeciwnym razie spadną czyjeś głowy.Saldafta opadł ciężko na krzesło.— Nigdy nie próbowali czegoś w tym rodzaju?— Nigdy.Dlatego Kamohatti uważa się za planetę użyteczną.Według Prawa Międzynarodowego ów fakt wystarcza, aby nie oponowano w udzielaniu zgody na… A te istoty całymi godzinami siedzą u wejścia do swoich chat, zupełnie jak ci religijni Hindusi.Nie wykazują zainteresowania niczym, nawet nie zmieniają wyrazu twarzy i chyba ledwie oddychają.Saldańa znów kiwnął głową:— Właśnie, też to widziałem.Kerwood spróbował wyobrazić sobie tę scenę:…Ogorzały drobny Maragwajczyk, kulejąc i opierając się ramieniem o drobną piękną postać Ete, w samo skwarne południe wchodzi do zalanej oślepiającym, szarym światłem osady…A oto przed jego oczami odkrywają się rzędy chat, jakże odmiennych od tych, które znal! Jakby igloo! Ależ nie, to są przecież stożkowate muszle, jakże podobne do skorup morskich terraślimaków; białe, jak najczystsza terraporcelana.A ci Malalowie tacy bladzi, tacy posępni siedzący w pozycjach terrabudystów, wychudzeni jak oni.A oczy tego ludu są bez wyrazu, puste…Skwar i ta cisza, w której słychać nawet szelest przepoconego ubrania, lekkie plaśnięcia wilgotnych roślin bezlitośnie miażdżonych podeszwami butów i sapanie człowieka z Ziemi, umęczonego długą wędrówką… I nagle! — jeszcze te przed momentem puste oczy gorzeją wściekłością, opadnięte smutno ramiona wznoszą się w gwałtownym zrywie, zaciskają się pięści spragnione mordu, języki poruszają szybko — gwar i harmider rośnie.I oto wzburzone głosy rozkazują Niekom, aby ruszyli do ataku…Kerwood powstrzymał bieg myśli… przecież to żywcem wyjęte z literatury pulp…— Zaatakowali pana zaraz, jak pana zobaczyli? — zapytał.Latynoamerykanin pokręcił głową.— Nie, to się stało w nocy.Po tym, jak jednemu z nich rozwaliłem łeb.Pierwsze wrażenie podróżnika to ogromne zaskoczenie: nagle czuje się wolny (co wkrótce okaże się paradoksem) po miesiącach dobrowolnej banicji, hermetycznego więzienia kosmolotu.A ponieważ brak mu doświadczenia, wprowadza się w stan euforii, każda komórka jego ciała drży radością, że oto jego istota uwolniła się od wężów, jakie łączą ją z otoczeniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl