[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co nie zmieniało faktu, że podobał mu się i złośliwy humor, i logiczne rozumowanie przemawiającej.Dlatego też z pewnym, choć w sumie niewielkim żalem przestał w ogóle zwracać na nią uwagę, gdy poczuł delikatny dotyk czyjejś dłoni na ramieniu.Odwrócił głowę i zobaczył młodą kobietę przedstawioną mu przez Jeremy’ego.- Już czas - powiedziała cicho.Obaj z Robertem wstali natychmiast i ruszyli za nią.Ubrani byli w typowe dla imigrantów stroje, toteż nikt nie zwracał na nich uwagi.- Jak daleko? - spytał Anton, ledwie wyszli z amfiteatru i nikogo nie było w zasięgu głosu.Kobieta uśmiechnęła się.- Nie więcej niż kilometr - odparła.- Są gdzieś w Artinstute.Robert Tye spojrzał na nią zaskoczony.- Zawsze myślałem, że to bujda - przyznał.- Artinstute istnieje, ale znajduje się naprawdę głęboko.- Potrząsnęła głową.- Nigdy tam nie byłam.I nie znam nikogo, kto by był.Anton zaczął się niepokoić.- To skąd pewność, że Helen tam jest?Przez moment się nie odzywała, gdyż na biegnącej w dół rampie, którą pospiesznie maszerowali, było sporo ludzi.Gdy wokół opustoszało, odparła:- Bo Jeremy tak powiedział.Zilwickiego nie całkiem to uspokoiło.Podejrzewał, że Jeremy X zawsze zachowywał się tak, jakby był pewien tego, co mówi, i tego, co nastąpi.Pozostało jedynie żywić nadzieję, że tym razem miał ku temu podstawy.Kobieta przyspieszyła kroku, więc zrobili to samo i teraz już biegli.Anton zaś przestał myśleć o czymkolwiek poza tym, co od paru dni było motorem każdego jego działania.HelenKiedy Helen się obudziła, pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, był błękitny blask dochodzący gdzieś z góry i widoczny na ścianie stanowiącej tył schronienia.Jeśli o rumowisku, które je tworzyło, można było mówić jako o ścianie.Wyglądało to jak zasypany gruzem narożnik dwóch ścian.Musiały należeć do jakiejś dawno zburzonej, ale o dużej wytrzymałości budowli, a ich zbieg wyłonił się stopniowo spod resztek później burzonych budowli.Wyglądało na to, że błękitny przebłysk pochodził z kawałka jednej z tych najstarszych ścian.Był błękitny i zdawał się świecić własnym blaskiem, co było dziwne.Przyglądała mu się długą chwilę, zastanawiając, co też mogło go wywołać, i aż usiadła, gdy do niej dotarło, że widzi słoneczny blask przeświecający przez coś.Leząca obok Berry poruszyła się - najwyraźniej obudziła się już wcześniej.Widząc minę Helen i podążając za jej spojrzeniem, uśmiechnęła się.- Dlatego to miejsce jest takie specjalne - jej głos nadal był cichy i słaby, ale nie był to już szept konającego.- Tu jest światło przedostające się z powierzchni.Po drodze musi być jakiś układ szczelin albo coś innego.Przez chwilę obie w milczeniu przyglądały się błękitnemu blaskowi.- To Okna - powiedziała Berry.- Wiem, że to Okna.Wszyscy o nich mówią, ale nikt nie wie, gdzie one są.A my z Larsem je znaleźliśmy.Helen nigdy nie słyszała o żadnych oknach, które by wszystkim zaginęły, ale nim spytała o szczegóły, rozejrzała się.A gdy stwierdziła, że widoczność nie przekracza paru metrów, gdyż dalej panuje ciemność, zaczęła nasłuchiwać.W końcu zapytała:- Jak długo spałam? I gdzie jest Lars?- Długo.Musiałaś być naprawdę zmęczona.A Lars poszedł sprawdzić, czy nie zostawiliśmy jakichś śladów.Wziął latarkę, ale też już go długo nie ma.Zaczynam się martwić, ale nic nie mogę zrobić.Helen odszukała pod kocem drugą latarkę, wstała i poleciła:- Nie ruszaj się, idę po niego.I wyszła.* * *Po około kwadransie w przestronnym korytarzu pełnym śmieci, gruzu i rozmaitych szczątków Helen napotkała Larsa.Szła powoli, oświetlając sobie drogę, by na coś nie wpaść, gdy w narożniku z lewej rozbłysła i natychmiast zgasła latarka, którą Lars oświetlił sobie twarz, by go poznała.Narożnik był o jakieś sześć metrów przed nią, toteż zgasiła latarkę i dotarła tam najszybciej, jak mogła, starając się zachować ciszę.- Kto? - spytała szeptem, gdy znalazła się obok chłopaka.- Duża grupa, większość to scragi: co najmniej ze dwunastu.Ale prowadzą ich inni, normalni, ale nie wiem kto.Jeden ma jakieś ustrojstwo.a wszyscy są uzbrojeni i wyglądają groźnie.Helen oparła dłoń na jego ramieniu i poczuła, że Lars się trzęsie, a jego głos całkiem wyraźnie drżał.- Myślę, że to ustrojstwo służy do tropienia naszych śladów.Zapachu albo czegoś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]