[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Faerunie „rzeczą powszechnie wiadomą (w każdym razie wśród że parający się Sztuką są, w większym lub mniejszym niepoczytalni.Pod względem ekscentryczności ubioru, o mogła przekonać się na własne oczy - stwierdzenie to jak najbardziej słuszne.Wokół siebie dostrzegała wszelkie możliwe rodzaje nakryć głowy i szat, które migotały, skrzyły się, świeciły, a w kilku przypadkach również zmieniały kształt łagodnymi, płynnymi ruchami.Jedna z kobiet nie miała na sobie nic prócz gigantycznego pierzastego węża, który przez cały czas powoli przesuwał swe grube sploty wokół jej smukłego ciała.Mężczyzna opodal zdawał się być przyodziany jedynie w tańczące płomienie.Czarodziej, z którym rozmawiał, przyozdobił swe ciało poruszającym się, fosforyzującym grzybem, z którego wyrastały liściaste paprocie i osty.Tuż przy nich stała dziewczyna-półelf w powłóczystej szacie z błyszczących, wypolerowanych klejnotów zawieszonych na niezliczonych jedwabnych niciach.Dyskutowała o czymś z długowłosym karłem noszącym odzienie z futer i skór, po którym przez cały czas pełzały dwie owadożerne jaszczurki, badając przestrzeń przed sobą rozdwojonymi językami.Storm wychwyciła fragmenty toczących się opodal niej rozmów.- No i co wtedy zrobił Thayan?- Obrócił w perzynę cały zamek, ma się rozumieć.A cóż by innego? Inne głosy zagłuszyły poprzednią rozmowę.- Co to było? Fioletowe zombi? Dlaczego fioletowe?- Chyba się nudziła.Powinieneś był widzieć twarz księcia następnego ranka.Wywołała w powietrzu tuzin małych czerwonych rączek, które zaczęły go szczypać w tych samych miejscach, w których on ją podszczypywał.i to na oczach całego dworu!Elminster śmiało przedzierał się przez tłum.»Zdawał się wiedzieć, dokąd zmierza.Storm jadąc za nim minęła mężczyznę, który balansując na końcu perkatego nosa pełną butelką czegoś ciemnego i czerwonego, zduszonym głosem zarzekał się wobec wszystkich widzów, że nie pomaga sobie przy tym żadnymi czarami.Odwróciła wzrok na chwilę przed tym, jak butelka prze-wróciła się i oblała go od stóp do głów, ale nie mogła oprzeć się pokusie, by zobaczyć mokry rezultat.Była na tyle rozważna, że powstrzymała uśmiech cisnący się jej na usta.- Ile razy mam ci powtarzać? Najpierw całujesz, a potem wypowiadasz zaklęcie, w przeciwnym razie na zawsze pozostanie żabą!Storm pokręciła głową usiłując skupić się na Elminsterze i zignorować dochodzące ją strzępki rozmów.Tłum rozbrzmię przeraźliwym gwarem głosów, dziwną muzyką, brzęczeniem i tajemniczymi, niezbyt głośnymi trzaskami.Czarodzieje wymachiwali rękoma, pomagając sobie gestami w rozmowach a różnokolorowe świecące kule nad ich głowami kołysały posłusznie albo wykonywały gwałtowne ewolucje.Czarodziejskie ptaki nuciły złożone trele, a kilka z nic dało iście mistrzowski popis napowietrznego baletu.Storm rozglądała się to w jedną, to w drugą stroi wypatrując zagrożenia.Otaczający ją ludzie rozmawiali, dyskutowali, śmiali się lub ubijali interesy, z kubkami i dzbanami o rozmaitych rozmiarach i zawartości, trzymanymi bądź w rękach, bądź też unoszącymi się na dogodnej wysokości w powietrzu.Storm domyślała się, iż jakieś prawo powstrzymywało samy magów przed unoszeniem się w powietrzu, lataniem teleportacją.W większości stali w luźnych grupkach, mawiając.Storm ostrożnie prowadziła swego rumaka mi? nimi.Nagle, spod kaptura mijanego właśnie maga wysunęły się trzy oliwkowego koloru macki.Na ich końcach otworzyły się małe, błyszczące oczy, zlustrowały ją od stóp do głowy po czym zamrugały.Usiłowała powstrzymać mimowolne drżę s i pojechała dalej, mijając mężczyznę o jasnych włosach i brodzie który żonglował w powietrzu kilkunastoma płonącymi kulami wielkości dłoni.Czarodziejka, której starał się zaimponować z trudem powstrzymywała ziewnięcie.Następną grupkę stanowiły stare pomarszczone wie o zimnych, ciemnych oczach, odziane w złowieszczo wyglądają czarne szaty.Chichotały i pociągały piwo z przeźrocz szklanych kufli, w których najwyraźniej nie było dna.- To pierwsze dziecko jakie widziałam, które urodziło ze skrzydłami - rzuciła jedna z nich z ukontentowani- Fruwało po całej izbie, chichocząc, nicpoń jeden! Po wam, król o mało nie połknął swojej korony!Storm zostawiła je w tyle i minęła niewielką otwartą przestrzeń, gdzie słup bijącego w niebo dymu i kupka popiołu zdawały się świadczyć, iż niedawno przydarzył się tu nader gorący i fatalny w skutkach wypadek.W chwilę potem, znów znalazła się wśród tłumu magów.- Musisz zrozumieć, stara przyjaciółko, iż przybranie postaci smoka jest przeżyciem, które zmienia cię na zawsze.Wierzaj mi, że to co mówię, to prawda.- Mag w kraciastej różowo-fioletowej szacie, ozdobionej na mankietach i kołnierzu delikatnymi koronkami, na poparcie swych słów wysunął z ust długi, rozdwojony na końcu język.Ramiona i wierzchnią stronę dłoni czarodziejki, z którą rozmawiał, pokrywało gęste, białe futro.Jej skóra miała ciemniejszy odcień fioletu niż szata dotrzymującego jej towarzystwa maga.W odpowiedzi na jego dywagacje dotyczące przemiany w smoka wydała nader wymowne prychnięcie.Następnie Storm napotkała na swej drodze sześć olśniewająco pięknych półelfów, czarodziejek, które z pochylonymi nisko głowami rozprawiały o czymś potajemnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]