[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To zwierciad³a! - wybuch³a wiedŸma.- Nur Nemrut nas przywabi³! Nazatracenie!- Nikt go nigdy nie widzia³, prawda? - spokojnie ci¹g­nê³a Szarka.- NurNemruta, pana snów i przysz³oœci.Który objawia siê jedynie we wnêtrzuzwierciade³.Boga, który œni œwiat.Którego sen jest zak³adnikiem KrainWe­wnêtrznego Morza.a mo¿e to one s¹ zak³adnikiem jego snu? Pamiêtaszprzecie¿ tê przepowiedniê, ksiê¿niczko, o koñcu œwiata i odchodz¹cych bogach.Opowrocie Annyonne i przebudzeniu Nur Nemruta.Jadzio³ek zaskrzecza³ g³oœniej, za³opota³ skrzyd³ami.- Czego ty chcesz? - spyta³a cicho Zarzyczka.- Zajrzeæ przepowiedni w twarz.Nie obchodzi mnie przysz³oœæ.Moja przysz³oœæ.- A przysz³oœæ Krain Wewnêtrznego Morza? - z nie­oczekiwan¹ powag¹ spyta³nizio³ek.- Nie, karle - rudow³osa przymru¿y³a oczy.- Zbyt da­leko od domu zawêdrowa³am,¿eby na to odpowiedzieæ.Odpowiedzieæ cokolwiek.- Ja chcia³abym wiedzieæ - wyszepta³a Zarzyczka.-I wiêcej jeszcze.Chcia³abym,¿eby wszystko by³o jak kie­dyœ.Zwyczajnie.Jak nale¿y.¯eby powrócili¿mijowie.- Wiêc przypatruj siê zwierciad³om, ksiê¿niczko -cierpko odpar³a Szarka.- Choæto, co w nich zobaczysz, mo¿e nie przypaœæ ci do smaku.- A ja wcale nie jestem ciekawa - wiedŸma poprawi³a perukê.- Po co têprzysz³oœæ wyd³ubywaæ? ¯eby nam w oczy go³ym czerepem zaœwieci³a? L¿ej to nibykomu od tego, ¿e w³asny los zawczasu zna? Radoœniej?- Nie, nie radoœniej - mrukn¹³ posêpnie Szyd³o.- Ale u¿yteczniej.Bo podobnawiedza to nie tylko imiona ko­chanków, które g³upie dziewki zimow¹ por¹ z woskuwró­¿¹.Z wiedzy mo¿na zawczasu orê¿ wykuæ przeciwko z³u, które nadejdzie.- Nie, nie mo¿na! - zaprzeczy³a z niezrozumia³¹ z³o­œci¹ Szarka.- Bo taprzysz³oœæ i ta przepowiednia.Obie po równo zwichrowane, ¿eby je nag³azaraza ze¿ar³a!O czym oni rozprawiaj¹?, z panik¹ pomyœla³a ksiê¿ni­czka.Nie rozumiem, o czymrozprawiaj¹.- Przecie¿ sama mówi³aœ.- zaczê³a ze zdziwieniem wiedŸma.- G³upio, ¿e mówi³am! - przerwa³a rudow³osa.- A je­szcze g³upiej w tym miejscupowtarzaæ, co mówi³am.- Ja zaœ radbym us³yszeæ.Ja prosty trefniœ jestem, sk¹d mnie siê w podobnychrzeczach wyznawaæ? - nale­ga³ karze³.- Ale wyœcie wielka pani, w œwieciebywa³a.Tedy radbym od was us³yszeæ o zwichrowanych przepo­wiedniach.Zarzyczka pomyœla³a nagle, ¿e pod przymilnym g³osem dworskiego pochlebcy czaisiê coœ wiêcej.Szyderstwo.Nie­pokój.I jeszcze coœ, czego nie potrafi³arozpoznaæ.To nie jest zwyk³y weso³ek, pomyœla³a z przestrachem.Tu nic nie jest tym, czymsiê zdaje.Ani on, ani wiedŸma, ani kobieta w obrêczy dri deonema.Jesteœmycieniami we wnêtrzu zwierciade³.A ja.- dziewczyna o bladej twarzy znówspojrza³a na ni¹ ze zmêtnia³ego lustra - ja nie je­stem nawet cieniem.Jakbytego poranka owion¹³ mnie duszny sen.Siedzia³am przed zwierciad³em, przypomnia³a sobie.Siedzia³am przed wielkimsrebrnym zwierciad³em, które przyniesiono z komnat pani Jasenki.I niepotrafi³am ode-gnaæ myœli, ¿e jeszcze poprzedniego wieczoru wpatrywa³a siê w têsam¹ taflê ksi¹¿êca na³o¿nica, która próbowa³a mnie zabiæ.I mia³am uczucie,jakby spogl¹da³a ku mnie spoza g³adkiej, srebrzystej powierzchni.Jakby siêgdzieœ tam wci¹¿ jeszcze ko³ata³ jej obraz - wraz z odbiciem za­krzywionegoofiarnego no¿a.Potem w drzwiach stan¹³ Szyd³o.Dworski weso³ek.Le­dwo pamiêta³am go z ucztywyprawionej owego wieczora, gdy zjechaliœmy do cytadeli.Dziwny, ma³ycz³owieczek w ¿Ã³³tych rajtuzach, który fika³ kozio³ki przed naszym sto³em iœpiewa³ sproœne kuplety.Zdziwi³am siê, czego mo¿e chcieæ w mojej komnacie.Dlaczego s³u¿ebne pozwo­li³y mu wejœæ.Dlaczego nikt mnie nie uprzedzi³.Moja rêka wpó³ drogi do dzwonka na s³u¿bê.A potem Szyd³o powiedzia³ takim.dziwnym g³osem: „ChodŸ za mn¹, ksiê¿niczko."Puzderko ze skalmierskim pudrem, dar ksiê¿nej Egrenne, spad³o i rozprys³o siêna posadzce, kiedy odsunê­³am krzes³o.Chmura mlecznego py³u miêdzy mn¹ aodbi­ciem w lustrze.- A i miejsce sposobniejsze ciê¿ko bêdzie znaleŸæ - do­koñczy³ nizio³ek.-Gdzie¿ lepiej rozprawiaæ o przepowied­niach, jeœli nie w wie¿y Œni¹cego?- Nawet jeœli przys³uchuj¹ siê wam jego kap³ani? -spyta³a cicho ksiê¿niczka.- I byæ mo¿e nie tylko jego - wykrzywi³ siê nizio³ek.-Byæ mo¿e równie¿nieocenione bractwo Zird Zekruna zwietrzy³o okazjê.Ale nawet wówczas wartorzecz zrazu rozwa¿yæ.Bo potem czasu mo¿e zbrakn¹æ.Przez chwilê mierzyli siê z Szark¹ wzrokiem.Dwie pa­ry oczu.Zielone ibursztynowe.¯adne nie odwróci³o spoj­rzenia.Ale Szark¹ rozeœmia³a siêpierwsza.- Jeœli mnie tu zabij¹? - spyta³a, zaœ Zarzyczka znów poczu³a, jak w jej gardlenarasta zimny skurcz.Ba³a siê tej rudow³osej niewiasty.Swobody, z jak¹ mówi³ao œmier­ci.Tego nieludzkiego œmiechu.I jej ³ez, kiedy wiedŸma opowiada³a o losie sorelek.- To tako¿ mo¿e siê zdarzyæ - z powag¹ przytakn¹³ Szyd³o.- Sami rozumiecie, ¿ekap³ani bêd¹ chcieli was wypytaæ, a widzieliœcie, czego potrafi¹ dokazaæ skalnero­baki.Plugawa, paskudna œmieræ.Módlcie siê, by was nie spotka³a.- Zastanowi³eœ siê - powoli spyta³a Szark¹ - czym trzeba zap³aciæ za tak¹wiedzê? Za rozumienie przepo­wiedni? Powiadaj¹, ¿e œwiat jest pe³en wichrówwystar­czaj¹co silnych, by wymieœæ serce jednego œmiertelnika, karle.A ja ju¿straci³am zbyt wiele.- Wiem - równie powoli odpar³ nizio³ek.- I mogê za­p³aciæ.- Ale ja nie - uciê³a szorstko.Karze³ bez dalszych sporów ruszy³ za rudow³os¹.Wci¹¿ potrz¹sa³ g³ow¹ i coœ dosiebie mamrota³, ale prze­sta³ siê spieraæ.Jadzio³ek wyda³ przeci¹g³y, przenikliwy trel i Szark¹ stanê³a gwa³townie.Zarzyczka potknê³a siê, wpad³a na kar³a.Stali naprzeciw wysokiejzwierciadlanej tafli.Ksiê¿niczka mog³aby przysi¹c, ¿e wczeœniej jej nie by³o.Jakby ur¹gliwie wynurzy³a siê z powietrza o krok przed nimi.Odruchowo przytuli³a siê do wiedŸmy.Piegowata niewiastka dygota³a lekko, jejusta wykrzywi³y siê do p³aczu.- Pu³apki Nur Nemruta - szepnê³a niemal nies³yszalnie.- Jestem tu œlepa.niewidzê.nie widzê pu³apek.- Jadzio³ek widzi - Zwajka odrzuci³a w³osy z twarzy.-Mówi³am ju¿.I wszystko,cokolwiek przyjdzie.- Naprawdê zrobi³abyœ to? - przerwa³ Szyd³o.- Zrobi­³abyœ to dla wiedŸmy?- Wypróbuj mnie! - w g³osie Szarki zabrzmia³a nie­uchwytna, drapie¿na nuta.Zrobi³a jeszcze jeden krok ku zwierciad³u.Po³o¿y³a na nim rêce, powoliprzylgnê³a ca³ym cia³em.Jakieœ s³owo.Ciche jak oddech.Gdzieœ obok us³ysza³a chrapliwy, zduszony okrzyk wie­dŸmy.Jadzio³ek z ostrym wizgiem wzbi³ siê pod sam strop.Jego g³os chlasn¹³ksiê¿niczkê jak pejcz, zatamowa³ od­dech.A potem go us³ysza³a.Nie powinna tego robiæ - jego w³asna stodkokrwista rzecz - nie powinna ichprzyzywaæ, nie w tym miejscu.Ale tym razem nie potrafi³ jej powstrzymaæ.Zbytwiele niena­wiœci i strachu powracaj¹cego spoza snów.Ogieñ i krzyki, wszêdziewokó³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl