[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta noc kiedy Bubba umar³ by³a najgorsza w moim ¿yciu.Nasi nie mogli namprzyjœæ z pomoc¹, bo znów la³o jak z sikawki.¯Ã³³tki by³y tak blisko, ¿es³yszeliœmy ich jazgot, a w którymœ momencie rozgrza³a siê nawet walka rêcznamiêdzy nimi a pierszym plutonem.Rano wezwano samolot z napalmem, ale tebêcwa³y w górze rzucili to œwiñstwo niemal prosto na nas.Ch³opaki, poparzeni iosmaleni, wybiegli na otwart¹ przestrzeñ.Wszyscy mieli oczy wielkie jaktalerze, klêli w surowy kamieñ i robili w gacie ze strachu, a las p³on¹³ iognia by³o tyle, ¿e krople deszczu sch³y w powietrzu.Jakoœ w tym ca³ym zamieszaniu zosta³em postrzelony i to akurat w ty³ek.Nawetnie pamiêtam kiedy kula mnie trafi³a.Nic nie pamiêtam.Wszyscy pog³upieliœmy.I wszystko siê popieprzy³o.Zostawi³em gdzieœ karabin.Nie zale¿a³o mi na nim,na niczym mi nie zale¿a³o.Klap³em pod drzewem, skuli³em siê w k³êbek izaczê³em beczeæ.Nici z naszych planów, nici z kutra, Bubba nie ¿yje! To by³jedyny przyjaciel jakiego mia³em w ¿yciu, mo¿e oprócz Jenny Curran, ale z ni¹te¿ sprawê pochrzani³em.Gdyby nie mama pewno umar³bym pod tym drzewem — zesmutku, ze staroœci, od kuli, wszystko jedno.Po jakimœ czasie l¹duj¹ helikoptery co nam przylecia³y na pomoc.¯Ã³³tki znik³yprzestraszone t¹ bomb¹ napalmow¹.Pewno pomyœla³y sobie, ¿e lepiej nie zadawaæsiê z wariatami.No bo jak ktoœ jest tak zawziêty, ¿e rzuca bombê na swoich.Patrzê jak zabieraj¹ rannych do helikopterów.Nagle podchodzi do mnie sier¿antKranz, w³osy ma spalone do samej g³owy, mundur w strzêpach, wygl¹da jakby goktoœ wystrzeli³ z armaty.— Gump, spisa³eœ siê wczoraj na medal — mówi do mnie.Potem pyta siê czy chcê papierosa.Ja mu na to ¿e nie palê, wiêc kiwa ³bem imówi:— Gump, mo¿e nie jesteœ najbystrzejszym ¿o³nierzem, jakiego mia³em, ale napewno jesteœ jednym z najodwa¿niejszych.Chcia³bym mieæ setkê takich jak ty.Nastêpnie pyta siê czy bardzo mnie boli ty³ek.Mówiê ¿e nie, ale to nieprawda.— Gump — powiada do mnie.— Wiesz, ¿e armia odsy³a ciê z powrotem do domu?Nie odpowiadam tylko pytam siê go gdzie jest Bubba.Patrzy na mnie jakoœdziwnie.— Zaraz go przynios¹ — mówi.Pytam siê czy mogê lecieæ tym samym helikopterem coBubba.Na to sier¿ant Kranz ¿e nie, ¿e najpierw helikoptery zabieraj¹ ¿ywych, adopiero potem martwych którym ju¿ nic nie grozi.Dali mi zastrzyk z jakimœ œwiñstwem, po którym poczu³em siê lepiej.Alepamiêtam, ¿e chwyci³em sier¿anta za rêkaw i powiedzia³em mu:— Sier¿ancie, nigdy nie prosi³em pana o ¿adne przys³ugi ani nic, ale.czymo¿e pan sam wsadziæ Bubbê do helikoptera i przypilnowaæ, ¿eby mu siê niesta³a wiêksza krzywda?— Jasne, Gump.Mogê go nawet umieœciæ w pierwszej klasie.7Prawie dwa miesi¹ce spêdzi³em w szpitalu w Da Nang.Jeœli chodzi o sam szpitalto nie by³ zbyt okaza³y, ale mieliœmy ³Ã³¿ka z firankami przeciwko komarom, apod³ogi zamiatano dwa razy dziennie czego nie mo¿na powiedzieæ o poprzednichmiejscach gdzie mieszka³em.Mo¿ecie mi wierzyæ, w porównaniu ze mn¹ niektórzy byli naprawdê ciê¿koporanieni.Le¿eli tu biedaki bez r¹k i ramion i stóp i nóg; diabli wiedz¹ czegoim jeszcze brakowa³o.Le¿eli tacy co ich postrzelono w brzuch, w pierœ, wtwarz.W nocy wszyscy wyli, jêczeli, wo³ali swoje mamy — czu³em siê jak wjakiej sali tortur.Obok mnie le¿a³ facet co siê nazywa³ Dan.¯Ã³³tki wysadzi³y w powietrze jegoczo³g.Dan by³ ca³y poparzony, mia³ wszêdzie powtykane jakieœ rurki, ale anirazu nie s³ysza³em, ¿eby wy³ z bólu.Nie, mówi³ cicho i spokojnie i gdzieœ podwóch dniach skumplaliœmy siê ze sob¹.Dan pochodzi³ z Connecticut, by³nauczycielem historii i naucza³ w szkole kiedy nagle capli go do woja.A ¿e by³m¹dry wys³ali go do szko³y dla oficerów i zrobili z niego porucznika.Jeœlichodzi o rozum to wiêkszoœæ poruczników co ich zna³em niewiele siê ró¿ni³a odemnie.Ale Dan jest inny.Ma swoj¹ w³asn¹ filozofiê na temat tego dlaczego tujesteœmy: bo bronimy s³usznych racji, ale w nies³uszny sposób albo odwrotnie,ju¿ nie pamiêtam, rzecz w tym ¿e robimy to nie tak.Jako czo³gista uwa¿a zag³upotê, ¿e toczymy wojnê tam gdzie nie mo¿na u¿ywaæ czo³gów, bo teren jestgórzysty albo rozmok³y.Opowiadam mu o Bubbie i innych zabitych, a on kiwasmutno g³ow¹ i mówi, ¿e jeszcze wielu Bubbów umrze zanim siê to wszystkoskoñczy.Po tygodniu przenosz¹ mnie do innej czêœci szpitala gdzie le¿¹ ci co ju¿dobrzej¹, ale codziennie przychodzê na oddzia³ intensywny i odwiedzam Dana.Czasem gram mu na harmonijce, bo to lubi.Pewnego dnia dostajê od mamy paczkêz batonami, która wêdrowa³a za mn¹ w ró¿ne miejsca a¿ mnie wreszcie odnalaz³a.Chcia³em siê podzieliæ nimi z Danem, ale on móg³ jeœæ tylko przez te rurki.Rozmowy z Danem wywar³y bardzo du¿y wp³yw na moje ¿ycie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]