[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nici z naszych planów, nici z kutra, Bubba nie ¿yje! To by³jedyny przyjaciel jakiego mia³em w ¿yciu, mo¿e oprócz Jenny Curran, ale z ni¹te¿ sprawê pochrzani³em.Gdyby nie mama pewno umar³bym pod tym drzewem — zesmutku, ze staroœci, od kuli, wszystko jedno.Po jakimœ czasie l¹duj¹ helikoptery co nam przylecia³y na pomoc.¯Ã³³tki znik³yprzestraszone t¹ bomb¹ napalmow¹.Pewno pomyœla³y sobie, ¿e lepiej nie zadawaæsiê z wariatami.No bo jak ktoœ jest tak zawziêty, ¿e rzuca bombê na swoich.Patrzê jak zabieraj¹ rannych do helikopterów.Nagle podchodzi do mnie sier¿antKranz, w³osy ma spalone do samej g³owy, mundur w strzêpach, wygl¹da jakby goktoœ wystrzeli³ z armaty.— Gump, spisa³eœ siê wczoraj na medal — mówi do mnie.Potem pyta siê czy chcê papierosa.Ja mu na to ¿e nie palê, wiêc kiwa ³bem imówi:— Gump, mo¿e nie jesteœ najbystrzejszym ¿o³nierzem, jakiego mia³em, ale napewno jesteœ jednym z najodwa¿niejszych.Chcia³bym mieæ setkê takich jak ty.Nastêpnie pyta siê czy bardzo mnie boli ty³ek.Mówiê ¿e nie, ale to nieprawda.— Gump — powiada do mnie.— Wiesz, ¿e armia odsy³a ciê z powrotem do domu?Nie odpowiadam tylko pytam siê go gdzie jest Bubba.Patrzy na mnie jakoœdziwnie.— Zaraz go przynios¹ — mówi.Pytam siê czy mogê lecieæ tym samym helikopterem coBubba.Na to sier¿ant Kranz ¿e nie, ¿e najpierw helikoptery zabieraj¹ ¿ywych, adopiero potem martwych którym ju¿ nic nie grozi.Dali mi zastrzyk z jakimœ œwiñstwem, po którym poczu³em siê lepiej.Alepamiêtam, ¿e chwyci³em sier¿anta za rêkaw i powiedzia³em mu:— Sier¿ancie, nigdy nie prosi³em pana o ¿adne przys³ugi ani nic, ale.czymo¿e pan sam wsadziæ Bubbê do helikoptera i przypilnowaæ, ¿eby mu siê niesta³a wiêksza krzywda?— Jasne, Gump.Mogê go nawet umieœciæ w pierwszej klasie.7Prawie dwa miesi¹ce spêdzi³em w szpitalu w Da Nang.Jeœli chodzi o sam szpitalto nie by³ zbyt okaza³y, ale mieliœmy ³Ã³¿ka z firankami przeciwko komarom, apod³ogi zamiatano dwa razy dziennie czego nie mo¿na powiedzieæ o poprzednichmiejscach gdzie mieszka³em.Mo¿ecie mi wierzyæ, w porównaniu ze mn¹ niektórzy byli naprawdê ciê¿koporanieni.Le¿eli tu biedaki bez r¹k i ramion i stóp i nóg; diabli wiedz¹ czegoim jeszcze brakowa³o.Le¿eli tacy co ich postrzelono w brzuch, w pierœ, wtwarz.W nocy wszyscy wyli, jêczeli, wo³ali swoje mamy — czu³em siê jak wjakiej sali tortur.Obok mnie le¿a³ facet co siê nazywa³ Dan.¯Ã³³tki wysadzi³y w powietrze jegoczo³g.Dan by³ ca³y poparzony, mia³ wszêdzie powtykane jakieœ rurki, ale anirazu nie s³ysza³em, ¿eby wy³ z bólu.Nie, mówi³ cicho i spokojnie i gdzieœ podwóch dniach skumplaliœmy siê ze sob¹.Dan pochodzi³ z Connecticut, by³nauczycielem historii i naucza³ w szkole kiedy nagle capli go do woja.A ¿e by³m¹dry wys³ali go do szko³y dla oficerów i zrobili z niego porucznika.Jeœlichodzi o rozum to wiêkszoœæ poruczników co ich zna³em niewiele siê ró¿ni³a odemnie.Ale Dan jest inny.Ma swoj¹ w³asn¹ filozofiê na temat tego dlaczego tujesteœmy: bo bronimy s³usznych racji, ale w nies³uszny sposób albo odwrotnie,ju¿ nie pamiêtam, rzecz w tym ¿e robimy to nie tak.Jako czo³gista uwa¿a zag³upotê, ¿e toczymy wojnê tam gdzie nie mo¿na u¿ywaæ czo³gów, bo teren jestgórzysty albo rozmok³y.Opowiadam mu o Bubbie i innych zabitych, a on kiwasmutno g³ow¹ i mówi, ¿e jeszcze wielu Bubbów umrze zanim siê to wszystkoskoñczy.Po tygodniu przenosz¹ mnie do innej czêœci szpitala gdzie le¿¹ ci co ju¿dobrzej¹, ale codziennie przychodzê na oddzia³ intensywny i odwiedzam Dana.Czasem gram mu na harmonijce, bo to lubi.Pewnego dnia dostajê od mamy paczkêz batonami, która wêdrowa³a za mn¹ w ró¿ne miejsca a¿ mnie wreszcie odnalaz³a.Chcia³em siê podzieliæ nimi z Danem, ale on móg³ jeœæ tylko przez te rurki.Rozmowy z Danem wywar³y bardzo du¿y wp³yw na moje ¿ycie.Niby nikt nie wymaga,¿eby kretyn czy idiota mia³ jak¹œ filozofiê ¿yciow¹, ale mo¿e dlatego nigdy¿adnej nie mia³em, bo nikomu nie chcia³o siê ze mn¹ o tym rozmawiaæ.Danwierzy, ¿e wszystko co siê nam przydarza i w ogóle wszystko co siê wokó³ dziejejest wynikiem naturalnych praw, które rz¹dz¹ wszechœwiatem.Ca³a ta jegofilozofia jest bardzo skomplikowana, ale coœ z niej do mnie dotar³o i od tejpory zaczê³em wszystko widzieæ innym okiem.Wczeœniej by³em jak pijany we mgle i nic nie kapowa³em.A to to siê wydarza³o,a to tamto, potem jeszcze coœ i zwykle ani jedno ani drugie ani trzecie niemia³o sensu.Ale Dan mi wyt³umaczy³, ¿e wszystko jest czêœci¹ jakby wiêkszejogólnej ca³oœci, ¿e taki jest porz¹dek rzeczy i ka¿dy musi odnaleŸæ swojemiejsce w œwiecie i ¿yæ z nim w zgodzie.Dopiero jak to pojma³em wszystko sta³osiê dla mnie znacznie zrozumialsze.W ka¿dem razie w nastêpnych tygodniach szybko wracam do zdrowia i ty³ek ³adniemi siê goi.Lekarz mówi, ¿e mam skórê jak rosono¿ec czy ktoœ taki.Jest tu wszpitalu œwietlica i któregoœ dnia z nudów sobie do niej polaz³em.Patrzê, a tam dwóch ch³opaków gra w ping-ponga.Po jakimœ czasie pytam siê czyte¿ móg³bym zagraæ, a oni na to ¿e jasne.Z pocz¹tku zdobywali punkty, alepotem pobi³em ich obu.— Szybki jesteœ jak na takiego dryblasa — oznajmi³ jeden jak skoñczyliœmy graæ.Nic na to nie powiedzia³em, ale od tej pory stara³em siê graæ codziennie imo¿ecie mi wierzyæ albo nie, wkrótce by³em ca³kiem dobry w te klocki.Popo³udniami odwiedza³em Dana, ale przedpo³udnia mia³em dla siebie i mog³emrobiæ co mi siê ¿yŸnie podoba.Takim zdrowszym jak ja pozwalali nawet wychodziæze szpitala
[ Pobierz całość w formacie PDF ]