[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie mnie oklas­kuj¹ i nic ich nie obchodzi, ¿e jestem idiota.Kurde, ¿ebyœcie s³yszeli te brawa, kiedy pokona³em Ban­kiera! Facet mia³poprzyklejane do cia³a studolarowe ban­knoty.Albo kiedy za³o¿y³em wózek naPancernika i zdo­by³em pas i tytu³ mistrza Wschodniego Wybrze¿a.Albo kiedywalczy³em z Herkulesem, który wa¿y³ dwieœcie kilo, ubrany by³ w lamparci¹ skórêi mia³ manczugê z masy papierowej.Któregoœ dnia Jenny wraca z pracy i mówi:— Forrest, musimy powa¿nie porozmawiaæ.Wyszliœmy na spacer nad taki ma³ystrumyk i usiedliœmy nad wod¹.— Forrest, chyba ju¿ czas najwy¿szy skoñczyæ z za­pasami.— Dlaczego? — pytam siê chocia¿ wiem co mi powie.— Bo mamy prawie dziesiêæ tysiêcy dolarów, dwa razy wiêcej ni¿ potrzeba narozkrêcenie interesu.Nie rozumiem, dlaczego upierasz siê, ¿eby walczyæ cosobota i robiæ z siebie idiotê.— Nie robiê z siebie idioty — mówiê.— A walczê, bo jestem to winien kibicom.Oni za mn¹ szalej¹.Nie mogê tak po prostu odejœæ.— Gówno prawda — mówi Jenny.— Nikomu nic nie jesteœ winien, a ci twoi kibiceto banda pomyleñców! Tylko pomyleñcy p³aciliby forsê za ogl¹danie takichg³upot.Co to za pomys³, ¿eby doroœli faceci uganiali siê po ringu widiotycznych przebraniach i udawali, ¿e ³ami¹ sobie gnaty! I ¿eby nazywali siêWarzywo, Balas czy Osio³, tak jak ty?— Co w tym z³ego? — pytam.— Myœlisz, ¿e mi przyjemnie, ¿e facet, którego kocham, jest powszechnie znanyjako Osio³ i w ka¿d¹ sobotê pub­licznie robi z siebie poœmiewisko? I ¿e wdodatku trans­mituje to telewizja?— Ale telewizja mi p³aci — mówiê.— Mam gdzieœ ich forsê! — wo³a Jenny.— Po co nam wiêcej forsy!— Jak to po co? Przecie¿ ka¿dy chce mieæ wiêcej forsy.— Ale nie jest nam do niczego potrzebna — mówi Jen­ny.— Chcia³abym, ¿ebyœmymogli sobie ¿yæ spokojnie, ¿ebyœ ty mia³ normalne zajêcie, takie jak choæby tahodowla krewetek.¯ebyœmy mieszkali w domku z ogródkiem, mieli psa, mo¿edzieci.Trochê siê otar³am o s³awê, kiedy œpie­wa³am ze Zbitymi Jajami i coœci powiem.Wcale nie by³am szczêœliwa.Psiakrew, Forrest, nied³ugo skoñczêtrzydzieœci piêæ lat.Chcê siê ustabilizowaæ.— S³uchaj — mówiê — to ode mnie powinno zale¿eæ kiedy mam rzuciæ zapasy, nie?Nie bêdê siê przecie¿ wiecznie si³owa³, ale chcia³bym jeszcze trochêpowalczyæ.A Jenny na to:— W porz¹dku, ale uprzedzam, ¿e ja z kolei nie bêdê wiecznie na ciebie czeka³a.Nie wierzy³em, ¿e mówi serio.20Po tej rozmowie stoczy³em dwie walki i oczywiœcie obie wygra³em, a potemktóregoœ dnia Mike wezwa³ mnie i Dana do swojego biura.— S³uchaj, Forrest — mówi — w sobotê bêdziesz walczy³ z Profesorem.— Co to za jeden? — pyta Dan.— Z Kalifornii.Jest tam prawdziw¹ gwiazd¹, zdoby³ tytu³ mistrza ZachodniegoWybrze¿a.— W porz¹dku — mówiê.— Mogê z nim walczyæ.— Ale jest pewien haczyk — powiada Mike.— Tym razem, Forrest, musisz przegraæ.— Przegraæ?— Przegraæ — powtarza Mike.— S³uchaj, wygrywasz co sobota od wielu miesiêcy.Nie wiesz, ¿e czasem trzeba przegraæ, ¿eby nie straciæ popularnoœci?— Jak to?— Ludzie nie lubi¹, jak ktoœ ci¹gle wygrywa.Proste jak drut.Nastêpnym razembardziej bêd¹ ciê oklaskiwaæ.— Nie podoba mi siê — mówiê.— Ile dostanie? — pyta siê Dan.— Dwa tysi¹ce zielonych.— Nie podoba mi siê — powtarzam.— Dwa tysi¹ce to kupa szmalu — mówi Dan.— Ale i tak mi siê nie podoba.Jednak siê zgodzi³em.Jenny dziwnie siê ostatnio zachowuje, ale myœlê, ¿e to nerwy albo co.Pewnegodnia wraca do domu i mówi:— Forrest, ja ju¿ nie dajê rady.Proszê ciê, nie walcz wiêcej, dobrze?— Muszê.Umówi³em siê na sobotê.Mam przegraæ.— Przegraæ?Wiêc jej wszystko t³umaczê, tak jak mi to t³umaczy³ Mike, a wtedy ona:— Niech ciê gêœ kopnie, Forrest, tego ju¿ za wiele!— To moje ¿ycie! — mówiê chocia¿ sam dobrze nie wiem o co mi chodzi.Dzieñ czy dwa póŸniej Dan wraca z miasta i mówi, ¿e musimy o czymœ pogadaæ.Pytam siê co jest grane.— Myœlê, ¿e faktycznie czas siê wycofaæ — mówi.— Po pierwsze Jenny siêwœcieka, a po drugie chyba ju¿ pora rozkrêciæ ten krewetkowy interes.Wdodatku mam pomys³ jak to zrobiæ, to znaczy wycofaæ siê, a przy okazji niecosiê ob³owiæ.— Jak?— Rozmawia³em na mieœcie z takim jednym goœciem.Facet jest bukmacherem.Wszyscy ju¿ wiedz¹, ¿e w tê sobotê przer¿niesz z Profesorem.— No wiêc?— No wiêc co by by³o, gdybyœ wygra³?— Wygra³?— Roz³o¿y³ go na ³opatki!— To by by³o, ¿e Mike by³by z³y — mówiê.— Pieprz Mike'a! — Dan na to.— S³uchaj, pomys³ jest taki.Bierzemy naszedziesiêæ tysiêcy dolców i stawiamy na ciebie, dwa do jednego.Jak z³oisz ty³ekProfesorkowi, bê­dziemy mieli dwadzieœcia patoli! Co ty na to?— Ale wtedy Mike mnie siê dobierze do ty³ka.— E tam! WeŸmiemy forsê i w nogi.Zwiejemy z mias­ta — przekonuje mnie Dan.—Wiesz, co to znaczy dwa­dzieœcia patoli?! Za³o¿ymy interes z krewetkami ijeszcze nam zostanie kupa szmalu.Zreszt¹ i tak ju¿ najwy¿szy czas, ¿ebyœ da³sobie z tym spokój.Myœlê sobie: Dan jest moim mena¿erem, Jenny te¿ mó­wi³a, ¿e powinnem wycofaæsiê z zapasów, w dodatku dwa­dzieœcia patoli piechot¹ nie spaceruje.— Wiêc jak?— Zgoda — mówiê.— Zgoda.Nadchodzi wielki dzieñ.Walka z Profesorem ma siê odbyæ w Fort Wayne.Mikeprzyjecha³ po nas samochodem, jest na dole i tr¹bi, ¿ebyœmy schodzili.Pytamsiê Jenny czy jest gotowa.— Nie jadê.Obejrzê wszystko w telewizji.— Musisz jechaæ — mówiê i proszê Dana, ¿eby wyjawi³ jej nasz plan.Wiêc Dan wyjaœnia coœmy postanowili i t³umaczy jej, ¿e musi jechaæ, bo inaczejkto nas odwiezie do Indianapolis jak roz³o¿ê Profesorka?— ¯aden z nas nie prowadzi — mówi — a ktoœ powinien czekaæ w wozie pod hal¹,¿ebyœmy mogli szybko wróciæ po wygrany szmal, a potem daæ dyla z miasta.— Nie chcê mieæ z tym nic wspólnego — powiada Jenny.— Przecie¿ to dwadzieœcia patoli! — wo³am.— Tak, ale nieuczciwie zarobionych — mówi Jenny.— A to, ¿e zwyciêstwa i pora¿ki s¹ z góry ukartowane, jest uczciwe? — pyta Dan.— Nie jadê — powtarza Jenny.Mike znów tr¹bi.— Dobra — mówi Dan.— Zobaczymy siê, kiedy bêdzie po wszystkim.— Powinniœcie siê wstydziæ! — wo³a za nami Jenny.— Ciekawe, czy na widok dwudziestu patoli nadal bê­dziesz zadzieraæ nosa? —odburkuje Dan.I ruszamy w drogê.W czasie jazdy do Fort Wayne siedzê cicho jak trusia pod miot³¹, bo mi ³yso ¿ezamierzamy okantowaæ Mike'a.Nie tratowa³ mnie Ÿle, ale z drugiej strony — jakto zauwa­¿y³ Dan — zarobi³ na mnie kupê szmalu, wiêc w sumie wyjdziemy naremis.Kiedy wchodzimy na salê piersza walka ju¿ trwa: Wró¿ka daje w koœæ Herkulesowi.Potem maj¹ siê naparzaæ cztery karlice.Schodzimy do szatni i wk³adam kostium.Dan tym­czasem ka¿e komuœ zadzwoniæ i zamówiæ taksówkê, ¿eby czeka³a zw³¹czonym silnikiem.Wal¹ w moje drzwi, ¿e pora ruszaæ.Profesor i ja stano­wimy gówna atrakcjêwieczora.No dobra [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl