[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W koncu kazdainnosc zaczyna sie powtarzac: kolejne wzgórze, kolejna rzeka, kolejnymezczyzna, nastepny dzien.Stopy zaczynaja zataczac obszerny, obszerny krag.Wciele budza sie wspomnienia rzeczy wyuczonych w domu, ozywa imperatywnieruchomosci.Swiadomego postrzegania.Swiadomosci drobiny piasku pod stopa.Swiadomosci skóry, dotykajacej owej drobiny, dotyku i aromatu powietrzamuskajacego policzek, promieni slonca pionowo, ukosnie i zmiennieprzenikajacego atmosfere; barwy traw porastajacej zbocza wzgórz za rzeka,doznan duszy i ciala, migotliwej kaskady fal i kolorów w przeuroczych mrokachglebin, nieskonczenie ruchomej, zmiennej i ciagle nowej.W koncu wiec wrócilam do domu.W którym nie bylo mnie od mniej wiecej czterechlat.Hyuru, po wyprowadzce od matki, zamieszkala w naszym domu.Nie wyruszyla nawlóczege, zaczela jednak bywac w Dolinie Potoku Czerwonej Skaly i zaszla wciaze.Bylam rada, ze zamieszkala w naszej dawnej sadybie.Jedynym pustym domembyl teraz na poly zrujnowany, stojacy obok gospodarstwa Hedimi.Postanowilamzbudowac nowy.Wykopalam kolisty dól, siegajacy mi po piers i ta praca zajelami wieksza czesc lata.Wycielam galazki, poprzeplatalam je i solidnie, odsrodka i z zewnatrz, wylepilam blockiem.Pamietam, jak wiele lat temu wykonywalam taka sama prace pod okiem matki, którapowiedziala: "Dobrze! Doskonale ! "Nie zadaszylam budowli, gorace wiec slonce lata przemienilo blocko w wyschnietagline.Potem, przed nadejsciem pory deszczowej, trzema warstwami pokrylam domstrzecha z trzciny, mialam bowiem dosc mokniecia przez cala zime.Mój babikrag przypominal raczej prosta anizeli krag, domy bowiem ciagnely siebrzegiem rzeki na dystansie plus minus trzech kilometrów; mój dom, polozony wgóre rzeki wzgledem pozostalych, sporo te prosta wydluzyl.Ledwie od siebiewidzialam dym z kominka Hyuru.Wkopalam sie w naslonecznione zbocze, z dobrymodwodnieniem.To wciaz jest bardzo dobry dom.Zaczelam wiesc osiadly zywot.Nieco czasu poswiecalam zbieractwu, ogrodnictwu,naprawom i wszystkim tym nudnym powinnosciom codziennego zycia, nieco zas -spiewom i przemysliwaniu piesni i opowiesci poznanych tu, w domu, ale równiezzapamietanych ze statku.Szybko odgadlam, dlaczego kobiety chetnie podsylajaswoje dzieci, by ich sluchaly, piesni bowiem i opowiesci sa po to, zeby ichsluchano i wysluchiwano.- Sluchajcie - mawialam do dzieci z babiegokregu.To pojawialy sie, to czmychaly jak mniejsze i wieksze rybki w rzece, jedno,dwoje, piecioro, w róznym wieku, mali i wieksi.Kiedy przychodzily, spiewalam iopowiadalam, gdy umykaly - pograzalam sie w milczeniu.Czasem udzielalam sie wspiewaczym kregu, zeby ze starszymi dziewczetami podzielic sie wiedza zdobyta wczasie wlóczegi.Do tego ograniczaly sie moje dzialania, nalezy jednakwspomniec, ze zawsze wychodzilam ze skóry, zeby miec swiadomosc wszystkiego, corobie.Dzieki samotnosci dusza broni sie przed uprawianiem magii i padaniem jejofiara; dzieki swiadomosci unika monotonii i znudzenia.Nic nie nudzi, jesli tocos postrzega sie swiadomie.Moze irytowac, ale nie nudzi.Przyjemnoscpozostaje przyjemnoscia, dopóki ma sie swiadomosc, ze nia jest.Moim zdaniemzachowywanie swiadomosci to najtrudniejsze z zadan, jakie spoczywaja przeddusza.Pomagalam Hyuru przy jej dziecku - dziewczynce - i bawilam sie z nim.Potem, poparu latach, usunelam modul antykoncepcyjny ze swojego prawego ucha.Poniewazpozostalo po nim niewielkie wglebienie, rozpalona igla przebilam w tym miejscumalzowine na wylot i zawiesilam tam klejnocik, który podczas wedrówki znalazlamw ruinach.Nosilam go podczas wypraw zbierackich.Trzymalam sie z dala odDoliny Czerwonej Skaly.Mieszkajacy tam mezczyzna zachowywal sie tak, jakbymial do mnie wylaczne prawo.Nadal go lubilam, ale nie budzila we mnie zachwytuaura magii, jaka roztaczal, jego fantazja i wladza, jaka nade mna zyskal.Ruszylam na wzgórza, ku pólnocy.Mniej wiecej w tym czasie, kiedy wrócilam, w Pólnocnym Domu osiadlo dwóchmlodych mezczyzn.Czesto z chlopiecych grup ich czlonkowie wychodza parami,utrzymujac zwiazek po opuszczeniu Terytorium.Zwieksza to ich szanse naprzetrwanie.Czasem ten zwiazek ma charakter seksualny, czasem nie, czasemtrwa, czasem sie rozpada.Jeden z tworzacych te pare mlodzienców odszedlzeszlego lata z pewnym mezczyzna.Ten, który pozostal, nie byl przystojny,niemniej jednak zwrócilam na niego uwage.Mial w sobie rodzaj dobroci i opiekunczosci, która mi sie podobala.Byl krepy,mial krótkie i mocarne ramiona.Troche sie do niego zalecalam, ale byl ogromniewstydliwy.Tego dnia Rozsrzebrzonej Pory Roku, gdy nad rzeka rozsnuly sie mgly,dostrzegl klejnot w moim uchu i jego oczy wyraznie sie zaokraglily.- Ladny, prawda? - zapytalam.Przytaknal.- Nosze go, zebys zwrócil na mnie uwage.A kiedy nie umial przezwyciezyc swojej powsciagliwosci, dodalam:- Rozumiem, powiedz szczerze, jesli sprawia ci przyjemnosc tylko seks zmezczyznami.- Nie sadzilam zreszta, by moja diagnoza byla prawidlowa.- Alez nie - odparl.- Nie, nie.- Zajaknal sie i jak blyskawica cofnalsciezka.Obejrzal sie jednak przez ramie, powoli podazylam za nim, niepewna czychce mnie, czy tez chce mnie splawic.Czekal na mnie przed malenkim domkiem,tak obroslym czerwoncami, ze praktycznie wsród nich niewidocznym.W srodkuurzadzil legowisko ze sprezystych, slodkich traw, pachnacych latem.- Prosze - powiedzial, stojac na zewnatrz, a potem bardzo powoli wszedl dosrodka.- Zrobilem to dla ciebie - dodal.- A teraz zrób mi dziecko - odparlam.Zrobil moze tego dnia, moze nastepnego.A teraz powiem wam, dlaczego po tylulatach wezwalam statek, nawet nie wiedzac, czy wciaz zegluje pomiedzyplanetami, i poprosilam, by ladownik spotkal sie ze mna na ziemi jalowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]