[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ch³opiec wyczuwa³ wiêcej.Mikael wykrzykn¹³ nagle:- A dziadek? Przez tyle lat mia³em nadziejê, ¿e ujrzê gojeszeze raz.Czy.- Nie, nie przyby³eœ za póŸno - odpar³a Liv ciep³o,- Ojciec twego ojca, a mój brat Are spoczywa ciê¿koranny w s¹siednim pokoju.Kiedy byli w lesie, zwali³o siêna niego drzewo.- Zaczynam coœ podejrzewaæ - rzek³ w zamyœleniuMikael.- Kiedy to siê sta³o?- Nied³ugo up³ynie miesi¹c.Zastanowi³ siê, w koñcu pokiwa³ g³ow¹:- Tak, to wtedy Dominik powiedzia³, ¿e musimyniezw³ocznie wyruszyæ.S¹dzi³em, ¿e chodzi mu o mnie.Teraz odezwa³ siê Mattias.- Zauwa¿yliœmy, ¿e nie jesteœ ca³kiem zdrowy, Mikaelu.Czy to coœ powa¿nego? - zapyta³ swym ³agodnym g³osem.Mikael zerkn¹³ na syna i machn¹³ rêk¹.- Nie, chyba nie.Zrozumieli.- Jest jeszeze coœ, o czym powinieneœ wiedzieæ - wtr¹-ci³ Brand.- Tragedia w lesie bardzo nas dotknê³a.Synciotki Liv, Tarald, usi³owa³ wyci¹gn¹æ mego ojca spodwal¹cego siê pnia.Mikael przenosi³ wzcok z jednego na drugiego.- A wiêc on.?- Tak, nie zd¹¿y³ uskoczyæ.Odwróci³ siê do Mattiasa.- Twój ojciec? I.twój m¹¿, Irjo, prawda?Irja odpar³a spokojnie:- Tarald spoczywa w ziemi ju¿ od trzech tygodni.¯alpo jego stracie zmieni³ siê z pal¹cej rany w piêknewspomnienie.Teraz robimy wszystko, co w naszej mocy,by uratowaæ wuja Arego.Liv wsta³a.- ChodŸcie obaj.Chcê byæ œwiadkiem spotkania Aregoz jego wnukiem i prawnukiem ze Szwecji.Czuwa nad nimMatylda, ¿ona Branda.Zmieniamy siê przy jego ³o¿u.Och, od dwudziestu lat marzy³ o tym dniu! By³ zroz-paczony, ¿e bêdzie musia³ odejœæ nie zobaczywszy' siêz tob¹.- A wiêc.nie ma nadziei?Obawiam siê, ¿e nie - westehnê³a Liv.Wszyscy, ktrirzy tylko mogli siê pomieœciæ, zgromadzi-li siê w sypiaIni, która kiedyœ nale¿a³a do Tengela i Silje,a póŸniej do Tarjeia, ojca Mikaela.Kobieta, która mog³aby uosabiaæ sam¹ Matkê Ziemiê,wsta³a i cicho pozdrowi³a przyby³ych.Are le¿a³ w ³o¿u nieruchomo.Twarz mia³ bia³¹ niemaltak samo jak brodê i w³osy.Tylko ciemne oczy gorza³y.- Are - powiedzia³a Liv ze wzruszeniem.Masz goœci.Starzec popatrzy³ na Mikaela.Przenicis³ wzrok naDominika i znów na Mikaela.Wszyscy milczeli.- Witaj, dziadku cicho odezwa³ siê Mikael.Oczy Arego wype³ni³y siê ³zami.Wyci¹gn¹³ rêkê i uj¹³d³oñ wnuka.- Wiedzia³em, ¿e pewnego dnia przybêdziesz powie-dzia³.- Ba³em siê tylko, czy nie za póŸno.Szuka³em ciê,mój ch³opcze.Gor¹co pragn¹³em tu przyjechaæ - odrzek³ Mikael.- Wojna nam przeszkodzi³a.Are z trudem dobywa³ s³Ã³w.Niech Bóg Ciê b³ogos³awi - powtarza³ raz za razem.- Niech Bóg ciê b³ogos³awi! A to musi byæ twój syn?Widzê, ¿e to prawdziwe dzieciê Ludzi Lodu.- Tak, to Dominik.Jego matka jest Francuzk¹, dlategonosi takie imiê.- Ona nie przyjecha³a?- Tym razem nie.Anette.Co mo¿e teraz robiæ? Wyp³akuje oczy w ra-mionach Henri'ego? Szybko siê pocieszy.Kiedy tylkoDominik wróci, znikn¹ wszystkie jej troski.Mikaelu, musisz nam opowiedzieæ o swoim ¿yciu- poprosi³a Gabriella.- Nie teraz - sprzeciwi³a siê Liv.- Jest bardzozmêczcmy, ch³opiec te¿ musi iœæ spaæ.- Mog¹ zamieszkaæ w pokoju obok - zaproponowa³Are.Chcê, ¿eby byli w pobli¿u.A jutro bêdziemyrozmawiaæ, ca³a nasza rodzina.Tylko nie zapomnijcieo mnie, pragnê braæ udzia³ we wszystkim.W jego naznaczunych œmierci¹ oczach pojawi³ siênowy blask.Rzeczywiœcie byli bardzo zmêczeni, i Dominik, i Mika-el.Z trudem przetrwali wieczerzê, choæ rodzina by³awyrozumia³a; nie zadawano zbyt wielu pytañ.Nareszcie le¿eli ju¿ w krótkich ³Ã³¿kach w starej czêœciLipowej Alei.Znajdowali siê w izbie, w której panowa³ nieuchwytny,trudny do okreœlenia nastrrij.Mikael nie móg³ siê zorien-towaæ, na czym on polega.Pokój tak mu siê spodoba³, ¿ezapomnia³ przys³oniæ czymœ ma³e okienka.Noc by³a spokojna.Dominik oddycha³ równo, pogr¹¿o-ny w g³êbokim œnie.Mikael poczu³, jak ogarnia go spokój,mia³ wra¿enie, ¿c jego cia³o staje siê coraz ciê¿sze i za chwilêani ³Ã³¿ko, ani pod³oga nie wytrzymaj¹ jego ciê¿aru.By³ w domu.Serce wype³nia³a mu radoœæ na myœlo rodzinie, która przyjê³a go tak naturalnie, tak serdecz-nie.Cieszy³ siê na jutrzejszy dzieñ.Nagle us³ysza³, ¿e Dominik œmieje siê przez sen,chichocze, jakby z kimœ rozmawia³.By³o to bardzozabawne.Trwa³o ju¿ od d³u¿szej chwili, a teraz ch³opczykzacz¹³ mamrotaæ jakieœ niezrozumia³e s³owa.Wkrótcejednak siê uspokoi³.W pokoju zapanowa³a szczególna, charakterystycznadla póŸnej nocy cisza.Z przera¿eniem Mikael poczu³, ¿e znów otwiera siêprzed nim ogromna, nieskoñczona przepaœæ, ciemniejszaniŸli noc, a w niej rozlegaj¹ siê g³uche odg³osy uderzeñw bêben.Wiedzia³, ¿e to jego serce tak ³omocze.Zamkn¹³ oczy, by nic nie widzieæ, ale na pró¿no.Wizjapochodzi³a bowiem z g³êbi jego mózgu, a wokó³ panowa³czarny jak wêgiel mrok.Wiedzia³, ¿e to jest tam, w ciemnoœci, bardzci blisko.Tak blisko, ¿e gdyby odwa¿y³ siê wyci¹gn¹æ rêkê, móg³bytego dotkn¹æ.O tak, dobrze wtedzia³, co to jest.Zdawa³ sobie z tegosprawê ju¿ od dawna.Nadal jednak nie œmia³ nadaæ temuimienia.Takie kusz¹ce, miêkkie i fascynuj¹ce.Spokój.Bezgraniczny spokój.Dominik!Myœl o ch³opcu powstrzymtwa³a go przed najgor-szym.To coœ szarpa³o nim a¿ do bólu.Strach spowoduwa³, ¿e krople potu zaczê³y perliæ siê najego czole, serce wali³o oszala³ym rytmem.Bo¿e, pozwól mi tego unikn¹æ! Jestem teraz szczêœ-liwy, wróci³em do domu, do swoich.Moj syn mniepotrzebuje.Nie mam ju¿ si³, to mnie niszczy, œci¹ga w dó³,coraz g³êbiej i g³êbiej a¿ do wielkiej nicoœci.ROZDZIA£ XIMikael obudzi³ siê nieprzyzwoicie póŸno.Z pocz¹tkunie móg³ siê zorientowaæ, gdzie jest.Niski sufit, zbity-z grubych bali, œciany z belek.Bardzo stara, ale przytulnaizba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]