[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeœli nawet fakt, ¿e rebeliancki szpieg móg³siê swobodnie poruszaæ po terytorium Imperium, wyda³ siê ma³emu cz³owieczkowi dziwny, to nie da³ on tego po sobie poznaæ.- A co z tym drugimmê¿czyzn¹, panie gubernatorze? Z tym, który towarzyszy³ Skywalkerowi?Staffa wyd¹³ wargi.Cena za g³owê Talona Karrde'a wynosi³a obecnie niemalpiêædziesi¹t tysiêcy - mnóstwo pieniêdzy nawet dla cz³owieka, który otrzymywa³pensjê gubernatora planety i mia³ dodatkowe, zwi¹zane z t¹ funkcj¹, wp³ywy.Odsamego pocz¹tku wiedzia³, ¿e przyjdzie taki dzieñ, gdy w jego najlepszyminteresie bêdzie le¿a³o to, by zerwaæ ³¹cz¹ce go z Karrde'em potajemne stosunkihandlowe.I mo¿e to by³ w³aœnie ten moment.Ale nie, nie teraz, gdy galaktyka wci¹¿ by³a objêta wojn¹.Mo¿e póŸniej, kiedyzwyciêstwo stanie siê bardziej oczywiste i bêdzie mo¿na polegaæ na prywatnychŸród³ach dostaw.Ale jeszcze nie teraz.- Ten drugi mê¿czyzna jest bez znaczenia - oznajmi³ Fingalowi.-To specjalny agent, którego wys³a³em, by pomóg³ nam wystawiæ tego37szpiega Rebeliantów.Nie zawracaj sobie nim g³owy.A teraz do roboty: zakoduj iwyœlij tê wiadomoœæ.- Tak jest, panie gubernatorze - rzek³ podw³adny i ruszy³ w stronê wyjœcia.Drzwi siê rozsunê³y.A kiedy Fingal w nich znika³, Staffie wyda³o siê, ¿e woczach ma³ego cz³owieczka pojawi³ siê na u³amek sekundy dziwny b³ysk.Ale tomusia³ byæ efekt padaj¹cego z sekretariatu œwiat³a.Oprócz niez³omnejlojalnoœci wobec swego gubernatora, najwa¿niejsz¹ zalet¹ Fingala by³ ca³kowitybrak wyobraŸni.Staffa wzi¹³ g³êboki oddech, staraj¹c siê zapomnieæ o Fingalu, rebe-lianckichszpiegach, a nawet wielkich admira³ach.Rozpar³ siê wygodnie na krzeœle izacz¹³ planowaæ, jak wykorzysta now¹ partiê towaru, któr¹ ludzie Karrde'aw³aœnie roz³adowywali na l¹dowisku.ROZDZIA£Powoli, jakby wspinaj¹c siê po d³ugich, ciemnych schodach, Mara Jadê obudzi³asiê z g³êbokiego snu.Otworzy³a oczy, rozejrza³a siê po ³agodnie oœwietlonympokoju i zaczê³a siê zastanawiaæ, gdzie siê, u licha, znajduje.By³o to niew¹tpliwie pomieszczenie szpitalne: œwiadczy³y o tym monitoryinformuj¹ce o aktualnym stanie chorego, sk³adane przepierzenia i inne ³Ã³¿kawielofunkcyjne, stoj¹ce wokó³ tego, na którym sama le¿a³a.Ale to nie by³szpital Karrde'a - a przynajmniej nie ten, który zna³a.Jednak¿e wystrój pomieszczenia wyda³ jej siê dziwnie znajomy.By³a tostandardowa imperialna sala rehabilitacyjna.Wygl¹da³o na to, ¿e w tej chwili jest sama, ale wiedzia³a, ¿e to nie potrwad³ugo.Po cichu zsunê³a siê z ³Ã³¿ka i uklêk³a na pod³odze, staraj¹c siêjednoczeœnie oceniæ swój stan fizyczny.Nie odczuwa³a ¿adnego bólu ani zawrotówg³owy.Nie dostrzeg³a te¿ wyraŸnych œladów obra¿eñ.Na³o¿ywszy kapcie i le¿¹cyprzy ³Ã³¿ku szlafrok, ruszy³a w stronê drzwi.Przygotowa³a siê psychicznie nato, ¿e uciszy albo obezw³adni ewentualn¹ stra¿, która mog³aby siê za nimiczaiæ.Dotknê³a automatycznej blokady i kiedy drzwi siê rozsunê³y, jednymskokiem znalaz³a siê w przedpokoju.Zatrzyma³a siê raptownie, nieco zdezorientowana.O, czeœæ, Mara - powita³ j¹ z roztargnieniem Ghent, na chwilêodrywaj¹c wzrok od koñcówki komputera, przy której siedzia³.- Jak siêczujesz?Ca³kiem nieŸle - odpar³a.Utkwi³a w ch³opaku zdumione spojrzenie, nerwowo przebiegaj¹c w myœlach g¹szcz mglistych wspomnieñ.Ghent: jeden z pracowników Karrde'a i najprawdopodobniej najlepszyspecjalista od ³amania szyfrów w ca³ej galaktyce.Fakt, ¿e siedzia³ przy39koñcówce komputera, wskazywa³ na to, ¿e nie s¹ wiêŸniami; no, chyba ¿e ten, ktoich pojma³, by³ tak bezgranicznie g³upi, ¿e nie wiedzia³, i¿ cz³owiekowi, któryzna siê na ³amaniu szyfrów, nie nale¿y pozwalaæ zbli¿aæ siê do komputera,nawet na odleg³oœæ metra.Ale czy nie wys³a³a Ghenta do siedziby Nowej Republiki na Coru-scant? Tak,oczywiœcie.Zrobi³a to z polecenia Karrde'a, a potem zebra³a czêœæ jego ludzii polecia³a z nimi na tê bitwê o Flotê Katañsk¹.Tam zaœ walczy³a na swoim Z-95 przeciwko imperialnemu niszczycielowigwiezdnemu.I musia³a siê katapultowaæ.I tak sprytnie pokierowa³a swoimfotelem katapultowym, ¿e znalaz³a siê na linii ra¿enia dzia³a jonowego, cospowodowa³o przepalenie siê uk³adów potrzebnych do podtrzymywania ¿ycia -pozosta³a w przestrzeni kosmicznej, skazana na dryfowanie bez koñca.Rozejrza³a siê woko³o.Wygl¹da³o na to, ¿e owo „bez koñca" nie trwa³o takd³ugo, jak siê obawia³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]