[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi, wymieniwszy szybko parê zdañ z towarzyszem,zwróci³ siê do Ksiêcia.— Wasza £askawoœæ — powiedzia³ — trafi³ nam siê idealnyœrodek transportu, aby dotrzeæ do Imperatora Xaviera.Zaskoczony propozycj¹ i ci¹gle jeszcze w lekkim szoku, Garald w pierwszejchwili spojrza³ na warloka bezgranicznie zdumiony i niezdolny do podjêcialogicznej decyzji.Warlok patrzy³ jednak wyczekuj¹co, Ksi¹¿ê zmusi³ wiêc swój odrêtwia³y umys³ dopracy.Musia³ przyznaæ, ¿e pomys³ sam w sobie nie by³ z³y.Olbrzym, dziêki swej sile izdolnoœci stawiania ogromnych kroków, ³atwo móg³ zanieœæ ich do miejsca, wktórym Xavier walczy³ z nieznanymi wrogami.Gigant nie tylko móg³ zanieœæ ichtam szybciej, ni¿ gdyby lecieli w powietrzu.Dodatkow¹ korzyœci¹ by³abymo¿liwoœæ dostrze¿enia z wysokoœci jego ramion tego, co znajduje siê przednimi, zanim jeszcze dotarliby na miejsce.I wreszcie — co mog³oby okazaæ siênajistotniejsze, gdyby zostali zaatakowani — pod komend¹ Duuk-tsarith wielkoludby³by cennym sprzymierzeñcem w boju.— Œwietny pomys³ — musia³ w koñcu przyznaæ Garald.—Czyñcie, co trzeba.Jeden z Duuk-tsarith przyst¹pi³ ju¿ do dzia³ania.Zostawiwszytowarzysza na stra¿y podopiecznych, warlok — mniejszy od olbrzyma mniej wiêcejdziesiêciokrotnie — uniós³ siê w powietrze i podlecia³ do mutanta.Tenobserwowa³ go podejrzliwie i nieufnie, nie okazywa³ jednak otwartej wrogoœci.Wiêc to nie warlok go zrani³—Garald g³oœno wyrazi³ swoje przypuszczenie.—Gdyby by³o inaczej, olbrzym natychmiast zaatakowa³by warloka albo uciek³bygdzie pieprz roœnie.Myœlê, ¿e twój domys³ jest trafny, Wasza £askawoœæ — popar³ go Radisovik.—Wydaje siê, ¿e æwiczyli go do boju warlo-kowie i nadal im ufa.Zraniæ go musia³ktoœ inny—lub coœ innego.Warlok tymczasem przemawia³ do olbrzyma ³agodnie, tak jak rodzice przemawiaj¹do skrzywdzonego dziecka, proponuj¹c uzdrowienie zranionego ramienia.Teraz,gdy ktoœ wreszcie okaza³ mu wspó³czucie i zainteresowanie, olbrzym rozp³aka³siê na dobre.Zbli¿y³ siê ufnie do warloka i mamrocz¹c coœ niezrozumiale,wyci¹gn¹³ ramiê, by Duuk-tsarith móg³ je zbadaæ.Widz¹c rozleg³e, czerwoneoparzenie, Garald ponownie zacz¹³ siê zastanawiaæ, jaka straszliwa si³a mog³aspowodowaæ tak¹ ranê.By³a to niew¹tpliwie ta sama si³a, która potrafi³a rozszczepiæ potê¿ny g³azPlanszy na dwie czêœci, mog³a str¹ciæ z nieba magiczny pojazd i spaliæ ludzkiecia³o do koœci.Stwory z ¿elaza.Duuk-tsarith skinieniem d³oni sprawi³, ¿e na ramieniu giganta pojawi³a siê maœæi rozsmarowa³ j¹, sprawiaj¹c pacjentowi niema³¹ ulgê, s¹dz¹c po uœmiechu, jakipojawi³ siê na jego mokrej od ³ez twarzy.Zaraz te¿ wyczarowa³ zwój banda¿a iowin¹³ nim potê¿ne ramiê.Nie dlatego, by banda¿ by³ szczególnie pomocny wleczeniu oparzeñ, olbrzymy jednak, w g³êbi ducha bardzo dziecinne,przepadaj¹za takimi dramatycznymi upiêkszeniami.Dokonawszy tego wszystkiego,warlok zrobi³ tajemniczy gest d³oni¹ nad g³ow¹ olbrzyma i wróci³, by z³o¿yæmeldunek o swych osi¹gniêciach.— Na³o¿y³em na niego zaklêcie przymusu — rzek³ krótko,podczas gdy jego towarzysz zdejmowa³ magiczn¹ tarczê z Ksiêciai Kardyna³a.— Powiedzia³em temu stworzeniu, ¿e musi odnaleŸæ i zniszczyæ to,co go zrani³o.Poniewa¿ zaklêcie to nie k³Ã³ci siê, a raczej pokrywa znaturalnymi pragnieniami olbrzyma, s¹dzê, ¿e nie powinien sprawiaæ namk³opotów.Doskonale — skwitowa³ meldunek Garald.Spojrza³ na wschód, gdzie w niebowzbija³y Siê coraz liczniejsze i coraz gêstsze kolumny dymu.— Musimy siêspieszyæ.Oczywiœcie, Wasza £askawoœæ—wypowiedziawszy kilka s³Ã³w, w¹rlok u¿y³ swej magii,by unieœæ ³agodnie w powietrze Ga-ralda i Kardyna³a, i opuœciæ ich obu na barkigiganta.Sadowi¹c siê mo¿liwie najwygodniej, Garald skrzywi³ siê, po-czuwszy smród niemytego cielska i pokrywaj¹cych je zwierzêcych skór.Giganta z kolei ogromnieciekawili jego pasa¿erowie i zdarzy³o siê parê razy, ¿e zwalnia³, by wykrêciæg³owê i spojrzeæ na swe ramiona, gdzie obaj siedzieli.Jego oddech œmierdzia³nawet bardziej ni¿ skóra.Niewiele brakowa³o, by Garald torsjami przyp³aci³ciekawoœæ olbrzyma, Kardyna³ zaœ, gdy uœmiechniêta gêba zwróci³a siê w jegostronê, po prostu bezceremonialnie zakry³ nos rêkawem habitu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]