[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aby go nie uraziæ jeszcze bardziej, wyjaœni³em oglêdnie, ¿eG³os nie dowodzi mózgami pok³adowymi, tylko dubluje ich czynnoœci, ¿e dobrzeby³oby mieæ na wszelki wypadek innych jeszcze dublerów, w zwi¹zku z czymGracjusz wprawia siê w sterowaniu eskadr¹, ¿e wreszcie to nie ja zarz¹dzi³emtaki tryb pracy, tylko dowódca wyprawy.Ellon jednak przerwa³ mi pe³nymzniecierpliwienia gestem:— Nie mam nic przeciwko Gracjuszowi! Niech sobie æwiczy na zdrowie i tak ca³ejjego nieœmiertelnoœci nie starczy mu na opanowanie funkcji MUK, ale G³os jestzbêdny!— W tej sytuacji mogê zaproponowaæ tylko jedno:niech na temat roli G³osu wypowie siê ca³a za³oga eskadry.Jeœli wszyscyuznaj¹ twoje antypatie za uzasadnione.— Moje sympatie i antypatie nie maj¹ tu nic do rzeczy, ale jeœli mózgipok³adowe znów siê rozreguluj¹, ja ich wiêcej remontowaæ nie bêdê.Niezamierzam dostarczaæ wam coraz to nowych niewolników!Wieczorem przysz³a do nas Irena.— Chcia³abym porozmawiaæ z Elim — powiedzia³a.Mary wsta³a, ale Irena niepozwoli³a jej odejœæ.— Eli — powiedzia³a — przy twojej ¿onie bêdzie mi ³atwiej z tob¹ rozmawiaæ.Wiesz chyba, z czym przysz³am?— Nie wiem, ale siê domyœlam.Chodzi o coœ zwi¹zanego z Ellonem, prawda?— Tak, z Ellonem! — wykrzyknê³a zaciskaj¹c nerwowo palce.— Dlaczego odnosisiê pan do niego z tak¹ pogard¹, admirale?Takiego oskar¿enia siê nie spodziewa³em, dlatego te¿ odpowiedzia³em dopiero pod³u¿szej chwili:— Czy aby nie przesadzasz, Ireno? Wszyscy, zarówno ja, jak i Oleg, kapitanowiestatków i ca³a reszta za³ogi odnosimy siê do Ellona z takim szacunkiem.— Na temat Olega te¿ mam kilka s³Ã³w do powiedzenia! A jeœli chodzi o tak zwanyszacunek do Ellona, to ogranicza siê on do zdawkowych wyrazów uznania, ¿e nibyjest zdolny, Wybitny, mo¿e nawet w pewnym stopniu genialny, ale.A on jestzdolny nie na niby, wybitny bez zastrze¿eñ i genialny bez ¿adnego ale! Ktopotrafi zrobiæ to, co on do tej pory dla nas zrobi³?— Istotnie, zrobi³ wiele — odrzek³em powa¿nie — ale za to nie jest zdolnyzrobiæ tego, co potrafi¹ inni.Wœród naszych za³Ã³g nie ma postaci szarych,przeciêtnych, niewybitnych.Takich po prostu zostawiliœmy w domu.A mo¿e twoimzdaniem szary jest na przyk³ad Kamagin, twoja zaœ matka przeciêtna?— Mówiê o Ellonie, a nie o mojej matce lub Kama-ginie.Ellon zas³uguje na coœwiêcej ni¿ zdawkowe uznanie!— Czego wiêc od nas ¿¹dasz?— Dlaczego postawi³ pan nad nim smoka? — wypali³a Irena.— Dlaczego ka¿e mupan s³u¿yæ obrzydliwemu gadowi, który w dodatku przeszkadza mózgom pok³adowymw kierowaniu eskadr¹?— Pamiêtaj, ¿e maszyny raz ju¿ odmówi³y pos³uszeñstwa.— To co z tego? Ale znów dzia³aj¹, robi¹ to, do czego zosta³y skonstruowane.Pañskie przywi¹zanie do smoka jest w tej sytuacji obraŸliwe dla wszystkich, czypan tego nie potrafi zrozumieæ?!— Nie potrafiê zrozumieæ czegoœ innego.Tego mianowicie, za co Ellon taknienawidzi biednego W³Ã³czêgi?— Nie wiem! Proszê raczej zapytaæ, dlaczego ja nie znoszê tego smoka.— Dobrze — odpar³em.— Dlaczego wiêc nie znosisz G³osu?— Nie lubiê go i ju¿! Nie cierpia³am go ju¿ na Trzeciej Planecie! Obrzydliwe,cuchn¹ce cielsko.— W³Ã³czêga od tej pory bardzo siê zmieni³, Ireno.— Tak, zestarza³ siê i amory ju¿ mu nie w g³owie.Ale nadal cuchnie.Dziwiêsiê, ¿e pan potrafi³ przesiadywaæ z nim godzinami, podczas gdy ja musia³am wjego obecnoœci zatykaæ nos.— Nie wiedzia³em, ¿e to tak wygl¹da.— Oleg te¿ siê nim brzydzi, ale ust¹pi³ panu, bo panu ustêpuje zawsze i wewszystkim.Pana zaœ inni zupe³nie nie obchodz¹, bo licz¹ siê dla pana jedyniew³asne zachcianki!— To mocny zarzut, Ireno!— Ale sprawiedliwy! Lusin oprócz Mizara chcia³ wzi¹æ ze sob¹ jeszcze dwa koty,ktoœ jednak powiedzia³, ¿e pan kotów nie cierpi.Sprawdzono to i okaza³o siê,¿e istotnie za kotami pan nie przepada, admirale! No i Lusin bez s³owazrezygnowa³ z zabrania swoich ulubionych kotów.A pan zapyta³ kogoœ czytowarzystwo ognistego smoka sprawia mu przyjemnoœæ?— Smoka nie ma — powiedzia³em.— Jest myœl¹cy G³os koordynuj¹cy pracê dwóchmózgów pok³adowych.Jeœli oka¿e siê, ¿e naprawdê nie daje sobie z tym rady, zwolnimy G³os z jegoobecnych obowi¹zków i zatrzymamy w rezerwie.Irena wsta³a.Zatrzyma³em j¹.— Wspomnia³aœ, ¿e masz jeszcze coœ do powiedzenia na temat Olega.Zatems³ucham.Zawaha³a siê i dopiero po d³u¿szej chwili powiedzia³a ze ³zami w oczach:— Oleg bardzo siê zmieni³, nie jest ju¿ taki jak dawniej.To przez pana.Jestpan g³Ã³wn¹ postaci¹ w eskadrze i wszystkich pan sobie podporz¹dkowa³.Jegorównie¿.Dawniej by³am z niego dumna, teraz mi go ¿al.Powiedzia³am mu: mójojciec te¿ lata³ z Elim, ale nie pozwala³ tak sob¹ komenderowaæ.Odpar³ mi nato, ¿e mówiê od rzeczy.— I mia³ œwiêt¹ racjê! — wykrzykn¹³em.Po jej wyjœciu przez parê minut kr¹¿y³emw milczeniu po kabinie.Mary obserwowa³a mnie z uœmiechem.— Cieszysz siê — wykrzykn¹³em z irytacj¹ — ¿e na statku zaczynaj¹ siê swary?— Cieszy mnie to, ¿e wreszcie us³ysza³eœ kilka nieprzyjemnych s³Ã³w prawdy! —Œmia³a siê tak zaraŸliwie, ¿e i ja nie mog³em utrzymaæ powagi.— Ja sama ju¿nie raz zamierza³am powiedzieæ ci coœ podobnego, ale ty tak przejmujesz siênajmniejszym g³upstwem.A jeœli chodzi o koty, to sama poprosi³am o ichpozostawienie na Ziemi.— Niepotrzebnie! Jakoœ bym wytrzyma³ ich obecnoœæ na statku.— Chodzi³o w³aœnie o to, ¿ebyœ nie musia³ wytrzymywaæ.— Doœæ ju¿ o kotach! — zawo³a³em ze z³oœci¹.— Nie znoszê ich i basta! Powiedzlepiej, co mam robiæ!— Przede wszystkim ustaliæ jak wygl¹da wspó³praca G³osu z Mózgami.Jeœliistotnie s¹ w niej jakieœ zahamowania, to sprawa jest powa¿na.— Masz racjê — powiedzia³em.— Zaraz to sprawdzê.Wokó³ kabiny G³osu majestatycznie przechadza³ siê Gracjusz, pe³ni¹c w tensposób swoje nowe obowi¹zki, które jak na razie sprowadza³y siê do rozmów zG³osem na wszelkie mo¿liwe i niemo¿liwe tematy.— G³osie — powiedzia³em.— Jak uk³ada ci siê wspó³praca z maszynami myœl¹cymi?— Oba mózgi pok³adowe s¹ zbyt powolne — poskar¿y³ siê.— Chcesz przez to powiedzieæ, ¿e szybciej od nich przeliczaæ warianty?— Nic podobnego! Nikt nie mo¿e liczyæ szybciej ni¿ MUK, ale kiedyœ ci ju¿wspomina³em, ¿e nie analizujê kolejnych wariantów rozwi¹zania, tylko od razuznajdujê w³aœciw¹ odpowiedŸ.— Tak, mówi³eœ mi o tym, ale jakoœ nie potrafiê zrozumieæ jak to w ogóle jestmo¿liwe.— Wszystkie rozwi¹zania wariantowe pojawiaj¹ siê we mnie jednoczeœnie.Moimzadaniem jest wybór najodpowiedniejszego, wiêc robiê to w sposób intuicyjny.Oceniam ca³y zbiór wariantów ca³oœciowo, nie trac¹c czasu na ich kolejneanalizowanie.MUK jeszcze nie zd¹¿y przeliczyæ poszczególnych mo¿liwoœci, kiedyju¿ podpowiadam jedynie w³aœciw¹ odpowiedŸ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]