[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bê­dziemy odprawiaæ pokutê.— Jej oczyb³yszcza³y dziwnym, niezrozumia³ym zapa³em, który pojawia³ siê w nich zawsze,kiedy — jak s¹dzi³a — wystawiano na próbê jej wiarê.— Zostaniemy w domu.Niepójdê do pracy, a ty nie pójdziesz do szko³y.Bêdziemy siê modliæ.Bêdziemyprosiæ o znak.Bêdziemy na kolanach b³agaæ o odpuszczenie grzechów.— Nie, mamo.Mama podnios³a rêkê i uszczypnê³a siê w twarz.Na policzku zosta³ czerwonyœlad.Spojrza³a na Carrie oczeku­j¹c jakiejœ reakcji, nie dostrzeg³a ¿adnej,zgiê³a palce prawej rêki jak szpony i przejecha³a nimi po policzku, rozdrapuj¹cgo do krwi.Gwa³townie wci¹gnê³a powietrze i zatoczy³a siê do ty³u na swoichwysokich obcasach.W jej oczach œwieci³o uniesienie.— Przestañ siê kaleczyæ, mamo.I tak mnie nie po­wstrzymasz.Mama krzyknê³a.Zacisnê³a praw¹ rêkê w piêœæ i uderzy³a siê w usta.Pociek³akrew.Mama umoczy³a w niej palce i powoli, z nieobecnym wyrazem twarzy,naznaczy³a krwi¹ ok³adkê Biblii.— Obmyte we krwi Baranka — wyszepta³a.— Wiele razy.Wiele razy on i ja.— WyjdŸ, mamo.Mama popatrzy³a na ni¹ b³yszcz¹cymi oczami.Rysy jej twarzy œci¹gnê³y siê wprzera¿aj¹c¹ maskê sprawiedliwego gniewu.— Nie kpij sobie z Boga — szepnê³a.— Pamiêtaj, ¿e twój grzech ciê dosiêgnie.Spal to, Carrie! Zdejmij z siebie tê diabelsk¹ czerwieñ i spal j¹! Spal j¹!Spal j¹!Drzwi z rozmachem otwar³y siê same.— WyjdŸ, mamo.Mama wykrzywi³a zakrwawione usta w groteskowej pa­rodii uœmiechu.— Jako Jezabel upad³a z wie¿y, niech tak siê stanie z tob¹ — powiedzia³a.— Apsy siê zbieg³y i ch³epta³y jej krew.To jest w Biblii! To jest.Jej stopy zaczê³y œlizgaæ siê po pod³odze.Popatrzy³a na nie w oszo³omieniu,jakby podejrzewaj¹c, ¿e drewniana posadzka nagle zamieni³a siê w lodow¹ taflê.— Przestañ!—wrzasnê³a.By³a ju¿ w korytarzu.Uchwyci³a siê framugi drzwi i przy­trzymywa³a siê przezchwilê; potem jakaœ niewidzialna si³a oderwa³a jej palce od drewna.— Przepraszam, mamo — powiedzia³a Carrie spokoj­nie.— Kocham ciê.Wyobrazi³a sobie, ¿e drzwi siê zamykaj¹, i drzwi rzeczy­wiœcie siê zatrzasnê³y,jakby pchniête lekkim powiewem wiatru.Ostro¿nie, ¿eby nie zadaæ mamie bólu,rozluŸni³a niewidzialny uœcisk, w którym j¹ zamknê³a.W chwilê póŸniej Margaret dobija³a siê do drzwi.Carrie przytrzymywa³a jetrzês¹cymi siê rêkami.— Nadejdzie Dzieñ S¹du! — wy³a Margaret.— Umy­wam rêce! Zrobi³am, co mog³am!— To samo powiedzia³ Pi³at — wyszepta³a Carrie.Matka odesz³a.Po chwili Carriezobaczy³a j¹ przez okno.Margaret przesz³a na drug¹ stronê ulicy.Sz³a dopracy.— Mamo — powiedzia³a Carrie cicho i przycisnê³a czo³o do szyby.„Nadejœcie cienia" (s.129):Zanim przejdziemy do bardziej szczegó³owej analizy tych wydarzeñ, warto bypodsumowaæ, co wiemy o samej Carrie White.Wiemy, ¿e Carrie by³a ofiar¹ manii religijnej trapi¹cej jej matkê.Wiemy, ¿eposiada³a utajone zdolnoœci teleki-netyczne, potocznie okreœlane jako zdolnoœciTK.Wiemy, ¿e ten tak zwany „samorodny talent" jest cech¹ dziedzi­czn¹,wywo³ywan¹ przez gen, który — o ile w ogóle jest obecny — najczêœciej pozostajerecesywny.Podejrzewa­my, ¿e zdolnoœci TK mog¹ byæ zwi¹zane z dzia³aniemgruczo³Ã³w.Wiemy, ¿e w dzieciñstwie Carrie zademons­trowa³a swoje zdolnoœci conajmniej raz, kiedy znalaz³a siê w sytuacji wielkiego zagro¿enia, do czegodo³¹czy³o siê poczucie winy.Wiemy, ¿e kolejna sytuacja zagro¿enia powsta³apodczas incydentu w szatni, kiedy znêca³y siê nad ni¹ kole¿anki.Istniejeteoria (popierana zw³aszcza przez Williama G.Throneberry'ego i Juliê Givens zBer-keley), ¿e w tym przypadku ponowne rozbudzenie zdol­noœci TK spowodowanezosta³o przez czynniki zarów­no psychologiczne (tj.reakcjê kole¿anek Carrie ijej sa­mej na pierwsz¹ miesi¹czkê Carrie), jak i fizjologiczne (tj.osi¹gniêciefizycznej dojrza³oœci).Wiemy wreszcie, ¿e podczas wiosennego balu powsta­³a trzecia sytuacjazagro¿enia i to w³aœnie zapocz¹tkowa³o owe przera¿aj¹ce wypadki, które musimytutaj omówiæ.Zaczniemy od.(wcale siê nie denerwujê ani trochê)Tommy wpad³ wczeœniej, ¿eby przynieœæ jej bukiecik, i teraz sama przypina³a godo sukni na ramieniu.Oczywiœcie nie mia³a matki, która by to za ni¹ zrobi³a idopilnowa³a, ¿eby bukiecik znalaz³ siê na w³aœciwym miejscu.Jej mama zamknê³asiê w kaplicy i modli³a siê histerycznie ju¿ od dwóch godzin.Dochodz¹cystamt¹d g³os wznosi³ siê i opa­da³ niepokoj¹co w nieregularnych odstêpachczasu.(przykro mi mamo tylko ¿e wcale nie jest mi przykro)Kiedy w koñcu przypiê³a bukiecik jak nale¿y, opuœci³a rêce i sta³a przez chwilênieruchomo, z zamkniêtymi oczami.W ca³ym domu nie by³o du¿ego lustra,(pró¿noœæ pró¿noœæ to wszystko pró¿noœæ)ale zdawa³o jej siê, ¿e wygl¹da dobrze.Musia³a wygl¹daæ dobrze.Na pewno.Doœæ.Otwar³a oczy.Na bawarskim zegarze z kuku³k¹, kupionym za ZieloneZnaczki, by³a siódma dziesiêæ.(bêdzie tutaj za dwadzieœcia minut)A jeœli nie?Mo¿e to wszystko by³o jednym wielkim ¿artem, ostatecz­nym, druzgoc¹cym ciosem,koñcowym poci¹gniêciem.Mo¿e mia³a tu siedzieæ przez pó³ nocy w swojejaksamitnej balowej sukni z obcis³ym stanikiem, bufiastymi rêkawami i d³ug¹,prost¹ spódnic¹, i przypiêtym do lewego ramienia bukieci­kiem herbacianychró¿.Z drugiego pokoju dobieg³ j¹ podniesiony g³os matki:—.i na œwiêtej ziemi! Wiemy, ¿e nas œledzisz, ¿e twoje Oko, szkaradne Oko,nigdy nie odpoczywa.S³yszymy dŸwiêk czarnych tr¹b.Z ca³ego serca ¿a³ujemy.Carrie nie s¹dzi³a, ¿eby ktokolwiek móg³ zrozumieæ, jakiej rozpaczliwej odwagiwymaga³a od niej ta decyzja — decyzja, ¿eby przyj¹æ zaproszenie i naraziæ siêna wszystkie przera­¿aj¹ce mo¿liwoœci, w jakie obfitowa³ dzisiejszy wieczór.Jedn¹ z nich by³a mo¿liwoœæ, ¿e Tommy wystawi³ j¹ do wiatru — ale to wcale nieby³oby najgorsze.Przy³apa³a siê na ukradkowej myœli, ¿e mo¿e rzeczywiœcieby³oby najlepiej, gdyby.(nie przestañ)Oczywiœcie ³atwiej by³oby zostaæ tutaj z mam¹.Bezpiecz­niej.Wiedzia³a, co onimyœl¹ o mamie.Có¿, mo¿e mama by³a stukniêt¹ fanatyczk¹, ale przynajmniejwiadomo by³o, czego siê po niej mo¿na spodziewaæ.Dom by³ bezpiecznym miejscem.Nikt tu siê z niej nie wyœmiewa³.A jeœli Tommy nie przyjdzie, jeœli Carrie bêdzie musia³a uznaæ siê za pokonan¹i zrezygnowaæ? Szko³a skoñczy siê za miesi¹c.Co dalej? Prowadziæ nie koñcz¹c¹siê, œlimacz¹ egzystencjê w tym domu, s³uchaæ mamy, ogl¹daæ razem z ni¹teleturnieje i popularne seriale u pani Garrison, kiedy zaprasza³a Carrie naWizytê (pani Garrison mia³a osiem­dziesi¹t szeœæ lat), po kolacji chodziæ naspacery do centrum i ukradkiem opychaæ siê s³odyczami w Kelly Fruit, tyæ,traciæ nadziejê, traciæ nawet zdolnoœæ myœlenia?Nie.Och, dobry Bo¿e, tylko nie to.(proszê spraw niech to siê dobrze skoñczy)—.uchroñ nas od Z³ego, który na rozdwojonych ko­pytach kr¹¿y po ulicach,czai siê na parkingach i w ciem­nych alejkach, o Zbawicielu.Siódma dwadzieœcia piêæ.Niepokój narasta³.Nie myœl¹c o tym, co robi, zaczê³a podnosiæ i opuszczaæró¿ne przedmioty, podobnie jak ner­wowa kobieta czekaj¹c na kogoœ w restauracjizwija w pal­cach róg obrusa.Potrafi³a utrzymaæ w powietrzu pó³ tuzinaprzedmiotów jednoczeœnie, nie odczuwaj¹c przy tym ¿ad­nego zmêczenia ani bólug³owy.Wci¹¿ spodziewa³a siê, ¿e ta si³a zacznie zanikaæ, ale nic takiego siênie dzia³o.Wrêcz przeciwnie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl