[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Jak tam mały?–Właśnie zachciało mu się kopać – odpowiedziała Patsy, kładąc sobie dłoń męża na brzuchu.Pomyślała, że to nigdy nie zawodzi.To spojrzenie, kiedy poczuł ruchy dziecka w jej łonie.Stawał się nagle miękki jak wosk.–Dziecko – powiedział.–Tak.– Uśmiechnęła się.–Bardzo proszę bez żadnych przykrych niespodzianek, kiedy przyjdzie czas, dobrze? – powiedział Chavez.– Chcę, żeby wszystko przebiegło najzupełniej normalnie.To i tak dostatecznie ekscytujące.Nie chciałbym zemdleć, albo co…–Akurat! – Patsy roześmiała się głośno.– Ty miałbyś zemdleć? Ty, mój komandos?–Nigdy nie wiadomo, kochanie – powiedział jej ojciec.– Widziałem już, jak twardzi faceci mdleją.–Ale nie ten, panie C – zapewnił Domingo, unosząc brew.–Przypominacie mi strażaków – odezwała się Sandy.– Siedzicie i czekacie, aż coś się stanie.–To prawda – przyznał Domingo.– Ale jeśli pożar nigdy nie wybuchnie, niebędziemy mieć nic przeciwko temu.–Naprawdę tak uważasz? – spytała Patsy.–Tak, kochanie – powiedział jej mąż.– Akcje nie są zabawą.Dotąd dopisywało nam szczęście.Nie straciliśmy ani jednego zakładnika.–Ale nie zawsze tak będzie – powiedział Tęcza Sześć swemu podwładnemu.–Zawsze, jeśli tylko będę w stanie coś zrobić, John.–Ding – Odezwała się Patsy, spoglądając znad talerza.– Czy ty… no wiesz, czy…Spojrzenie wszystko jej powiedziało, chociaż odpowiedź brzmiała: – Nie mówmy o tym.–Nie nacinamy karbów na rękojeściach pistoletów, Patsy – powiedział John swojej córce.– Wiesz, to by było w złym stylu.–Zgłosił się dzisiaj Noonan – zmienił temat Chavez.– Mówi, że ma nową zabawkę, którą powinniśmy sobie obejrzeć.–A ile kosztuje? – spytał John w pierwszej kolejności.–Podobno niewiele, bardzo niewiele.Delta właśnie zaczęła się tym bliżej interesować.–Do czego to służy?–Odnajduje ludzi.–O? Coś tajnego?–Skądże, normalny, komercyjny produkt.Ale znajduje ludzi.–Jak?–Potrafi namierzyć ludzkie serce z odległości do pięciuset metrów.–Co takiego? – spytała Patsy.– W jaki sposób?–Nie jestem pewien, ale Noonan mówi, że chłopaki w Fort Bragg zupełnie ocipieli… To jest, chciałem powiedzieć, że naprawdę zrobiło to na nich wielkie wrażenie.Nazywa się to „Ratownik”, czy coś takiego.No i Noonan poprosił tych pożeraczy węży z DOS, żeby przysłali nam egzemplarz pokazowy.–Zobaczymy – powiedział John, smarując masłem bułkę.– Pyszny chleb, Sandy.–To z tej małej piekarni przy Millstone Road.Naprawdę mają tu wspaniałe pieczywo.–A wszyscy tak narzekają na angielskie jedzenie.Idioci.Wychowałem się na takim.–Ale je się tu tyle mięsa – martwiła się głośno Patsy.–Mój cholesterol jest poniżej stu siedemdziesięciu, kochanie – przypomniał jej Ding.– Niższy niż twój.Myślę, że to dzięki treningowi.–Poczekaj, aż przybędzie ci lat – mruknął John.Po raz pierwszy w życiu zbliżał się do dwustu, mimo tych wszystkich ćwiczeń.–Nie ma się co śpieszyć – zachichotał Ding.– Sandy, tak czy inaczej, gotujesz wspaniale.–Dziękuję, Ding.–Żeby tylko mózgi nam nie zgąbczały od angielskiej wołowiny.– Uśmiechnął się łobuzersko.– Cóż, to i tak bezpieczniejsze od szybkich zjazdów na linie z Night Hawka.Sam Houston jest w dalszym ciągu kontuzjowany.Może powinniśmy wypróbować jakieś innerękawice?–Mamy takie same, jakich używa SAS.Sprawdzałem.–Tak, wiem.Rozmawiałem o tym przedwczoraj z Eddie’em.Mówi, że wypadki na treningach są nieuniknione, i że Delta traci w takich okolicznościach średnio jednego faceta rocznie.Mówię o śmiertelnych wypadkach.–Co? – Patsy była zaalarmowana.–A Noonan mówi, że FBI też straciła kiedyś faceta.Zjeżdżał na linie z Hueya i omsknęła mu się ręka.– Dowódca Drugiego Zespołu wzruszył ramionami.–Jedyna rada, to trenować jeszcze więcej – powiedział John.–Cóż, moi chłopcy są u szczytu formy.Teraz muszę znaleźć sposób na utrzymanie ich na tym poziomie.–Nie będzie łatwo, Domingo.–Domyślam się.– Chavez odsunął pusty talerz.–Co to znaczy, że są u szczytu formy? – spytała Patsy.–Kochanie, to znaczy, że Drugi Zespół jest gotowy.Zawsze byliśmy, ale w tej chwili nie widzę już niczego, co można by było poprawić.To samo z chłopakami Petera.Gdyby nie te dwie kontuzje, byłoby wprost idealnie, zwłaszcza od kiedy jest z nami Malloy.Cholera, ten potrafi latać śmigłowcem.–Gotowy… zabijać ludzi? – spytała Patsy podejrzliwie.Sytuacja była dla niej trudna.Jej powołaniem jako lekarza było ratowanie życia, a jednocześnie była żoną człowieka, do którego zadań często należało zabijanie.Ding na pewno już kogoś zabił, bo gdyby było inaczej, nie sugerowałby, żeby nie rozmawiać na ten temat.Jak to możliwe, że zabijał, a jednocześnie robił się miękki jak wosk, czując ruchy dziecka w jej łonie? Wielu spraw jeszcze nie rozumiała, chociaż kochała swego szczupłego, niskiego męża o oliwkowej skórze i promiennym uśmiechu.–Nie, kochanie.Gotowy ratować ludzi.O nic innego nie chodzi w naszej pracy.* * *–Ale czy mamy pewność, że ich wypuszczą? – spytał Esteban.–A czy będą mieli wybór? – odparł Jean-Paul i nalał z karafki wina do pustych już szklanek.–Zgadzam się – powiedział Andrč.– Jaki będą mieli wybór? Okryliby się hańbąwobec całego świata.Przecież to tchórze, pełni burżuazyjnych sentymentów.Są słabi, nie to, co my.–Żebyśmy się tylko nie przeliczyli – powiedział Esteban.Wcale nie chciałwystępować w roli adwokata diabła, raczej wyraził obiekcje, które musiały ich wszystkichnurtować, w większym lub mniejszym stopniu.Esteban zawsze martwił się na zapas.–To, co zrobimy, będzie wydarzeniem bez precedensu.Guardia Civil jest skuteczna, alenie została przygotowana do takiej sytuacji.Policjanci – parsknął Andrč pogardliwie.– Nieprzypuszczam, żeby kogoś z nas aresztowali.– Pozostali skwitowali te słowa uśmiechem.Andrč mówił prawdę.To byli tylko policjanci, potrafiący łapać pospolitych złodziei, ale niezaangażowanych politycznie, oddanych sprawie żołnierzy, odpowiednio uzbrojonych,wyszkolonych i umotywowanych.– Czyżbyś się rozmyślił?Esteban żachnął się.– Oczywiście, że nie, towarzyszu.Po prostu doradzam obiektywne spojrzenie na naszą operację.Żołnierz rewolucji nie może dać się ponieść entuzjazmowi.– Pozostali pomyśleli, że za tymi słowami kryją się obawy Estebana.Ale wszyscy je żywili, czego dowodem było nieprzyznawanie się do nich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]